TOP10 – Ulubione Filmy Rednacza Wdowika

Wyselekcjonowanie 10 ulubionych produkcji filmowych, kiedy obejrzało się ich koło dwóch tysięcy, jest dość ciężkim zadaniem. Jak za gówniaka uwielbiałem bawić się w takie rankingi, tak dzisiaj mnie to po prostu wkurza.

Po odrzuceniu kilkudziesięciu moich ukochanych filmów i bajek (szczególnie bajek), udało mi się wyselekcjonować tę wspaniałą dziesiątkę, którą zabrałbym ze sobą na bezludną wyspę. Choć – jak się teraz zastanowię –  znowu nie jestem pewien kilku pozycji… Listę ułożyłem alfabetycznie, bo jakbym jeszcze miał to ułożyć od najbardziej ulubionego do najmniej, najpewniej strzeliłbym sobie w łeb. Tak więc, oto 10 ulubionych filmów Krzysztofa Wdowika – naczelnego, który się nie zna i pije za dużo drinków podczas pisania. Ale lubi pisać o popkulturze, więc to robi.


Zobacz również:

Filmy, których nie znasz, a powinieneś według… Daniela Kurbiela

TOP10 – Ulubione Seriale Rednacza Wdowika

Najlepsze horrory w historii


Gran Torino (2008), reż. Clint Eastwood

Kurde, chociaż Clint nie jest już w najlepszej formie i filmy bardzo dobre (Richard Jewell, Przemynik) przeplata z totalnymi niewypałami (15:17 do Paryża czy ostatni jego obraz, Cry Macho), to wciąż obawiam się dnia, kiedy odejdzie z tego świata. Człowiek ten jest jednym z moich ulubionych aktorów i reżyserów, ale również jedną z ostatnich, prawdziwych, żyjących legend kina. Kultowe sphagetti westerny, nagradzane thrillery, dramaty i filmy wojenne czy kryminalne akcyjniaki, które dały nam postać Inspektora Callahana.  Eastwood w swej ponad 65-letniej karierze dokonał chyba wszystkiego, czego tylko mógł. Zaś Gran Torino jest moim ulubionym filmem z jego udziałem i niezbyt rozumiem, czemu zostało pominięte przy jakichkolwiek nagrodach.


Lot nad kukułczym gniazdem (1975), reż. Milos Forman

Nie jestem wam w stanie powiedzieć od kiedy dokładnie miłuję się w czytaniu o ludzkiej psychice i czemu fascynują mnie psychopaci, ale Lot nad kukułczym gniazdem po raz pierwszy obejrzałem bodaj w 2010 roku, kiedy fascynacja ta już trwała. Natomiast wiem na pewno, że ekranizacja książki Keseya w reżyserii Formana zaszczepiła we mnie miłość do Nicholsona i jego brwi. McMurphy ze swoją charyzmą i pewnością siebie, stanowił dla mnie inspirację; łamał wszelkie konwenanse, znał swoją wartość, a przede wszystkim wyzwalał ludzi z łańcuchów ograniczeń. I mimo, że w zasadzie był skazanym przestępcą, ciężko nie stwierdzić, że również był dobrym człowiekiem. Nieokiełznanym, ale dobrym. Nic nie jest czarno-białe i warto o tym pamiętać.


Nebraska (2013), reż. Alexander Payne

Jestem cholernie nostalgiczny. No, byłem, bo obecnie udało mi się nad tym zapanować do jakiegoś stopnia. Nie zmienia to faktu, że gdy odpalam Nebraskę i patrzę na postać Woodiego, widzę jeden z potencjalnych scenariuszy tego, jak może, mogło potoczyć się moje życie. Prosty, acz genialny soundtrack idealnie wpasowuje się w klimat tego czarno-białego filmu drogi. Żal mi jedynie, że genialni Dern i Squibb nie zostali wyróżnieni jakąś większą nagrodą za swe role. Niedoceniony komediodramat, a szkoda, bo ukazuje życie dokładnie takim, jakim jest.


Ojciec Chrzestny (1972), reż. Francis Ford Coppola

Film, który obfituje w zadziwiającą ilość życiowych (i przydatnych) cytatów. I nie chodzi mi tu o Leave the gun, take the canolli. O Ojcu Chrzestnym powiedziano już wiele, więc nie będę się zbytnio rozpisywał. Powiem tylko, iż żaden inny film nie zawiera w sobie takiej ilości kultowych scen, jak właśnie dzieło Coppolii. Wspaniały klasyk i nie wiem, czy nie najlepszy film w historii kinematografii. No, może poza Titaniciem… Niby mieli tylko siebie, a ona się nie przesunęła…


Scott Pilgrim kontra Świat (2010), reż. Edgar Wright

Świetna muzyka? Jest. Genialny w swej nieporadności Michael Cera? Jest. Ale poza tym, Scott Pilgrim to prawdopodobnie najbardziej growy kawałek kinematografii, jaki powstał. Poza filmami, ogromnym uczuciem darzę również gry i muzykę. Miłość do dzieła Wright’a jest więc oczywista i naturalna. Film niestety na siebie nie zarobił, gdy debiutował w 2010 roku na ekranach kin, ale jak w przypadku Rocky Horror Picture Show zebrał wokół siebie rzeszę fanów i po latach stał się tytułem kultowym. Ostatnio, z okazji dekady od premiery, dostaliśmy nawet mały, internetowy reunion.


Świt Żywych Trupów (1978), reż. George A. Romero

Pieprzyć biegające zombie. Jak mawiał ojciec zombiaków i reżyser Nocy, Świtu oraz Dnia Żywych Trupów, George A. Romero, śmierć nie daje ci zastrzyku adrenaliny. Jego pierwsza trylogia traktująca o żywych trupach to dziś pozycja obowiązkowa dla każdego miłośnika zombie, a jej diamentem w koronie jest właśnie Świt Żywych Trupów, stanowiący przede wszystkim nie horror, a satyrę na konsumpcjonizm. Szkoda, że Romero wraz ze swoją drugą trylogią nie powtórzył sukcesu poprzedniczek. Legendarny reżyser zmarł w 2017 roku, a jego ostatnim filmem był naprawdę kiepski Survival of the Dead.


To wspaniałe życie (1946), reż. Frank Capra

Kocham ten film, bo jak żaden inny przywraca wiarę w ludzkość, daje nadzieję i powoduje ciepełko ogromne ciepełko na serduszku. Nie lubię go, bo to bardzo złudna nadzieja i wiara. Może w latach 40-tych społeczeństwo było inne, ale dziś To wspaniałe życie, ukazujące tą miłość do bliźniego i troskę o niego zakrawa o science-fiction… Wspaniały film, który powinien obejrzeć każdy, bez względu na wiek.


W krzywym zwierciadle: Witaj, Święty Mikołaju (1989), reż. Jeremiah S. Chechik

Święta Bożego Narodzenia to jeden z moich ulubionych okresów w roku. Owszem, nie wygląda to już tak, jak wyglądało 15 lat temu i zamiast śniegu i mrozu, w Wigilię dostajemy zazwyczaj przyjemną, jesienną pogodę, jednak wciąż moje wspomnienia z dzieciństwa nie pozwalają odpuścić bożonarodzeniowej tradycji. A właściwie bożonarodzeniowego pierdolca. Bo ja naprawdę od połowy listopada zaczynam oglądać filmy świąteczne, słuchać muzyki w tych klimatach i kupować prezenty. W samym okresie listopad-grudzień, obejrzałem ten film dobrych 14 razy. Świąteczne przygody rodziny Griswoldów mogę oglądać w kółko, bez względu na porę roku, a duża w tym zasługa scenariusza pióra Johna Hughesa. Jak dla mnie, to najlepszy film na święta i przyznaję, że przywodzi mi na myśl czasy, kiedy życie było znacznie mniej skomplikowane.


Whiplash (2014), reż. Damien Chazelle

Film, który za każdym razem doprowadza mnie do euforii. Ciężko znaleźć słowa, by opisać emocje towarzyszące mi podczas praktycznie każdego seansu z tym filmem. Za każdym pieprzonym razem, gdy na ekranie pojawiają się napisy końcowe, nie umiem wyrazić mojego zachwytu, mam ochotę bić brawa i czuję się zmotywowany do działania, dążenia do sukcesu. Jeśli film wywołuje u Ciebie taki stan, to coś znaczy. A,  J.K. Simmons był mi znany już wcześniej z OZ i nawet nie wiecie jak bardzo szczęśliwy byłem, gdy dostał on wreszcie rolę, gdzie mógł się wykazać i pokazać szerszej publice swój aktorski talent.


Władca Pierścieni: Drużyna Pierścienia (2001), reż. Peter Jackson

Kurde, przez chwilę zastanawiałem się nad tym, czy Harry Potter czy jednak Władca Pierścieni. Jak już wybrałem (niespodziewanie szybko zresztą), to przyszła zagwozdka którą część. Koniec końców zdecydowałem się na Drużynę Pierścienia. Podczas gdy Dwie Wieże przez większość filmu niemiłosiernie nudzą, a Powrót Króla rozmachem bitw onieśmiela, tak Drużyna jest najbardziej stonowana. Stanowi również świetne wprowadzenie w tolkienowski świat i jego bohaterów, którzy będą nam towarzyszyć przez dwie następne produkcje. Oczywiście, tylko wersja rozszerzona, nic poza tym!

Krzysztof Wdowik

Nie lubi (albo nie umie) mówić zbyt poważnie i zawile o popkulturze. Nie lubi też kierunku, w którym poszedł Hollywood i branża gamingowa. A już na pewno nie lubi pisać o sobie w trzeciej osobie. W ogóle to on mało co lubi.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze