To ważne, aby wiedzieć, kiedy skończyć. Zamknięcie tej historii w trzech częściach to bardzo dobry pomysł. I chociaż poprzednie sezony dostarczyły mi mnóstwo zabawy, ten finałowy bardziej rozczarowuje niż cieszy.
Przede wszystkim mam wrażenie, że w trzecim sezonie Locke & Key brakowało treści. Akcja pędziła na łeb, na szyję i nie ma w tym nic złego, lecz była zupełnie nieangażująca. Antagonista tego sezonu, pomimo prezentacji jego genezy, jest pozbawiony treści, charakteru, a nawet charyzmy nie posiada w ogóle. Ma dokładnie dwie cechy: jest podły i groźny. Nie dorasta do pięt magnetycznej, sprytnej Dodge, która była bezwzględną, lecz o wiele bardziej złożoną, postacią.
W tym sezonie Locke & Key główni bohaterowie serialu też rozczarowują. Nie spodziewałam się po nich wiele, bowiem od samego początku popełniają masę głupot i niewiele myślą, jednak lubiłam ich razem. Łącząca ich więź i lojalność wobec siebie nawzajem sprawiały, że pałałam do nich sympatią. Jasne, kłócili się i bywali dla siebie wredni, jak to rodzeństwo, jednak była w tym miłość i szczera troska.
Zobacz również: Locke & Key – recenzja 2 sezonu serialu. Jak cudownie być dzieckiem…
Ta więź nie znika, lecz ulega osłabieniu z wielu powodów dyktowanych fabułą. To w porządku, bo jest zasadne i nieźle ujęte scenariuszowo, jednak mam wrażenie, że bohaterowie popełniają jeszcze więcej głupot niż zwykle. Bode, choć głupiutki, był dość rezolutnym i cwanym dzieciakiem, jednak w tym sezonie nieustannie dawał popis bezdennej głupoty. Doprowadzał mnie do szału swoimi idiotycznymi postępkami, zupełnie niegodnymi takiego cwaniaczka, jakim miał być. Tyler trzymał się trochę z boku, niewtajemniczony i zdezorientowany. Kinsey jako jedyna pozostała w formie zachowując czujność i wrażliwość. Jej relacja z Tylerem chwyta za serce.

Fabuła finału Locke & Key zdaje się raczej pozbawiona treści, a pełna głupstw. Poza jednym fajnym twistem nie mam za bardzo co chwalić. Historia, co prawda, została zamknięta solidnie. Klucz włożono, przekręcono i wyrzucono bez możliwości odnalezienia (dobry suchar nie jest zły), jednak wydarzenia do tego prowadzące są mało angażujące. Mam wrażenie, że mogę opisać ten sezon dosłownie w sześciu zdaniach, a przecież dostaliśmy 8 odcinków.
Zobacz również: Ms. Marvel – recenzja pierwszego sezonu. Wcale nie marvel
Cała masa problemów wynika z głupich postępków bohaterów. Nie brakuje także takich idiotyzmów, jak zaniechanie ucieczki na kilkadziesiąt długich sekund tylko po to, aby poczekać aż antagonista się pozbiera i będzie mógł w tej ucieczce przeszkodzić. Bohaterowie biegają bez celu, jak w amoku. Nie wykorzystują wiedzy, którą posiadają, doprowadzając do sytuacji skrajnych. One jednak nie budzą już takich emocji, kiedy widzimy, że ewidentnie wynikają z debilnych decyzji bohaterów.

Liczne nieścisłości, głupotki i inne irytujące akcje jestem skłonna wybaczyć, ponieważ Locke & Key w tym sezonie gra na moich emocjach. I to całkiem skutecznie. Mając świadomość, że to ostatnie przygody, które mam okazję przeżywać wraz z rodzeństwem Locke’ów jestem zdolna wybaczyć im więcej. Cokolwiek bowiem się wydarza, ja liczę i oczekuję tylko jednego: happy endu. Pragnę, aby ta rodzina i ich przyjaciele odnaleźli szczęście i spokój, bo wiele wycierpieli, a jeszcze więcej fantastycznych przygód doświadczyli.
Zobacz również: Król Szamanów – recenzja anime. Szamanów królem być
Mam jednak za złe showrunnerom Locke & Key fakt, że nie przyłożyli się do tego finału. W czasie seansu nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że scenariusz został napisany trochę na kolanie, trochę za szybko i zdecydowanie nieuważnie. Szkoda, bo Locke’owie zasługują na trochę więcej. Nie żałuję jednak, że obejrzałam Locke & Key. To urocza, pełna akcji, magii i emocjonujących przygód historia, idealna do obejrzenia samemu lub z rodziną w kilka (lub kilkanaście) letnich dni.