Morbius – recenzja filmu. Let’s (finally) check this SH*T out

Sony wpompowało sporo kabzy w kolejną ekranizację Marvelowskiej historii. Tym razem na tapet wzięli kolejnego antagonistę Pajączka, czyli wampira Morbiusa. Długi czas po premierze, na fali całego hejtu sprawdziłem, czy film jest faktycznie najgorszą produkcją Marvela.

Morbius skupia się na historii śmiertelnie chorego, genialnego naukowca, który stara się znaleźć lek na zarazę, która dotknęła między innymi jego i jego przyjaciela z dawnych lat. W tym celu tworzy niebezpieczne serum, oparte na krwi nietoperzy-wampirów. I idę o zakład, że nie zgadniecie co dalej. Otóż sam staje się wampirem! Szok, c’nie? Pomijając cały naukowy bełkot, którym musiała być podszyta teoria przemiany tytułowego bohatera w wampira, przechodzimy do meritum, czyli tego, że Michael Morbius zmienia się w krwiożerczą bestię. Dość oklepany motyw, ale to fabuła oparta na komiksach, więc nie można zbytnio czepiać się podwalin historii. W całej tej hejterskiej akcji chodzi o coś innego. Czyli o samą realizację tego średnio ambitnego projektu.

Zobacz również: Najlepsze filmy 2022 roku

Zacznijmy jednak od kilku plusów. Na to, że zdecydowałem się jednak przetestować film wpłynął wszechobecny, wylewający się niczym hektolitry pomyj hejt. Że to najgorszy film Marvela, że strata czasu i pieniędzy. Jared Leto znowu kiczowaty i tak dalej, i tak dalej. To sprawiło, że poszedłem na film solidnie przygotowany. A raczej utwierdzony w tym, że stracę czas i pieniądze. A za to przez pierwsze 20 minut seansu utwierdzałem się w myśli, że hejt jest bezzasadny, bo ten tytuł zapowiada się na naprawdę dobre kino. W 1/3 fabuły jednak opinia zaczęła się obracać o 180 stopni, a ja przekonałem się, że nie dzieje się na ekranie najlepiej.

Zaczynając od początku – prolog Morbiusa jest skonstruowany naprawdę nieźle. W kilku kluczowych momentach poznajemy tytułowego bohatera, jego wczesne i późniejsze lata. I wypada to naprawdę dobrze, reżyser się tutaj postarał. Nie ma za dużo kiczu, klisz w postaci szybkiego przechodzenia przez wszystkie lata do teraźniejszości (oczywiście w chronologicznej kolejności). Było to nakręcone na tyle sprawnie, że zacząłem pokładać nadzieję, że reszta świata się po prostu myli, a to nie jest najgorszy film Marvela. Niestety, po 25 minutach wszystko zaczęło się sypać i lecieć na łeb na szyję. Ciężko nawet jednoznacznie określić, w którym momencie temat się „rypnął”. Oczywiście mamy schemat nieudanego eksperymentu. Jest też słynna scena jak w ciemnościach wampir rozkłada oddział najemników. Ale o tych scenach wiedzieliśmy już od czasu zwiastunów, więc to, że film je zawiera, przemilczę.

Zobacz również: Ranking filmów Marvel Cinematic Universe

Ale nie przemilczę czegoś czego kompletnie nie rozumiem. Czyli tego gdzie poszły te wszystkie $$$ z budżetu? Bo na pewno w scenach akcji ich nie widać. W braku charakteryzacji również. Nie pamiętam kiedy widziałem tak tragiczne sceny walk i efekty specjalne, dokładając do tego efekty dźwiękowe, o ile można ten syf tak określić. W youtubowych filmikach niezależnych widać więcej kabzy i twórczej inwencji niż tutaj. Nie spodziewałem się, że w kwestii efektów i walk między bohaterami, Morbius będzie konkurował ze Zmierzchem. I wiecie co – Zmierzch zrobił to sto razy lepiej. Potyczek w ogóle nie widać, mamy dwukrotne spowolnienie akcji, żebyśmy mogli zobaczyć co się dzieje, a dalej tylko czarne błyski, machanie kamerą, dziwne tłuczenie w tle i widok leżącego na plecach głównego bohatera, który znowu dostał wciry. Czy to był na pewno film marvelowski?

Kadr z filmu "Morbius"
Kadr z filmu „Morbius”

Zobacz również: Batman: Imposter; recenzja komiksu

Parę słów o głównym aktorze. Jared Leto był po prostu Jaredem Leto. Przystojniakiem, który próbuje znów usilnie wcielić się w nową postać. Ale czy wyszło? Z początku ciekawie się oglądało jego genezę. Ale później było jak z resztą podpunktów – rozmyły się. Paradoksalnie najlepiej wypadł tutaj antagonista, czyli postać grana przez Matta Smitha. Nie będzie spoilerem gdy powiem, że to główny zwyrol filmu, bo twórcy nawet nie próbowali robić z tego jakiegoś plot twistu. I powiem wam, że ten bohater był najbardziej wiarygodny ze wszystkich. Cóż, wysokiej poprzeczki nie miał. Ale tak czy inaczej, taka odświeżona wersja Bully Maguire’a przypadła mi do gustu. Było zabawnie, kiczowato, ale i przekonująco.

Nie trafia do mnie jednak motywacja wytwórni Sony, która niczym Warner Bros. miota się jak we mgle próbując stworzyć komiksowe uniwersum na kinowym ekranie. Nie wiedzą jak to zrobić i mimo, że jakiś tam zamysł mają, to bezsensownie próbują doścignąć Disneya, raz za razem udowadniając, że nie dadzą rady. I tu nawet nie chodzi tylko o to, że próbują iść na skróty. Te filmy o antagonistach Spider-Mana, jak Morbius, czy wcześniej Venom, tracą swój cały sens, gdy pokazani w nich tytułowi bohaterowie są wybieleni do granic możliwości i z konkretnych bad-assów stają się nie wiadomo czemu zbawcami świata.

Zobacz również: Ranking seriali MCU

Eddie Brock chciał tylko obalić złe korpo. W międzyczasie zyskał supermoce dzięki kosmicie, którego próbował nauczyć, że nie wolno zjadać ludzi jak jakaś bezmyślna bestia. No, chyba że tych złych. Typowy good guy. Morbius? On był naukowcem, chciał pomagać ludziom, leczyć choroby, a gdy jego eksperyment nie poszedł po jego myśli, głodził się, bo nie chciał atakować ludzi. I twórcy zrobili z niego gorszą wersję Blade’a, który walczy z ubocznymi skutkami swojej przypadłości, czyli wampirzym głodem krwi. I oczywiście, gdy mamy genezę komiksowego antagonisty, czyli w założeniach złego kolesia, zawsze w trakcie filmu musi pojawić ktoś gorszy. Jakiś jeszcze bardziej zły koleś, na tle którego tytułowy bohater stanie się nagle aniołkiem. Na miłość Boską – Sony. Czy wy naprawdę uważacie, że TĘDY droga? Czy nie można zrobić produkcji o złym kolesiu, gdzie tytułowy zły koleś pozostanie złym kolesiem? I tak będzie wyglądała jego geneza?

Venom i Morbius
Kadr z filmu „Venom: Let there be Carnage”

Ostatnie zdania to ogólna opinia o nieudolnej próbie stworzenia anty-Avengersów od Sony. Sinister Six, który jak widać dalej jest mokrym snem wytwórni nie ma łatwej drogi i już teraz czuć, że nie ma zbytniego sensu dalej tego rozwijać. Morbius jest kolejnym przykładem i dowodem na to, że Sony w Uniwersum nie umi, chociaż wszystkich próbuje przekonać, że jednak umi. Ale my wiemy swoje.

Zobacz również: Najlepsze gry 2022 roku

Chciałem się pozytywnie zaskoczyć. Chciałbym, żeby Morbius był pełnokrwistą, brutalną i konkretną opowieścią, w której z początku dobry facet, staje się powolutku złym gościem, potem coraz gorszym, jak zatapia się w swoim mroku, aż na przeciwko niemu staje ktoś, kto próbuje go powstrzymać… Ale tytułowy bohater wygrywa i kontynuuje bycie złym? Czy to nie brzmi lepiej niż ugrzecznianie kogoś, kto był stworzony jako czarny charakter?

Reasumując, historia do pewnego momentu jest fajna, potem traci sens i polot. Główny bohater jak już staje się wampirem jest tragiczny, totalnie nieprzekonujący. Wątek romantyczny jest wciśnięty tak z odbytu, że nawet nie ma sensu go komentować. Sceny walk i efekty specjalne, a raczej ich brak, to jakaś jedna wielka pomyłka. Dla poprawienia humoru zapuszczę dziś wieczorem sagę z Bellą i Edwardem Cullenem. A od teraz dla odmóżdżenia będę zamiast Zmierzchu, włączał Morbiusa.

Plusy

  • Początek, który daje iluzję dobrego filmu
  • Historia, która byłaby niezła jako 'stand alone', a nie adaptacja
  • Kiczowaty i zabawny, ale jednocześnie całkiem nieźle zrobiony antagonista

Ocena

2 / 10

Minusy

  • Tragiczne efekty, które są gorsze niż pojedynki w Zmierzchu
  • Słabiutka ekranizacja historii głównego bohatera
  • Druga część fabuły oklepana jak tylko się da

Według innych redaktorów...

Kamil Kołodziejczyk
16 kwietnia 2022

To poruszenie po pierwszych zwiastunach… już wtedy zastanawiałem się, czym ci ludzie się w ogóle zachwycają? Toż to Morbius od razu wyglądał na typowy film, który zawiedzie oczekiwania największych fanów. Cóż, ja największym fanem nie jestem i się nie zawiodłem, a film obejrzałem, bo już kurde nic innego nie było.

Nudno, słabo, poważnie, niewyraźnie, drewnianie i nijak, ale co najważniejsze – krótko, choć i tak za długo. Nawet ta dwójka w ocenie jakaś taka licha i jakby niezasłużona… Bo na ocenę 2 też trzeba zasłużyć. Filmom Vegi przynajmniej można wystawić solidną dwóję z kropką nienawiści, najlepiej usypaną z białego, nielegalnego proszku. Morbius dostanie dwójeczkę usypaną z soli. Czemu? Wywabia krew z ubrań, więc przy dobrych wiatrach wywabi całą krew z tego filmu (czyli w sumie nie za wiele), przez co te całe wąpierze nie będą miały co jeść i umrą. I bardzo kurła dobrze.

Plusik do recenzji za przywołanie ZmierzchuW końcu się przemogłem, obejrzałem i wcale nie żałuję. Jakby nie paczeć, główna obsada bardzo dobra i na czasie 😀

2
Czarek Szyma

#geek z krwii i kości. Miłośnik filmów, seriali i komiksów. Odwieczny fan Star Wars w każdej formie, na drugim miejscu Marvela i DC Comics. Recenzent i newsman. Poza tym pasjonat wszelakich sztuk walki, co zapoczątkowało oglądanie akcyjniaków w hurtowej ilości. O filmach i serialach hobbystycznie piszę od kilku lat. Ulubione gatunki to (oczywiście) akcja, fantasy, sci-fi, kryminał, nie pogardzę dobrą komedią czy dramatem.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze