Batman: Imposter – recenzja komiksu

Mit Batmana ma mnóstwo pysznych smaków. Być może właśnie dlatego postać i jej świat zdołały przemówić do tak szerokiego grona odbiorców.

Wraz ze zmianą czasów zmienia się Gotham City i jego ikoniczny bohater. Na przykład w pierwszych opowieściach Gotham i Mroczny Rycerz nie byli wcale tacy mroczni. Gacek paradował po swoim jasnym mieście z wesołym pomocnikiem w serialu Adama Westa, utrwalając się w świadomości społecznej jako zabawny, sympatyczny dobroczyńca. Z biegiem czasu komiksy stawały się coraz ostrzejsze. Alan Moore i Frank Miller wykorzystali niespokojną młodość bohatera i przekształcili ją w dekady brutalnych, gotyckich opowieści. Batman stał się rzeczywiście mroczny, a światła w jego mieście zaczęły przygasać. Przez pewien czas wydawało się, że czytelnicy byli już świadkami najmroczniejszych miejsc, w jakie scenarzysta mógł zaprowadzić swojego bohatera. Szczerze mówiąc, mogło to być prawdą, dopóki na ring nie wkroczył Mattson Tomlin ze swoim Batman: Imposter.

Zobacz również: Batman – recenzja filmu. Gacek, którego potrzebowałem

batman: imposter

Batman: Imposter nie jest szczególnie mroczny z powodu jakiegoś konkretnego momentu czy wydarzenia. Chociaż, żeby było jasne, nie brakuje tu takich wydarzeń. Swój udręczony ton zawdzięcza najbardziej dominującemu elementowi tematycznemu: wysysającej duszę rozpaczy. W tej historii młody, niedoświadczony Bruce Wayne staje przed największym wyzwaniem w swojej karierze – morderczym naśladowcą mściciela. Jednocześnie zakochuje się i ucieka przed detektyw Blair Wong z policji GCPD.

Świat, w którym rozgrywa się akcja komiksu jest być może bardziej realistyczny niż w jakiejkolwiek innej opowieści o Nietoperku, co widać wyraźnie w nieustannych, otrzeźwiających objawieniach dotyczących konsekwencji jego rzekomo bohaterskich czynów. Twórca najnowszego filmowego Batmana, Matt  Reeves, w wywiadach na temat filmu stwierdził, że bohater jest przedstawicielem czystej ludzkiej woli i determinacji. W swoim komiksie, który jest obecnie najbardziej autentycznym ujęciem postaci, Tomlin poddaje on tę opinię próbie. Na każde drobne zwycięstwo bohatera przypada dwa razy więcej niepowodzeń.

Zobacz również: Sandman, tom 4: Pora Mgieł – recenzja komiksu

batman: imposter

Gliniarze są w stanie utrzymać trop Batmana, wycinając jego opuszczone linie zjazdowe i konfiskując słabo ukryty sprzęt. Łobuzy boją się Nietoperza, ale nigdy nie omieszkają zostawić go posiniaczonego i zakrwawionego po walce. Jego jedyny sprzymierzeniec, komisarz Gordon, został wyrzucony z Gotham po zaledwie roku wojny Wayne’a z przestępczością, a fala przestępców za jego błędy trafia z powrotem na ulicę. Na domiar złego, w tej wersji bohatera zabrakło również zawsze lojalnego Alfreda Pennywortha, który porzucił młodego Bruce’a po tym, jak socjopatyczne skłonności dziecka doprowadziły go niemal do załamania psychicznego. Tak, to ten komiks, gdzie Bruce Wayne został ukazany jako prawdziwy socjopata, który zamienia typową osobowość playboya na gniewnego, naburmuszonego odludka, przekonanego, że świat nigdy go nie zrozumie. Choć wszystko to może brzmieć jak postępujący upadek Batmana w serii Black Label, to w rzeczywistości jest to tylko sposób, w jaki Tomlin ustawia resztę swojej historii.

Zobacz również: Tony Stark – Iron Man. Tom 1 – recenzja. Nie taki znowu ‘fresh’

Dziwnie jest czytać o Batmanie, który dopiero co wszedł na scenę w kostiumie, a już czuje, że może stanąć w obliczu końca swojej krucjaty. Prawdę mówiąc, dopiero pod koniec komiksu staje się jasne, jaki jest zamysł całej tej historii. Imposter wystawia Bruce’a Wayne’a na ciężką próbę nie dlatego, że chce udowodnić, jak wiele jest on w stanie znieść, ale dlatego, że chce pokazać, do czego mogą skłonić człowieka nieprzyzwoicie głęboko zakorzenione emocje. Jest to oda do złożoności depresji.

Nie chodzi o to, że komiks celebruje to, jak ogromny smutek może objawiać się w jego nosicielu, ale o to, że nie boi się zgłębiać zarówno wzlotów, jak i upadków tego mózgowego rollercoastera. Czyni to najskuteczniej, gdy stawia Bruce’a naprzeciwko innych postaci z takimi samymi cechami depresji. Czytelnicy widzą jego siłę woli, gdy musi stawić czoła niedoszłym złoczyńcom ulegającym swoim lękom, determinację, gdy stawia wszystko na szali, by zmierzyć się ze swym sobowtórem, a także tę małą iskierkę nadziei, gdy spotyka tych, którzy chcieliby mu pomóc.

Zobacz również: Piosenki o miłości – recenzja filmu. Nutka uczuć

Komiksowi pomaga wykorzystanie wątku rodem z serialu Sopranos, w którym uparty Bruce jest zmuszony do udziału w sesjach terapeutycznych, aby zapobiec ujawnieniu jego tożsamości. Te bezpośrednie rozmowy są często okraszone niesamowitym projektem artystycznym Andrei Sorrentino, któremu udało się przekształcić całe strony w symbole, których bohaterowie obawiają się, że pewnego dnia przejmą władzę nad Gotham. Dodatkowy efekt zwiększa oddziaływanie słów na stronie w taki sam sposób, w jaki wspaniała ścieżka dźwiękowa może podnieść dobry film na wyższy poziom. W efekcie powstał wyjątkowy komiks, który zarówno w warstwie wizualnej, jak i scenariuszu osiąga estetykę filmu noir. Z Batman:  Imposter z pewnością warto się zapoznać, jeśli ktoś chciałby zerknąć w mroczniejsze rejony psychiki swojego ulubionego bohatera.

Plusy

  • Nowe podejście do Gacka...
  • Interesujące zagłębienie się w psychikę Batmana
  • Gęsty, mroczny i brudny klimat

Ocena

9 / 10

Minusy

  • ... które raczej nie jest dla każdego
Filip Szafran

Fan Batmana. Lubi Popkulturę więc o niej pisze

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze