Wikingowie: Walhalla – recenzja serialu. Pogoń za chwałą

Wikingowie powracają szybciej niż można było przypuszczać. W mojej pamięci wciąż żywy jest finał pierwotnego serialu, a już miałam okazję obejrzeć pierwszy sezon spin-offa. Nie, żebym narzekała. Przeciwnie. Z przyjemnością oglądałam Wikingów do ostatniego odcinka. I równie miło oglądało mi się Walhallę

Ragnar Lodbrok i jego synowie są już wspomnieniem. Wciąż pamiętani i hołubieni, stali się inspiracją dla Wikingów, którzy nastali po nich. Wikingowie: Walhalla to opowieść o zemście, braterstwie, walce starych bogów z nowym, i wielu innych.

Historia lubi się powtarzać. Sto lat po tym, jak Ragnar ujarzmiał morza i oceany, król Ethelred II dokonał masowej rzezi Wikingów zamieszkujących tereny Anglii. To wydarzenie nie przeszło bez echa. Duński władca Kanut wraz z księciem Norwegii Haraldem Sigurdssonem, zbierają armię, aby wziąć odwet na angielskim monarsze. Wydarzenia te dają początek serii krwawych walk, bolesnych zdrad i ulotnym chwilom namiętności.

Zobacz również: Assassin’s Creed Valhalla – recenzja gry. Nie taki wiking straszny, jak go malują!

Mówiąc wprost oraz prawdę, i tylko prawdę, mamy tutaj powtórkę z rozrywki. Naturalnie, nie oczekiwałam zmiany formuły o 90 stopni, jednak miałam wrażenie, że drugi raz oglądam ten sam serial. Wikingowie: Walhalla mają jednak jeden, lecz bardzo duży minus, w stosunku do Wikingów. Nie mają Ragnara Lodbroka. Nie mają też Lagerthy.

Wikingowie: Walhalla, Frida Gustavsson, Sam Corlett, Netflix
Wikingowie: Walhalla, Frida Gustavsson w roli Freydis, Sam Corlett w roli Leifa. Cr. Bernard Walsh/Netflix © 2021

Oczywiście serial ma swoje gwiazdy. Są to fajni bohaterowie, którym chce się kibicować i trzymać za nich kciuki. Niestety nie dorównują swoim poprzednikom charyzmą. Leif jest nazbyt wycofany i obojętny, aby zawładnąć sercami widzów. W porównaniu, Ragnarowi udało się to z łatwością już w pierwszych odcinkach. Natomiast Freydis zdaje się być… zbyt szorstka, nieprzystępna. Jest to zasadne, biorąc pod uwagę jej przeszłość, a jednak z tego właśnie powodu, brak jej uroku Lagerthy. Oczywiście są to postaci różne, mają inne charaktery, jednak ton potrzebne dla jakości seansu, by widzowie byli z nimi związani. Mnie było trudno.

Zobacz również: Zew nocnego ptaka – recenzja. Nieprzyjazny „Nowy Świat”

Znacznie zyskała jednak strona angielska. Zupełnie antypatyczna Judith, pozbawiony charakteru Aethelwulf i chytry Egbert, w Wikingach reprezentowali Sasów i skutecznie obrzydzali mi siebie oraz swoje interesy. Tymczasem Wikingowie: Walhalla dysponują atutem w postaci inteligentnej, błyskotliwej Emmy. Ta bohaterka od razu zdobyła moje serce. Młody król Edmund, choć mało charyzmatyczny, wzbudza sympatię. Z zaskoczeniem, a nawet smutkiem, muszę przyznać, że wydarzenia w Anglii oglądałam ze zdecydowanie większym zainteresowaniem. 

Wikingowie: Walhalla, Laura Berlin, David Oakes, Netflix
Wikingowie: Walhalla, Laura Berlin w roli królowej Emmy z Normandii, David Oakes w roli Earla Godwina. Cr. Bernard Walsh/Netflix © 2021

Fabuła nie jest wolna od uchybień logicznych. Czasami bohaterowie czy konkretne wątki są prowadzone trochę za bardzo pretekstowo. Nie brakuje jednak akcji. Historia toczy się bardzo dynamicznie. Powiedziałabym nawet, że brakuje w tym serialu przestrzeni na oddech, a przede wszystkim na żałobę. Miłość i przywiązanie między bohaterami są odpowiednio wyraźnie podkreślone. Brakowało mi jednak miejsca na rozpacz w chwilach, kiedy bohater doznawał dotkliwej straty. Smutek czy nawet zaduma występowały, lecz nie sądzę, by były adekwatne. Rozumiem, że w takiej sytuacji, w jakiej znajdowali się bohaterowie, należy liczyć się ze stratą. Postaci się z nią liczyły. Jednak czy naprawdę takowa świadomość i ryzyko podjęte z pełnym zrozumieniem, wystarczą, aby przejść ponad stratą i cierpieniem?

Osią wydarzeń są konflikty na tle religijnym. Już w czasach Ragnara chrześcijaństwo zaczynało wyraźnie dominować i stało się realnym zagrożeniem dla starej wiary. Sto lat później jako widzowie możemy obserwować schyłek dawnych wierzeń. Jest to krwawa, brutalna i okrutna walka. Wikingowie: Walhalla to serial, który bez pardonu obrazuje bezwzględnych, fanatycznych chrześcijan i bezsilnych wobec tej fali wyznawców starej wiary. Widok to przykry i bolesny, acz widowiskowy.

Wikingowie: Walhalla, David Oakes, Louis Davison, Netflix
Wikingowie: Walhalla, David Oakes w roli Earla Godwina, Louis Davison w roli króla Edmunda. Cr. Bernard Walsh/Netflix © 2021

Kostiumy są bardzo dobre i pieczołowicie dobrane. Zdjęcia zachwycają. Krajobrazy skandynawskie zapierają dech w piersi, lecz angielskie widoki nie ustępują im pięknem. Nie mam żadnych zarzutów do pracy kamery, zaś sceny mające miejsce nocą są wyraźne i widoczne. Nie jest to, niestety, oczywiste.

Zobacz również: Ostatni pojedynek – recenzja filmu. Czyż nie dobija się kobiet?

Krótkie rozeznanie szybko pozwoliło mi spostrzec wysokie niezadowolenie wśród publiczności. Z jakiego powodu? Rasowego. Ciemnoskóra kobieta u władzy wśród Wikingów to zdecydowanie za dużo aniżeli współczesny widz może znieść. Pragnę jednak zaznaczyć, że ta decyzja castingowa została uzasadniona fabularnie i nie ma absolutnie żadnego wpływu na przebieg akcji. Aktorka znakomicie sprawdziła się w swojej roli. Krytyka wobec tej bohaterki jest zupełnie bezzasadna, bowiem należy pamiętać, że serial nie jest rzetelnym źródłem historycznym. On w zasadzie w ogóle nie jest źródłem historycznym.

Wikingowie: Walhalla, Caroline Henderson, Bradley Freegard, Netflix
Wikingowie: Walhalla, Caroline Henderson w roli Jarla Haakon, Bradley Freegard w roli króla Kanuta, Leo Suter w roli księcia Haralda. Cr. Bernard Walsh/Netflix © 2021

Owszem, podobnie, jak przy Wikingach, sięgnięto po postaci historyczne oraz historyczne wydarzenia. Występują one jednak w roli inspiracji. Na próżno szukać spójności fabuły z historią. Scenarzyści manipulują wydarzeniami podłóg własnych upodobań i potrzeb. I jest to okej. W końcu do czynienia mamy z fabułą, nie z dokumentem.

Obejrzę następny sezon, ponieważ dobrze się bawiłam w czasie seansu. Z przyjemnością poznam dalsze losy bohaterów i z zapałem będę kibicować fantastycznej Emmie. Nie tracę też nadziei, iż postaci, które nie zdołały urzec mnie w tym sezonie, zyskają w kolejnych odcinkach. Dostrzegam taką szansę.

Plusy

  • Angażująca historia angielskiej szlachty
  • Gęsta akcja
  • Piękna scenografia i zachwycające kostiumy

Ocena

7 / 10

Minusy

  • Brak przestrzeni i oddechu w fabule
  • Mało charyzmatyczni bohaterowie
Anna Paczkowska

Fanka dobrych (i niedobrych) seriali, wciągających książek, podcastów i płatków podusiaków (najpierw płatki, potem mleko!). Miłośniczka zwierząt, animacji i kdram. Wieczna nastolatka.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze