Król Szamanów – recenzja anime. Szamanów królem być

„Otwórz oczy, za siebie spójrz”. Tak polskie dzieciaki śpiewały przed telewizorami w roku 2005. Choć samo anime powstało w roku 2001, tak do naszego kraju trafiło 3 lata po zakończeniu serii. Netflix postanowił przypomnieć widzom na całym świecie tę fenomenalną markę, oferując reboot anime. 

Nigdy nie byłem wielce zaznajomiony z marką Król Szamanów. Kojarzyłem ją za dzieciaka, jednak osobiście bardziej wolałem oglądać Dragon Balla, a później Bakugan, czy Naruto. Dlatego też szał ten całkowicie mnie ominął. Byłem również za młody, gdyż gdy anime to wyszło po raz pierwszy na naszym rynku, miałem lat 3. Jednak sama popkulturowa osmoza sprawiła, że sprawdziłem reboot, którego dystrybucją zajął się Netflix. Zostało więc odpowiedzieć na pytanie, czy „w sobie to mam i stanę się jednym z nich”?

Zobacz również: Komi Can’t Communicate. Sezon 1 – recenzja anime

król szamanów
Fot. Kadr z anime Król Szamanów/Netflix

13-letni Yoh Asakura to z pozoru zwykły nastolatek, który stroni od towarzystwa rówieśników. Uważany jest przez to za dziwaka. Pewnego dnia zauważa go Manta Oyamada, syn bogatego biznesmena. Bardzo szybko przekonuje się, że outsider po prostu nie lubi ludzi. O wiele bardziej woli towarzystwo…duchów. Jest bowiem szamanem, czyli żywym pomostem między światem materialnym a tym duchowym. Mimo niechęci do ludzkości Yoh zaprzyjaźnia się z chłopakiem.

Chłopcy nie mają jednak zbyt wiele czasu, by w spokoju bliżej się poznać. Nadchodzi bowiem sądny dzień, w którym zostać ma wyłoniony tytułowy Król Szamanów. Ten będzie miał wielki zaszczyt, by jego  stróżem został Wielki Duch, czyli najwyższy byt, którego jestestwo obejmuje całe zaświaty i nasz świat.

Yoh Asakura staje do walki o zostanie Królem Szamanów. Ma bowiem marzenie, które tytuł ten pozwoli mu spełnić. Z całego serca chce on…żyć beztrosko. Bez zobowiązań, kłopotów, zmartwień. By jednak do tego doszło, będzie musiał stanąć twarzą w twarz z innymi utalentowanymi szamanami. Oni również mają własne marzenia, które tylko Wielki Duch może spełnić.

Zobacz również: Star Wars: Visions – recenzja serialu. Czy moc jest silna w tym anime?

Fot Kadr z anime Król Szamanów/Netflix

Poprzednia seria anime miała 64 odcinki, podczas gdy ta, którą znaleźć możemy na Netflixie, ma ich 52. Podkreślić jednak należy, że w momencie zakończenia pierwszego serialu animowanego, manga nie była skończona. Natomiast najnowsza wersja podjęła się wyzwania opowiedzenia całej historii w jeszcze krótszym czasie.

I wyszło to zdecydowanie na dobre. Fabuła jest bardzo skondensowana, skupiona na najważniejszych szczegółach. Bardzo płynnie przechodzimy logicznym ciągiem przyczynowo skutkowym do następnych wydarzeń, które mają czas, by się zacząć, rozwinąć i zakończyć. Nie czuć tu pospiesznego tempa, o co byłoby bardzo łatwo. W końcu rozmawiamy tu o anime, które próbuje streścić 6 lat mangi. Co dostaliśmy natomiast, to zwartą historię, w której nie czuć, że nie mówi nam się rzeczy, które wiedzieć powinniśmy, a zostały na siłę wycięte.

Tak, najnowszy Król Szamanów posiada drobną historię, którą można by nazwać fillerem, gdyż jest oderwana od głównego wątku fabularnego i opowiada wydarzenia, które działy się w przeszłości głównych bohaterów. Bez nich jednak nie bylibyśmy w stanie zrozumieć niektórych wątków. Poza tym te kilka rozdziałów to najbardziej wzruszające momenty w całym anime. Dlatego tym bardziej nie czuć, że ktoś na siłę próbuje nas uraczyć historią, która w gruncie rzeczy nie wnosi nic. Szczególnie, że jest wręcz przeciwnie.

Zobacz również: RECORD OF RAGNAROK – RECENZJA 1. SEZONU ANIME. CZY BOGOWIE MOGĄ KRWAWIĆ?

Fot. Materiały prasowe/Netflix

Będąc przy fabule, grzechem byłoby nie wspomnieć o tym, jak świetnie jest rozpisana. W szczególności, jeżeli przyjrzymy się postaciom. Te bowiem są bardzo groteskowe, jednak nie tak bardzo jakby się to mogło z początku wydawać.

Każda motywacja jest poważnie uargumentowana. Każdy bohater ma swój własny powód, by zostać tytułowym Królem Szamanów. I być może takie pobudki jak święty spokój, władza nad światem, czy zasadzenie wielkiego jak świat pola roślin (nie, nie zmyśliłem tego) mogą wydać się oczywiste, śmieszne, niepoważne. Jest w tym jednak metoda. Z początku mamy czuć infantylność i brak powagi. Twórcy chcą, byśmy się śmiali, zaznajomili z bohaterami, polubili ich.

A potem dostajemy emocjonalnym pociskiem prosto w serce. Niespodziewanie, wręcz bezczelnie. Każdy powód zostania Królem Szamanów, po jego nam przedstawieniu, zostaje rozwinięty o tło fabularne. A to najczęściej jest bardzo wzruszające. Dzięki temu pozornie głupie pomysły bohaterów (naprawdę pierwszym co przyszło Ci do głowy, po perspektywie dzierżenia mocy najpotężniejszego bytu w kosmosie jest gargantuiczny las?) stają się symbolami. Odkupienie win, naprawienie świata, ulżenie sobie w cierpieniu, odzyskanie czegoś, co niegdyś się straciło. Tak właśnie pisze się postacie.

Zobacz również: Eden – recenzja 1. sezonu anime. Czy świat bez ludzi byłby lepszym miejscem?

Fot. Kadr z anime Król Szamanów/Netflix

I nie tylko postacie. Całe anime jest bardzo filozoficzne w swojej naturze. Czym jest śmierć? Czym jest życie? Powinniśmy myśleć o życiu doczesnym jako okresie przejściowym, po którym w nagrodę wiecznie będziemy przeżywać szczęście, czy jako o tym jedynym, właściwym spektrum, skupiając się na tym, co jest tu i teraz? I takich pytań jest o wiele więcej. Dzięki temu mamy wiele okazji do przemyśleń, a same postacie dostają pole do szerszego rozwoju, dzięki czemu nie są tylko papierowymi kukłami do ciskania kulami energii.

I nawet mimo tego wszystkiego, po czasie trudno jest widza czymkolwiek zaskoczyć. Bohaterowie są coraz silniejsi, wrogowie coraz groźniejsi, a czas coraz mniejszy. I poza kilkoma momentami wzruszenia, brak tu elementów zaskoczenia. Czegoś, co wbiłoby widza w fotel. Wszystko, co mamy wiedzieć, wiemy. Bez budowania napięcia, bez zwrotów akcji. A wielka szkoda. Od początku wiemy, gdzie zmierza fabuła i kończy się dokładnie w takim momencie, w którym się spodziewaliśmy.

Zobacz również: Yasuke – recenzja 1. sezonu anime. Samuraj, magia i mechy

Fot. Kadr z anime Król Szamanów/Netflix

Poprzednia seria anime dalej wygląda przyzwoicie. Co prawda widać po niej upływ czasu, jednak z pozoru nie było naglącej potrzeby produkcji rebootu. A jednak ten powstał i przyznać trzeba, że zmiany są widoczne i jak najbardziej na plus.

Animacja w dalszym ciągu mocno nawiązuje do oryginalnej mangi. Jednocześnie znacząco ulepsza to, co działało w poprzednim Królu Szamanów. Grafika robi bardzo duże wrażenie. Świetna animacja świateł (w szczególności wtedy, gdy dochodzi do ukazania duchów i ich umiejętności), estetyczne sceny walki i piękne tła, to zdecydowanie jedne z największych atutów serii, absolutnie usprawiedliwiające drugie podejście do adaptowania mangi.

Dubbing japoński jak zwykle jest na najwyższym poziomie. Aktorzy głosowi z Kraju Kwitnącej Wiśni od lat przyzwyczajają nas do wysokiej jakości i nieziemskiego wręcz zaangażowania w role. Król Szamanów nie jest wyjątkiem w tej regule. Głos każdej postaci podkreśla jej unikalny charakter, nadaje życia (czego nie wyobrażam sobie w przypadku, gdyby zamienić aktorów na tych ze Stanów). Muzycznie anime nie wyróżnia się niczym wśród innych serii Shōnen. Nie jest zła, to na pewno. Jednakże żaden charakterystyczny motyw nie wpada specjalnie w ucho.

Zobacz również: Belle, czyli uwierzyć w siebie. O najnowszym anime, które podbija polskie kina

Król Szamanów
Fot. Kadr z anime Król Szamanów/Netflix

Król Szamanów to przyzwoita produkcja. Ma świetnie napisanych bohaterów, jest naprawdę ładna, a skrócona forma dobrze zrobiła historii. Ta jednak niczym nie zaskakuje, zostawiając widza ze swego rodzaju obojętnością, nawet mimo sympatii do doskonałych postaci. Pozostało czekać na premierę kontynuacji, która (miejmy nadzieję) zaskoczy.

Plusy

  • Wartka akcja
  • Świetnie napisani bohaterowie
  • Ładna oprawa wizualna

Ocena

7 / 10

Minusy

  • Mało tu elementów "wow"
Adrian Hirsch

Miłośnik sztuki i popkultury w jednym. Najpierw ponarzeka na obecny stan Gwiezdnych Wojen, by następnie pokontemplować nad pisaną przez siebie postacią. Pozytywnie nastawiony do świata, choć nie brak mu skłonności do ironizowania rzeczywistości.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze