Batman Detective Comics #1027 – recenzja komiksu. Ani to dobre, ani fajne

Aż osiemdziesiąt lat minęło od momentu debiutu postaci najlepszego detektywa na świecie. Od tego czasu wiele pozmieniało się nie tylko na świecie, ale przede wszystkim w mitologii Batmana. Czy to dobrze? Nietoperz nie nosi już sprayu na rekiny, więc sami mi powiedzcie.

Z tej okazji wydawnictwo DC Comics postanowiło uraczyć nas już kolejnym jubileuszowym wydaniem Detective Comics. W pracy nad tym tomem udział brały najbardziej znane nazwiska ze świata komiksu jak chociażby Chip Zdarsky czy Brian Michael Bendis. Dość powiedzieć, że gdyby wszyscy rysownicy i scenarzyści biorący udział w tym projekcie trzymali taki poziom od samego początku swojej kariery to żaden z nich by kariery nie miał.

Zobacz również: Batman: Imposter – recenzja komiksu

Batman Detective Comics #1027 to komiks tak nierówny pod względem historii i rysunków, że przy nim nasze rodzime drogi nagle nie są takie złe. Najnowszy tom przygód Batmana to zbiór krótkich i niepowiązanych ze sobą opowieści, których wspólnym mianownikiem w większości wypadków jest niski poziom. Spośród szesnastu historii tak naprawdę poziom trzymała jedynie historia, w której nie było w ogóle Batmana – co jak na komiks poświęcony Nietoperkowi jest niesamowitym osiągnięciem. Przypowieść o wymownym tytule Młoda opowiada nam o losach młodej i pełnej ideałów policjantki, którą czeka brutalne zderzenie z rzeczywistością w Gotham.

Zobacz również: Armada, tom 2 – recenzja komiksu. W oparach moralizatorstwa

Greg Rucka wyjątkowo nie skupia się na patetycznej narracji Batmana Ex Machiny i ukazuje rzeczywistość świata, w którym przyszło mu tworzyć historię. Natomiast odpowiedzialny za ilustracje w tej części tomu Eduardo Risso wykonał wyjątkowo dobrą robotę stwarzając spory kontrast między większością ilustracji z dalszej części tomu. W zasadzie to chyba jedyny plus najnowszego Detective Comics. Batman przez osiemdziesiąt lat istnienia miał wiele dobrych oraz wiele złych historii. Jubileuszowy tom przygód nietoperza przypomina nam niestety tylko o tych złych. Sporą część winy ponosi diametralnie różna wizja postaci Batmana, którą miały przed sobą osoby pracujące przy tym komiksie.

Batman Detective Comics #1027
Foto. Kadr z Detective Comics #1027

Napisana przez Bendisa przypowieść Klasa Mistrzowska wywołała u mnie poczucie zdenerwowania, jakiego nie uświadczyłem przy wielu innych słabych komiksach. Wyobraźcie sobie książeczkę dla dzieci, w której bohaterowie co chwilę łopatologicznie wykładają nam co robią, bo sami byśmy na to nie wpadli. Dokładnie tak napisana jest ta historia. Niestety wcale nie dlatego, że cały czas toczy się rozbudowany wątek najlepszego detektywa na świecie. Bendis skupił się na napisaniu posiadówki Bat-rodziny nad przypadkowo znalezionym martwym ciałem. Śledztwa tutaj niestety nie ma, ponieważ głównym zmartwieniem wszystkich postaci jest to, że przypadkowo znaleźli się w tym samym miejscu i muszą wyrażać swoje zdziwienie przez trzy strony. W pewnym momencie może zacząć denerwować nas myśl, że za zbiór takich historii musieliśmy zapłacić.

Zobacz również: Czarodziejki W.I.T.C.H., tom 4 – recenzja komiksu

Nie wspomniałem jeszcze nic o tym, jak prezentuje się całokształt komiksu pod względem wizualnym i niech tak zostanie ponieważ chcę zachować chociaż minimalny poziom kultury. A tak już bardziej na serio, kreska nie jest tu równa tak samo jak poziomy przedstawianych historii. Komiks oferuje nam ilustracje wyglądające gorzej niż praca pięciolatka, które swoim stylem starają się nawiązywać do starszych komiksów lub kreskówek o Batmanie. Jednak mimo to w paru przypowieściach znajdziemy ilustracje wyglądające naprawdę przyzwoicie, które w większości tylko zakrywają bezsens i głupotę niektórych historii.

Batman Detective Comics #1027
Foto. Kadr z Detective Comics #1027

Zobacz również: Fantastyczne zwierzęta: Tajemnice Dumbledore’a – recenzja filmu. W obronie serii

Przy historiach opublikowanych na łamach Batman Detective Comics #1027 współpracowało około trzydziestu różnych twórców. Nie trzeba być ekspertem, aby wiedzieć, że nie mogło się to skończyć dobrze. Niestety niespójność wizji postaci jest tutaj zdecydowanie najmniejszym problemem. Scenarzyści ewidentnie spisywali historie na kolanie w przerwach od pisania swoich regularnych serii, co zdradzają drewniane wręcz dialogi. Jeśli przeczytacie ten komiks do końca to albo jest coś z wami nie tak, albo nie kłamaliście pisząc w swoim CV o odporności na stres.

Plusy

  • Jedna fajnie napisana historia

Ocena

5 / 10

Minusy

  • Drewniane dialogi
  • Straszna nierówność historii i ilustracji
Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze