Nowy Tom o Avengers, Wyścig upiornych jeźdźców pokazuje, że odrobina szaleństwa nigdy nie zaszkodzi. Jednak nie tylko to gwarantuje sukces.
Egmont wypuścił na rynek 5 Tom o Avengers, Wyścig upiornych jeźdźców. Żeby nie powiedzieć za wiele, a jednocześnie zaintrygować w umiarze, pozwolę sobie na zacytowanie opisu fabuły zamieszczonego z tyłu zeszytu:
Robbie Reyes, obecny Ghost Rider, chce się pozbyć mieszkającego w nim ognistego potwora. Żeby go wypędzić, decyduje się na coś zupełnie normalnego: odprawienie egzorcyzmu nad swoim… samochodem. Problem w tym, że sławny Johnny Blaze – pierwszy Ghost Rider, a aktualnie król samego Piekła – ma wobec Robbiego własne plany. Wszystko rozstrzygnie się w szalonym wyścigu po zaświatach, podczas gdy drużyna Avengers będzie musiała się zmierzyć ze swoją… bazą, którą również opętał morderczy duch. Czy zdążą pomóc Robbiemu? I gdzie się podział Tony Stark?
Zobacz również: Amazing Spider-Man. Tom 6 – Rzeź absolutna – recenzja
Tak wiele pytań, tak mało odpowiedzi, prawda? Taka właśnie jest najnowsza historia o Mścicielach. Totalnie nomen omen piekielnie odjechana. Dziwactwa jakie towarzyszą bohaterom potrafią zaskoczyć, a także przyciągnąć czytelnika. Absurd jaki się szerzy na kolejnych planszach staje się świetną osią fabularną, gdzie w pewnym momencie lądujemy w jego dziewiątym kręgu, dosłownie. Ghost Rider w konfrontacji z drużyną Avengers wypada znakomicie. Dynamika między postaciami i kontrast jaki powstaje między nimi jest odświeżający dla całej historii. Postać Jeźdźca jest takim ewenementem, że cała ekipa z Kapitanem Ameryką na czele chylą czoła dla jego dziwaczności, widząc poniekąd jak oni mogą być postrzegani z perspektywy zwykłych ludzi bez mocy.
Mówiąc o nich nie mógłbym pominąć zaprezentowanego w opowieści super-egzorcysty?, Damiena Hellstroma. Jest to postać zdecydowanie niejednowymiarowa, ale także groteskowa. To on odpowiada za odprowadzenie egzorcyzmów na Chargerze Robbiego. Z resztą, no właśnie. Egzorcyzmy na aucie? Rozumiecie już o czym mówię używając słów groteskowa. Ten tom jest po prostu szalony, a jego najjaśniejszym punktem jest właśnie ta abstrakcja niczym z jakiegoś snu, albo filmu od studia A24.
Zobacz również: Cuda wianki – recenzja książki. Koźlaczki nadal w formie!
Sama postać Robbiego właściwie staje się tu głównym bohaterem, spychając w cień tytułową drużynę, co wychodzi jej na dobre. Widzimy jak borykają się z dość nietypowym problemem i jak równomiernie zostają potraktowani przez demoniczne siły. Nasz piekielny przyjaciel z kolei zalicza własny superbohaterski wątek, który pięknie zmierza od punktu A do punktu B, rozwijając znaną już postać.
Podobnie z jeszcze bardziej ikoniczną dla Marvela postacią, a mianowicie Johnnym Blazem, czyli klasycznym Ghost Riderem. Ten, jako król piekła zdaje się być na skraju szaleństwa. Jednocześnie w głębi jego pokutnego spojrzenia wciąż tli się iskra ludzkich uczuć, które zdają się na kreślić jego drogę na mapie piekieł. Cieszy mnie, że mimo iż to on przybiera postać antagonisty w recenzowanym tomie, to nie staje się on kimś na kształt stereotypowych złoli, tylko kimś wielowymiarowym.
Zobacz również: Dziennik cwaniaczka: Rodrick rządzi – recenzja filmu. Festiwal nijakości
Wielowymiarowym, bo w końcu tkwi w piekle, starając się trzymać je w co prawda chaotycznym, ale jednak ładzie. Ten jest oddany w satysfakcjonujący sposób. Potwory, Upiorni Jeźdźcy z różnych epok, przywodzący na myśl kadry z Coco, a także wszelakie dziwactwa i zależności tej metafizycznej krainy razem z tą, w której żyją nasi bohaterowie na co dzień. Metafora wyścigu i drogi podkreśla stawkę, o jaką Robbie gra. Pytanie czy prawdziwym piekłem dla niego jest to, w którym się znajduje, czy to które go czeka, jeśli ucieknie od swoich obowiązków w prawdziwym świecie.
Najnowszy tom utwierdza mnie w przekonaniu, że w czasach, gdzie widzieliśmy już prawie wszystko, dziwaczne eksperymenty potrafią zdziałać wiele korzyści. Zetknięcie się okultystycznych tematów z oklepanymi już trykociarzami wypada zadziwiająco spektakularnie w fabule. Wizualnie sądzę, że można było to podciągnąć i spróbować dopasować się poziomem mroku. Jaskrawe kolory i bajkowa kreska są tu mimo wszystko chwilami zbyt gryzą się z historią. Jednak jako czytelnik, który nigdy nie miał do czynienia z komiksami o Upiornym Jeźdźcu, po tym jednym tomie z przyjemnością sięgnąłbym po kolejne. To chyba dobra rekomendacja. Nie zapominajmy jednak, że tom jest o Avengers. Ciekaw jestem jak wypadłaby historia o podobnej tonacji z ich członkami w roli głównej. Cliff-hanger z Tonym Starkiem pod koniec zdaje się to zwiastować, co niezmiernie mnie cieszy.