Powrót do liceum – recenzja. Koniec świata – Netflix wyśmiewa poprawność polityczną!

Rebel Wilson, dotychczas znana jako pulchna aktorka z głupkowatych komedii, prezentuje swoją nową twarz jako… szczupła aktorka z zupełnie idiotycznych komedii. Bo, niestety, tym właśnie jest Powrót do liceum.

Zdaje się, że Rebel Wilson udomowiła się na planszy z szmirowatymi komediami, i wszystko wskazuje na to, że całkiem jej tam wygodnie. Rok 2019 był dla niej bardzo obfity: Zagrała w głośnych, choć średnio przyjętych Oszustkach, wystąpiła u boku Sama Rockwella w Jojo Rabbit, a nawet udało jej się zdobyć nagrodę Złotej Maliny za rolę w „filmie” Koty. Potem jednak zniknęła z ekranu, by powrócić ponad dwa lata później w Powrocie do liceum. Rebel stanowi zatem jedyny powód, dla którego warto obejrzeć produkcję Netflixa. A w poniższej recenzji porozmawiamy o pozostałych stu pięćdziesięciu powodach, dla których nie warto jej oglądać.

Żartuję, nie będzie tak źle.

Stephanie jest lekko stukniętą nastolatką o przekoloryzowanych wyobrażeniach względem życia, i właśnie kończy liceum. Niestety podczas występu przed całą szkołą niechybnie upada i sobie głupi ryj rozwala. Skutkiem tego jest śpiączka, z której Stephanie wybudza się 20 lat później, by odkryć, że jest niedojrzałym dzieciakiem w ciele dorosłej kobiety. Nie przejmując się jednak abstrakcją sytuacji, szybko podejmuje kroki co do swojej przyszłości: decyduje się powrócić do liceum. Cel ma jeden: zostać królową balu, tak jak pragnęła 20 lat wcześniej. Niestety na miejscu okazuje się, że tradycja wyborów miss balu została dawno zarchiwizowana, i generalnie wiele się zmieniło.

Zobacz również: Podpalaczka – recenzja filmu. Serc widowni raczej nie rozpali

I to jest chyba clou całego filmu – zderzenie dwóch światów. Nastolatki z lat dwutysięcznych i nastolatków współczesnych. Stephanie ma bowiem lekkie problemy z porozumieniem się z nowymi rówieśnikami, którzy wyznają zupełnie inne zasady, bezustannie gapią się w te swoje kalkulatory lub chodzą z penisami na wierzchu. Ich sztuczne relacje przesyca „polityczna poprawność” i, choć może to zaskoczyć, Netflix podchodzi do tego tematu prześmiewczo.

Zobacz również: Ranking filmów Marvel Cinematic Universe

Powrót do liceum przedstawia bowiem niektóre negatywne skutki „politycznej poprawności”, słusznie punktując nadużywanie pro-tolerancyjnych założeń i nieszczerość w ich wyznawaniu. Momentami jest to lekko przerysowane, czasem czysto komediowe, spełnia jednak swoje zadanie: wzbudza refleksje u widza. I doceniam, że Netflix spogląda na propagowane przez siebie idee z nieco innej strony, udowadniając przy tym, że ma do siebie dystans.

Powrót do Liceum
Fot. Materiały prasowe

A teraz pora wylać kubeł wody i powiedzieć szczerze: Powrót do liceum to kompletna szmira. Fabuła jest idiotyczna i ciężko dopatrzeć się w niej jakiegokolwiek składu, scenariusz wygląda jakby został napisany przez dwudziestu różnych studentów, którzy przekazywali sobie arkusz z rąk do rąk podczas nudnego wykładu. Ten film niby dokądś zmierza, w zasadzie jednak nie wiemy gdzie, Stephanie też cały czas coś robi, nie sposób jednak pojąć jej motywacji i przesłanek kierujących się za działaniem – tym bardziej, że nie jest w tym konsekwentna. Chaos, misz-masz, burdel.

Zobacz również: Doktor Strange w Multiwersum Obłędu – recenzja filmu

Komediowo film również leży. Ilość gagów jest niewyobrażalnie duża, Powrót praktycznie nie traktuje siebie poważnie (poza kilkoma scenami, ale o nich za chwilę). To oczywiście mogłoby być dobre, gdyby było zabawne. Ale nie jest. W zamian za to dostajemy niemałą dawkę kretynizmu i żenady. Żarty w stylu 'segz’ i 'obcionganie’ to tutaj norma. Stephanie w jednej chwili tańczy przed całą szkołą pół-erotyczny taniec, w którym wypina tyłek i maca się po piersiach, by trzy minuty później wypłakiwać się ojcu ze swoich problemów (o których wcześniej nie było mowy). Jest to jedna z kilku poważnych scen, w których bohaterzy próbują powiedzieć coś szczerze, zapodać jakieś przesłanie. Ale wypada to tak głupio, że aż śmiesznie. No sorry, ale jak błazen w cyrku zaczyna ci prawić morały o życiu, to nie traktujesz go serio.

Zobacz również: Najlepsze komiksowe ekranizacje według Popkulturowców

Powrót do liceum to jeden wielki harmider, który sam nie wie, czym chce być, nie wie, co próbuje opowiedzieć i w jaki sposób. Dawno nie widziałem tak nieskładnie nakręconego filmu, w którym praktycznie nie istnieje coś, co można by określić mianem fabuły. Podczas obejrzenia co rusz wspominałem w myślach 17 Again z Zakiem Efronem: tam twórcy na łamach całkiem zabawnej i porządnie zrealizowanej młodzieżówki opowiadają o przeszłości, której nie sposób zmienić i teraźniejszości, którą można pokochać. Film z 2009 to przykład świadomej siebie komedii, która potrafi rozbawić a przy tym dobrze wie, jaki jest jej cel. W Powrocie do liceum tego zabrakło. Produkcja Netflixa to zupełnie bezwartościowa głupotka nie siląca się nawet na odrobinę ambicji. Po co coś takiego kręcić? Poważnie, po co?

Powrót do Liceum
Fot. Materiały prasowe

Netflix w gatunku komedii dzieli się na dwie gałęzie: z serialami i filmami. Tej pierwszej nie mam nic do zarzucenia, wręcz doceniam ilość ambitnych, nietuzinkowych produkcji. Na drugiej gałęzi wiszą jednak tylko stare i gnijące owoce, mylnie sprawiające wrażenie świeżych. Filmowe komedie Netflixa mają się źle i nic nie wskazuje na to, by sytuacja miała się zmienić. A Powrót stanowi przykry raport nijakości.

Seansu wam nie odradzam, to bez wątpienia dobra okazja, by w pełnej krasie obejrzeć przemianę Rebel Wilson – aktorka przeszła niesamowitą metamorfozę i wszelkie oznaki podziwu są jak najbardziej na miejscu. Poza powyższym te 2 godziny uważam za okrutnie i nieodwracalnie zmarnowane. Tym bardziej, że – piszę to z lekką przykrością – w roli Stephanie znacznie lepiej sprawdza się młoda Angourie Rice. Ciekawe i świeże spojrzenie na „polityczną poprawność” zostaje tu przyćmione przez tsunami szamba w postaci rozklekotanych gagów i przetrawionych motywów. Nie warto.

Źródło głównej grafiki: materiały prasowe

Plusy

  • Satyra na szalejącą "polityczną poprawność"
  • Całkiem zabawne cameo Aokiego

Ocena

2 / 10

Minusy

  • Absolutnie idiotyczna, niekonsekwentna i nieudolnie prowadzona fabuła
  • Przekroczony limit żenady i kretynizmu
  • Wszystko pozostałe

Według innych redaktorów...

Krzysztof Wdowik
26 maja 2022

Boże, Karol, ale żeś się uwziął 😀 Ja jestem w szoku, bo spodziewałem się kolejnej gównianej komedii od Netflixa, a dostałem ZABAWNĄ gównianą komedię, która dodatkowo wyśmiewa poprawność polityczną. No błagam! Dawno się tak dobrze nie bawiłem. Wciąż nie wiem tylko, czy nowa Rebel Wilson wzbudza we mnie przerażenie czy dziwny, niewytłumaczalny pociąg… Ale z jej grubszą wersją miałem chyba podobnie… Ekhm…

8
Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze