Demon Slayer: Mugen Train – recenzja filmu. Mocno spóźniona zabawa dla fanów

Koniec 2022 to ostatnia taka okazja, by jeszcze w tym roku wybrać się do kina na anime produkcje. Czy jednak polski widz faktycznie będzie chciał rozważyć seans na coś, co jest wyrwanym z mangi wydarzeniem? Które zdążyło się już nawet rozgościć się w samym anime.

Demon Slayer Mugen Train od studia Ufotable i jego lokalna premiera w kinach to jedno z najbardziej dziwnych i zarazem ciekawych wydarzeń tego roku. Dystrybutor filmu, czyli dobrze już znany Piece of Magic Entertainment, pokazał albo dużą wiarę w nasz rynek. Lub też – co nie mniej prawdopodobne – rzucił widzom to, co akurat miał pod ręką.

Aby zrozumieć, jak groteskowa jest to premiera, trzeba się cofnąć do drugiej połowy 2020. Wtedy to swoją premierę w Japonii miał właśnie omawiany tu film. Pomimo tego, że Demon Slayer Mugen Train był w zasadzie tylko wydarzeniem z mangi przeniesionym do kinowego formatu, to stał się bestią w box office. A kiedy film wchodził na globalne rynki, to my mogliśmy tylko czekać. Na te mniej legalne i moralnie wątpliwe miejsca w Internecie, gdzie można by go obejrzeć. Czasem w jakości ziemniaka, ale jednak.

Zobacz również: One Piece Film: RED – recenzja filmu

W międzyczasie, drugi sezon anime Demon Slayera i tak zawierał w sobie materiał z komiksu, który znalazł się w samym filmie. Reszta świata miała więc wygodną okazję ku temu, by przynajmniej dwa razy zobaczyć właściwie to samo. A potem przyszedł rok 2022, i anime filmy zaczęły bez żadnych kruczków prawnych pojawiać się w naszych kinach.

Jak się już można domyśleć, Demon Slayer Mugen Train to film ściśle adresowany do fanów Kimetsu no Yaiba. I to w dużo większym stopniu, niż analogicznie również wydane u nas w tym roku filmowe One Piece i Jujutsu Kaisen. Ten pierwszy był niezależną od mangi, oddzielną przygodą stworzoną na potrzeby filmu. Drugi zaś pokrywał arc dziejący się jeszcze przed anime Jujutsu Kaisen, i posiadający innego protagonistę.

Demon Slayer Mugen Train natomiast opowiada wydarzenia, które dzieją się bezpośrednio po pierwszym sezonie anime. Czwórka naszych głównych bohaterów, czyli Tanjiro, jego młodsza siostra Nezuko, chodzący w głowie dzika Inosuke oraz tchórzliwy i negatywnie nastawiony Zenitsu, wsiadają do tytułowego pociągu. Tam zaś, jak przystało na członków organizacji zwalczającą demony, czeka ich walka z wyjątkowo potężną i przebiegłą kreaturą zwąca się Enmu.

Zobacz również: Śubuk – recenzja filmu. Jak wychować dziecko z autyzmem

zdjęcie 1

W misji tej nie będą jednak skazani sami na siebie. Mogą liczyć na potężne wsparcie w postaci silnego i doświadczonego zabójcy demonów – Kyoujurou Rengoku. Ten władający oddechem płomieni szermierz w randze hashiry, będzie jednocześnie kompanem, obrońcą, jak i nauczycielem dla naszego głównego bohatera.

Ich spotkanie i spokojna pogawędka nie trwa jednak długo, ponieważ już po kilku pierwszych minutach Demon Slayer Mugen Train, główny demon przystępuje do ataku na naszych bohaterów. Jak i resztę bezbronnych pasażerów. A jest to atak nie byle jaki, ponieważ bojąc się bezpośredniej konfrontacji, wykorzystuje on swoje specjalne, nadprzyrodzone moce i postanawia uśpić wszystkie swoje cele.

A pogrążonego w twardym śnie wroga już łatwo dobić jak i skonsumować. Co zaś dopiero, gdy osoba z takiego snu nie ma już szans się przebudzić. Nasi bohaterowie będą więc zmuszeni wyrwać się z tej sennej magii, po czym stanąć do walki z demonem, jednocześnie chroniąc wszystkich 200 cywili. Żadne z tych zadań nie będzie jednak łatwe.

Zobacz również: Dziennik cwaniaczka: Rodrick rządzi – recenzja filmu. Festiwal nijakości

Sen jest silnie powiązany z historią i pragnieniami tego, kogo akurat na ekranie obserwujemy. W przypadku Tanjiro jest to obraz sielankowej utopii, gdzie może zapomnieć o byciu łowcą demonów. W ułudzie tej cieszy się beztrosko spędzonym czasem z rodzeństwem i matką. Nawet świadomość bycia pogrążonym w śnie nie rozwiązuje jednak problemu. W końcu możesz pragnąć bardzo takiej iluzji nie opuszczać. Lub też po prostu nie masz pomysłu na to, jak to zrobić.

Nie lepiej ma się sprawa z samym antagonistą w Demon Slayer Mugen Train. Ten jest świadomy swojego słabego punktu, jakim u każdego demona jest szyja. Przez to nawet gdy jest zmuszony stanąć do walki jeden na jednego, to i tak posiada sprytny i złowieszczy plan na to, jak obejść swoje ograniczenia. Pałaszując jednocześnie wszystkie osoby w pociągu.

Tak właśnie przedstawia się fabuła tego filmu. Celowo nie piszę “w skrócie” ponieważ prawda jest taka, że ta historia naprawdę jest prosta jak budowa cepa.

Zobacz również: Nazywam się Vendetta – recenzja filmu. Gdzie ta zemsta?

zdjęcie 2

Wynika to z banalnego faktu jakim jest to, że sam arc w mandze taki był. To był prostolinijny i przyjemny scenariusz, gdzie dostaliśmy trochę finezyjnego przeciwnika i wprowadzenie postaci Rengoku. Który to był napisany tak, by prawie każdy czytelnik tego honorowego wojownika polubił. Było trochę rzeczy lekko grających na emocjach, trochę uroczo niewinnej (ale nie w bojowym szale) Nezuko czy wreszcie pewien emocjonujący twist na koniec.

To wszystko w mandze stanowiło całkiem solidny fundament pod kolejne wydarzenia, i w zależności od preferencji mógł mniej lub bardziej czytelnikowi się podobać. Od początku jednak wątpliwości budził pomysł na to, by wrzucić to jako film do kina.

Z perspektywy czasu, wyniki finansowe jasno dały do zrozumienia, że seanse wielokrotnie zwróciły koszt produkcji. Z tej samej perspektywy jednak, z każdym kolejnym rokiem film jest coraz większą ciekawostką do odnotowania w anime historii. Niż faktycznie dziełem, do którego ludzie na platformach VOD będą wracać w tak bliskiej jak i odległej przyszłości.

Zobacz również: Do ostatniej kości – recenzja filmu. Manifest wegański + Zmierzch w sosie BBQ

Cały dowcip tkwi w tym, że Demon Slayer Mugen Train podszedł bardzo dosłownie i brutalnie do przeniesienia arcu mangowego do kina. Rok 2020 był czasem Kimetsu manii. Jeżeli ktoś afiszował się z tym, że ogląda anime, to pewnie miał już za sobą seans pierwszego sezonu anime. Ufotable, które to studio oczywiście za anime odpowiadało, wzięło to sobie widać za kluczową motywację. Po czym potraktowało produkcję filmu, jako wierne skomasowanie kolejnych rzeczy z mangii w limicie 120 minut.

Plus tego rozwiązania jest taki, że nie licząc braku pewnych rzeczy z zakończenia tych wydarzeń w komiksie, twórcy faktycznie wszystko tu zmieścili. Minusy tego rozwiązania są jednak oczywiste, i szczególnie uderzają w przypadku naszego rynku.

W 2022 pojawia się u nas kinówka, gdzie widz nie dostaje żadnego wprowadzenia. Zakładając, że Demon Slayer Mugen Train to jego pierwsze zetknięcie się z tym światem, to twórcy nie przewidzieli dla takiej osoby zupełnie nic. Żadnej informacji o tym, czym są demony i jak się z nimi walczy. Nic o użyciu oddechów w praktyce, prócz szybkiego wyjaśnienia tego, jakie jest pięć głównych i wychodzące od nich. Nie wiadomo, o co chodzi z siostrą głównego bohatera, czemu jest demonem. Czy wyjaśnień co do tego, co dokładnie spotkało rodzinę Tanjiro, którą spotkał we śnie.

Zobacz również: Dziwny świat – recenzja filmu. Książęta Disneya

zdjęcie 3

Tak, część tych rzeczy można się domyśleć po prostu z samego seansu. Ludzie którzy obejrzeli przynajmniej pierwszy sezon zaś nawet nie mrugną, bo są to dla nich rzeczy oczywiste. Co jednak z tymi, co po prostu przyjdą sobie na film o siekaniu demonów?

“Radźcie sobie sami odważni z was, co tutaj wchodzicie!” – takie mniej więcej hasło powinno wisieć przy korytarzu do sali kinowej. Będzie to trochę dla takich ludzi niczym walka z bossem w serii gier Dark Souls. Gdy pierwszy raz natrafiają na przeciwnika, oczywiście.

I nawet jeżeli to trochę zbyt odstraszające porównanie, to wciąż bardzo bliskie prawdy. Ten film nie ma ani wolnego i wprowadzającego w świat początku, ani wyraźnego i satysfakcjonującego zakończenia. W filmie nie udało się zmieścić ostatnich rzeczy z tego arcu, które wyraźnie zamykały tą przygodę. Tutaj niby zakończenie w trochę pasującym do tego miejscu jest, ale jednak jako widz czujesz, że ktoś tutaj ewidentnie powinien to jeszcze pociągnąć. Tak z przynajmniej 15 minut.

Zobacz również: Rozczarowana – recenzja filmu. Tytuł mówi sam za siebie

Wspomniałem również, że Demon Slayer Mugen Train nie tłumaczy widzowi nic ponad to, co sama autorka mangi wykładała czytelnikowi w danym rozdziale. Fajnie, że dowiadujemy się czegoś o Wyższych Księżycach Muzana. Szkoda tylko, że osoba na widowni bez znajomości materiału źródłowego nawet nie wie, kim w ogóle ten osobnik jest. I skąd się te całe demony wzięły.

Ufotable nie obrobiło tego materiału w żaden sposób, by strukturowo bardziej przypominał typowy film. Może wynikać to z powodu braku chęci, a może też z panicznej potrzeby zmieszczenia się w tych 120 minutach. Skoro i tak jednak potem dali ten arc do anime, to na potrzeby kinówki mogli z myślą o niedzielnych widzach coś wprowadzić. Ci co anime nie widzieli, z pewnością by docenili nawet kilkusekundowe wyjaśnienia pewnych spraw. Nic takiego miejsca jednak nie ma.

Co natomiast zdecydowanie od siebie studio na potrzeby Demon Slayer Mugen Train przygotowało, to oczywiście animacja i ścieżka dźwiękowa. Sam pierwszy sezon anime był bardzo za jakość wizualną chwalony, jak i zapadający w pamięć OST. Kinówka debiutując w 2020 roku miała przynajmniej ten sam poziom ale bardziej stabilny plus dużo bawiła się mocniej CGI.

Zobacz również: Kraina Snów – recenzja filmu. Zamknij oczy

photo 4

A te wypadło dyskusyjnie. Dopóki Demon Slayer Mugen Train jest animowany w swoim standardowym stylu, to wygląda to pociesznie z tymi wszystkimi krzykliwymi modelami głównych postaci, a jednocześnie klimatycznie. Jadący nocą pociąg, oświetlenie w wagonach, wzgórza i lasy nocą, to wszystko daje naprawdę dobry efekt, Zwłaszcza, gdy ogląda się to w kinowym formacie.

Dziwne rzeczy dzieją się jednak, gdy demon Enmu przystępuje do pełnoprawnej walki. Używa on bowiem czegoś, co jest mniej więcej mięsną macką. A dokładniej mackami, duuużą ilością macek. Odnóża te mocno jednak kontrastują na tle wąskich korytarzy pociągu. Tam jednak jeszcze robią za główny plan. Gorzej robi się jednak wtedy, gdy akcja przechodzi na dach transportu. Obszar z którego macki wychodzą wygląda tam tak, jakby ktoś na szybko dokleił go do reszty kadru.

Ciężko nazwać to czymś naturalnym, bo w tym samym czasie mamy techniki walki głównych bohaterów i ich oddechy, które znacznie lepiej pasują do tego, co dzieje się na ekranie. Machanie katanami jest odpowiednio dynamiczne, a efekty mocy żywiołów to ciekawy kolorystyczny kontrast do ponurego i makabrycznego środowiska, które coraz bardziej postępuje, wraz z trwaniem seansu.

Zobacz również: Menu – recenzja filmu. Sala pełna smakoszy

Ponieważ jednak cała główna ekipa herosów używa takich samych broni (jedynie Inosuke się wybija ze swoimi dwoma ostrzami), to jest to jednak pewna monotonia. Co w połączeniu z walką polegającą na wycinaniu macek i unikaniu snu, jest dość mało zapadającą w pamięć bitewną choreografią.

Dopiero na praktycznie sam koniec filmu zaczyna robić się bardziej interesująco, wraz z pojawieniem się pewnego gościa i jego stylu walki. Co jest pewną rekompensatą dla tych wszystkich, co poczuli mocny niedosyt.

Ścieżka dźwiękowa zaś to pasujące do spokojniejszych momentów lekkie brzmienia z nutą mistycyzmu, połączone z szybszymi kawałkami w trakcie walk. Utwór Homura od piosenkarki LiSY, którą możemy słyszeć w trakcie napisów końcowych, to jeden z bardziej wpadających w ucho kawałków.

Zobacz również: Bros – recenzja filmu. Nie pomyl filmu!

zdjęcie 5

Szkoda jednak, że Demon Slayer Mugen Train miał swoją premierę u nas niedługo po One Piece: RED. Tamten film anime znacznie, znacznie bardziej nastawiony był na muzykę i mocno wykorzystywał utwory od piosenkarki Ado. Przez co to, co leci w kinowym Kimetsu nie przebija się tak bardzo do pamięci, jak ścieżka dźwiękowa kinowego One Piece.

Demon Slayer Mugen Train jest więc bardzo dziwnym rodzajem grudniowego prezentu (jeżeli tak go można określić). Dla wielkich sympatyków anime będzie on zapewne pozycją obowiązkową. Oni pójdą na ten film nawet po to, by pokazać dystrybutorowi swoje zaangażowanie. Czy pójdą jednak licznie, to to już inna kwestia.

Dużo w odbiorze tej animacji zależne jest od tego, czy jakąś styczność z Demon Slayerem już się miało. A i to może szkodzić. W końcu skoro ktoś zna już te wydarzenia z mangi i anime, to czy będzie miał aż tak silną potrzebę, by zobaczyć to jeszcze raz?

Zobacz również: Chrzciny – recenzja filmu. Powtarzalny mariaż patologii i martyrologii.

Dla mnie osobiście, seans ten był po prostu okazją do zobaczenia tego co znam raz jeszcze. Lecz tym razem na dużym ekranie i z konkretnym nagłośnieniem. Ten arc w mandze ani mnie ziębił ani grzał. Jakby to rzekła pewna osoba z kultowego już mema – no tak średnio bym powiedział. Miał swoje dobre momenty, nawet te zapadające w pamięć, ale ciężko go jakoś specjalnie wychwalać. Filmowe doznanie nic do fabuły nie wnosi, ale udźwiękowienie i animacja znacznie tą przygodę umilają.

Jeżeli masz świadomość tego, czego się spodziewać, to śmiało możesz iść posiedzieć w sali. Dostaniesz ponownie to co już znasz, w lekko okrojonej formie ale przy kinowej atmosferze. Jeżeli jednak w ogóle nie miałeś styczności ze światem Kimetsu no Yaiba, to zalecałbym jednak nadrobienie chociaż pierwszego sezonu anime. Albo zaczęcie mangę i skończenie lektury przed starciem w pociągu.

Personalnie zaś mam nadzieję, że Piece of Magic Entertainment podejdzie z trzeźwą głową do tematu, i nie będzie zbyt serio brać wyników Demon Slayer Mugen Train w naszych kinach pod uwagę. Jeżeli film dobrze zarobi, to oczywiście to dystrybutora ucieszy. Biorąc jednak poprawkę na potężny poślizg z jakim film do nas trafił, a do tego zawartość drugiego sezonu anime, to nie powinno się na bazie rezultatów tego filmu nic prognozować. Ani tym bardziej ustalać w strategii wypuszczania kolejnych, już bieżących filmów anime w 2023 roku.

Zobacz również: Jujutsu Kaisen 0 – recenzja filmu

Demon Slayer Mugen Train to ciekawostka i uważam, że fani anime w Polsce nie mają żadnego obowiązku go oglądać by zagłosować portfelem. Jeżeli jednak wielbiciele Demon Slayera chcą się na niego udać – czy to dlatego, bo są tak oddani, czy też traktując seans jako grupowy wypad ze znajomymi – to powinno to zostać docenione przez osoby “u góry”.

A nam jako anime-kinomaniakom życzę w kolejnych miesiącach więcej aktualnych filmów, a mniej takich spóźnionych ciekawostek. Dla nich też jest miejsce na naszym rynku i godne to pochwały że wychodzą. Nie powinno się na nie jednak patrzeć tak, jak na premiery pokroju Jujutsu Kaisen 0 czy One Piece RED. I jeżeli tak do tego podejść, to przed nami naprawdę fajne anime lata.

Plusy

  • Kinowy Demon Slayer wreszcie dla polskich fanów
  • Pasująca do klimatu serii muzyka zyskuje w sali kinowej
  • Rengoku to naprawdę sympatyczna postać

Ocena

6 / 10

Minusy

  • Film spóźniony o dwa lata i pokryty już przez anime
  • Elementy CGI w walce wyraźnie odczuwalne i odstające od reszty
  • To bardzo prosta historia do której film fabularnie nic nie dodaje od siebie
Krystian Wierzbicki

Fan gier video, książek Sci-Fi, anime i mang jak i wszelkich innych komiksów. W 2019 odkrył, że istnieją międzymiastowe konwenty więc stara się wpadać na co może. Miłośnik gier platformowych na czele ze Spyro, ale także serii Assassin's Creed czy Rayman (dalej wierzy, że Rayman 4 kiedyś nadejdzie...)

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze