Venom, tom 2 – recenzja komiksu. Carnage dołącza do gry!

Trochę przyszło nam na to poczekać, ale w końcu się doczekaliśmy. Zarówno reprintu pierwszego tomu komiksu Venom (oj, na OLX-ach osiągał niebotyczne ceny w ostatnich kilku miesiącach), jak i kontynuacji w postaci tomu drugiego.

Pierwszy tom serii Venom zbierał rewelacyjne oceny, zresztą nie bez powodu. Donny Cates stworzył niezwykle dojrzałą, wciągającą i miejscami mroczną fabułę. Poświęcił przy tym sporo uwagi samej postaci Eddiego Brocka – jego psychice, przeszłości czy relacjom rodzinnym. Po wielu miesiącach oczekiwania, w końcu dostaliśmy kontynuację tej historii. Tom drugi Venoma składa się z zeszytów 13-16 głównej serii oraz pięciu one-shotów Web of VenomWarto zaznaczyć, że pałeczkę scenarzysty głównej serii przejął w numerach 13-15 Cullen Bunn, podczas gdy Cates napisał numer szesnasty oraz one-shoty Ve’nam Carnage Born.

Zobacz również: Armada, tom 3 – recenzja komiksu. Panie, jakie to je dobre!

Tom zaczynamy właśnie od historii zatytułowanej Ve’nam, która rozszerza origin Rexa z pierwszych kilku numerów runu Catesa, z klaustrofobiczną historią osadzoną podczas wojny w Wietnamie i z grafiką Juanana Ramireza. Ten one-shot ustawia poprzeczkę niezwykle wysoko dla pozostałych zawartych w komiksie historii. Następnie przechodzimy do głównej serii i zeszytów 13-15, stanowiących tie-in do Wojny Światów dla Venoma. Ale skoro Eddie ma tylko symbionta, co zrobi przeciwko armii mroźnych gigantów i super-mocnemu Jackowi O’Lanternowi? Jest to dziwny komiks. Nie jest zły, po prostu dziwny i zdecydowanie czuć, że ponieważ jest to eventowy tie-in i nie jest napisany przez Catesa, nie będzie ważny w wielkim planie całej serii.

venom

Cult of Carnage pióra Franka Tieri oraz Carnage Born Catesa stanowią bliższe spojrzenie na Cletusa Kasady i niejako preludium do nadchodzącego wielkimi krokami Absolute Carnage. Carnage nigdy nie jawił mi się jako przerażająca postać (szczególnie po ostatnim filmie…), może wynika to z mojej niewiedzy albo zaniedbania tej postaci w ostatnich latach. ALE! Po tych dwóch one-shotach? God damn… Niepokojący skurczybyk!

Zobacz również: Ultimate Spider-Man, tom 11 – recenzja. Potop marvelowski

Venom Unleashed kręci się już nieco bliżej wydarzeń z głównej osi fabularnej serii. Symbiot został oddzielony od Eddiego Brocka i choć nie słyszy on już istoty w sobie, ta przybrała postać dużego psa, aby nadal go chronić. Jest to historia, która podzieliła fanów Venoma i jest to całkowicie zrozumiałe. Ja należę raczej do grupy, która psa-symbiota raczej nie polubiła.

Podobnie jak i Funeral Pyre, ostatni one-shot i historia zamykająca ten tom. Mam wrażenie, że jest to bardzo zbędny dla głównej osi fabularnej dodatek, który nie wnosi za wiele ciekawego i w zasadzie nie ma się też zbytnio czym wyróżnić. No, może poza ładnymi rysunkami.

venom

Całość może nie robi tak dobrego wrażenia jak pierwszy tom serii, ale to wciąż bardzo dobre czytadło. Ocenę znacząco zaniża niepotrzebny eventowy tie-in i dwie ostatnie, bardzo zbędne one-shoty. Dałoby się przeżyć bez nich, ale dobra – już nie narzekam, bo nawet mimo wad, tom drugi Venoma prezentuje się lepiej niż większość komiksów od Marvel Fresh. Nie pozostaje nic innego, jak czekać na kontynuację i Absolute Carnage!

Plusy

  • Carnage!
  • Niezwykle klimatyczny Ve'nam
  • Rysunki

Ocena

8 / 10

Minusy

  • Mocno średni eventovy tie-in i dwa ostatnie one-shoty
Filip Szafran

Fan Batmana. Lubi Popkulturę więc o niej pisze

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze