Aaron – recenzja. O czym to było?

Aaron czyli koprodukcja polsko-norweska z wątkami żydowskimi w tle. Akademia Teatralna im. A. Zelwerowicza w Warszawie oraz Hoyskolen Kristiania w Oslo, pod kierunkiem reżysera Piotra Cholodzinskiego, zaserwowali nam spektakl co najmniej mało klarowny. Wyszła z tego bardzo wybrakowana układanka kolorowych puzzli.

Grupa norweskich przyjaciół – Haakon (Peder Ulven) wraz z dziewczyną Mają (Frida Pedersen) i dwoma kumplami – wyjeżdżają na kilka dni do Krakowa, by się zabawić. W tym samym czasie również z Norwegii przyjeżdża Aaron (Szczepan Kajfasz), który musi odszukać dokumenty, potwierdzające jego żydowskie pochodzenie. Tylko wtedy będzie mógł poślubić Rebekę (Kamila Najduk), pochodzącą z ortodoksyjnej rodziny. W trakcie okazuje się, że Haakon i jego ekipa należą do grupy neonazistowskiej. Aaron natomiast ma wątpliwości – czy jego narzeczona dalej będzie go chciała, kiedy się dowie, że na tym ślubie skorzysta najbardziej jego ojciec-bankrut (Jan Englert). Dochodzi również do konfrontacji na tle rasowej dyskryminacji, która paradoksalnie zmienia się w akt seksualny. Kiedy historia wychodzi na jaw, w zasadzie wszystkie relacje między postaciami zostają zerwane.

Aaron
zdjęcia z próby, fot. Michał Mazurek

Taki syntetyczny opis fabuły nie jest w Aaronie sprawą jasną i prostą. Wiele rzeczy tutaj nie gra i sobie przeczy. Przekaz spektaklu się rozmywa a to co próbujemy odczytać – niepokoi. Spektakl jest grany w czterech językach: polskim, angielskim, norweskim i hebrajskim. Tekst norweski jest uzupełniony napisami polskimi umieszczonymi nad sceną. Szkoda tylko, że są mocno wybrakowane i nie współgrają z faktycznie wypowiadanymi kwestiami. Zwłaszcza w najdłuższej scenie neonazistowskiej manifestacji.

Zobacz również: Premiery teatralne – luty 2023

W spektaklu widoczna jest wyraźnie metodologia pracy Cholodzinskiego – budowa spektaklu z improwizacji aktorskiej, „dla której – jak głosi program – tekst literacki staje się partyturą nowo powstającego scenariusza”. Problematyczne jest jednak to, że ten scenariusz oparty na improwizacji jest prawie nieczytelny. Historia jest miejscami nielogiczna: jak to możliwe, że neonazista prawie bez słowa sprzeciwu spędza czas ze znienawidzonym Żydem? Zwierza mu się nawet z osobistych historii i dopiero moment fizycznego dotyku go otrzeźwia? A potem w szale nienawistnej, pełnej uprzedzeń i rasizmu kłótni dwaj wrogowie błyskawicznie przechodzą do stosunku seksualnego?

Aaron
zdjęcia z próby, fot. Michał Mazurek

I z bardziej trywialnych zagwozdek: dlaczego Aaron porusza się o kulach? Jest to bardziej denerwujące niż budujące postać – Szczepan Kajfasz bawi się ciągle poprawianiem, zakładaniem i zdejmowaniem stabilizatora nogi. Czasem zapomina o kulach, a nawet tańczy na „chorej” nodze. Pod koniec wywołuje to już tylko niezamierzony raczej śmiech na sali. Chodzi mianowicie o kulminacyjny (w założeniu) moment, gdy Aaron chce objąć Haakona i robi to bardzo niezręcznie z kulami w rękach.

Zobacz również: Najlepsze filmy 2023 roku

W dodatku jest wiele bardzo krótkich scen, które kompletnie nic nie wnoszą do spektaklu. Przypominają urywki, ogryzki tego co było w pierwotnym tekście. Jeśli postaci wymieniają między sobą zdania to są to nic nie znaczące konwersacje czy wręcz bardzo niezręczne small talki. Przy tym aktorzy często błąkają się po scenie bez wyraźnego celu czy pomysłu na siebie. Przypomina to bardziej work-in-progress niż gotowy spektakl.

Aaron
zdjęcia z próby, fot. Michał Mazurek

Motywacje i działania postaci często zostają gdzieś za kulisami. Jakby twórcy bardzo niechętnie dzielili się informacjami o swoich bohaterach. Musimy się wielu rzeczy domyślać i zgadywać – zwłaszcza bardzo podstawowych dla fabuły spektaklu. Np. nie jest zupełnie jasne, że ścieżki głównych bohaterów krzyżują się, bo zatrzymali się w tym samym hotelu. Zamiast tego w pierwszej wspólnej scenie widzimy jak obydwaj tańczą. Nic szczególnie artystycznego – takie pląsanie z nudów, gdy czekasz w pustym korytarzu na wejście do jakiegoś gabinetu. Potem następuje przydługa wymiana zdań, z której wynika, że w imionach obydwu z nich jest podwójna litera A. Koniec sceny.

Zobacz również: Olimp – recenzja spektaklu. Muzyczna ekstaza w antycznym stylu

Scen tanecznych jest więcej i na szczęście dużo ciekawszych. Twórcy eksperymentują z tańcem intuicyjnym, który mógłby być prawdziwą perełką w tej produkcji, gdyby był jeszcze odważniejszy i bardziej wsparty światłami. Szczególnie inspirująca jest pierwsza scena, gdy Haakon tańczy z matką (Miriam Sogn). Fantastyczne solo zaprezentowała natomiast Kamila Najduk, gdy jako zdradzona narzeczona nie potrafi oderwać się od swojego ukochanego.

Najduk wykonuje w spektaklu również kilka piosenek (m.in. słynną Rebekę Zygmunta Białostockiego i Andrzeja Własta). Jej pięknie brzmiący alt idealnie pasuje do tych utworów a ich interpretacja świetnie pokazuje rozdarcie młodej dziewczyny między wpojoną tradycyjną moralnością a budzącym się popędem seksualnym. Szkoda tylko, że w zasadzie cały spektakl gra tyłem lub bokiem i to w głębi sceny. Chowa się poza zasięgiem świateł czy za innymi aktorami lub ma pół przymknięte oczy.

Aaron
zdjęcia z próby, fot. Michał Mazurek

Muzyka autorstwa Tellef Ogrim sama w sobie jest świetna. Skrzypce, perkusja, bas i elektronika zestawione raz w kompozycjach lirycznych, by przejść do jazzu a potem rocka, działają bardzo stymulująco i odświeżająco. Ta zabawa gatunkami i nastrojami jest spektaklem samym w sobie. Niestety nie zawsze zgrywa się on z działaniem aktorskim a czasem wręcz przeszkadza.

Zobacz również: Tango – recenzja. Spektakl dla szkół

O czym więc ma być ten spektakl? Ciężko stwierdzić na podstawie samej inscenizacji. Może więc program przyjdzie z pomocą? Tam Aaron ma być narzędziem buntu wobec samookreślenia przez przynależność do struktur ideologiczno-religijnych. Co „może pomóc nam wyzwolić się z cywilizacyjnego kaftana bezpieczeństwa”? Pierwotna ludzka siła – seksualność. „To anarchistyczna, przeciwstawna siła, która nie poddaje się normom ani ograniczeniom.” Chyba to już gdzieś było. Już nawet Mrożek w Tangu zakwestionował siłę tej idei. Czy naprawdę odpowiedzią na rasizm, przemoc i dyskryminację dzisiaj jest seks?

Plusy

  • Muzyka sama w sobie świetna
  • Włączenie scen performatywnych

Ocena

4 / 10

Minusy

  • Bardzo poszatkowany scenariusz
  • Montaz scen i muzyki
  • Napisy
Kinga Senczyk

Kulturoznawczyni, fanka teatru muzycznego, tańca i performansu a także muzyki i tańca tradycyjnego w formach niestylizowanych. Sama tańczy, improwizuje i performuje. Kocha filmy Bollywood, francuskie komedie i łażenie po muzeach. (ig: @kinga_senczyk)

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze