Paramore – This Is Why – recenzja płyty

Po niemal sześciu latach rozwijania solowych karier i przerwy od gry zespołowej, muzycy Paramore znów zjednoczyli siły i podarowali fanom szósty krążek zatytułowany This Is Why. Formacja wystąpiła tu w składzie znanym z wcześniejszej jeszcze płyty – The Holiday Sessions. Na najnowszym albumie słyszymy więc wokal Hayley Williams, gitarę Taylora Yorka i perkusję Zaca Farro.

Od daty premiery płyty nie ustaje debata dotycząca zmian stylu zespołu. Jedni uważają, że wydawnictwo This Is Why otwiera nowy rozdział w historii grupy. Inni zaś sądzą, że stanowi ona raczej płynną kontynuację czy nawet sumę jej poprzednich dokonań. Dla mnie jednak była to pierwsza okazja do zapoznania się ze stylistyką tego dotychczas obcego mi zespołu. Miałam  więc szansę ocenić odsłuch „czystym uchem” i sprawdzić, czy najnowsza odsłona Paramore to coś dla mnie.

Zobacz również: Julia Rocka – Blaza – recenzja płyty

Na krążku znalazło się dziesięć kompozycji, co może wydawać się przeciętnym wynikiem jak na tak długą przerwę od poprzedniej płyty. Odsłuch otwiera tytułowy utwór This Is Why, będący równocześnie jednym z trzech singli promujących cały album. Od razu przykuwa on uwagę wyraźnym rytmem wybijanym na perkusji i modulowanym wokalem Williams. Po chwili to on wysuwa się tu na pierwszy plan. Wokalistka nie kryje możliwości swojego głosu, zwłaszcza w refrenie, który znacznie różni się od zwrotek. Warstwa tekstowa staje się ostra, słowa są krótkie, niemal żołnierskie. Utwór przybiera tutaj wyraźnie popowego charakteru, a rytm refrenu zapada w pamięci na długo.

Utwór płynnie przechodzi w kompozycję The News, wyróżniającą się niezwykle aktualną tematyką. Któż nie czuje się przeciążony wszechobecnymi newsami ze świata, zasypującymi odbiorców coraz to nowymi informacjami o katastrofach, wojnach i tragediach? Zespół Paramore otwarcie mówi o swoich odczuciach związanych z tą sytuacją. Utwór staje się niejako wyrazem wewnętrznej walki między własnym dyskomfortem a wymuszonym przez obecne czasy uzależnieniem od bycia „na bieżąco”.

Równie aktualny wydaje się być numer trzeci – Running Out Of Time. Rytmiczna melodia jest tu tłem dla znów zróżnicowanego wokalu, spokojnie wymawiającego słowa zwrotek i wykrzykującego prosty refren. Wszystko to jest sposobem przekazania spostrzeżeń na temat wciąż przyspieszającego świata i tempa życia. Jak w tytule utworu – ludzie coraz częściej się nie wyrabiają, w codziennym biegu nie znajdują czasu na rzeczy naprawdę istotne. W Running Out Of Time Paramore wyraża swoją niezgodę na taki stan rzeczy.

Zobacz również: Romantycy Lekkich Obyczajów – Wybaczyć Wszystkim Wszystko – recenzja płyty

Najciekawsza na całej płycie jest kompozycja czwarta, zatytułowana C’est Comme Ça. Wyróżnia się bardzo prostym tekstem, z powtarzanym wciąż „c’est comme ça, c’est comme ça, na-na-na-na-na-na-na”. Początkowo absorbuje to słuchacza, po chwili jednak staje się nieco irytujące. Biorąc pod uwagę, że charakter utworu nie zmienia się przez całą jego długość, po chwili zastanowienia stwierdzam, że dla mnie jest to chyba najsłabszy numer na całym krążku.

Kolejny utwór, Big Man, Little Dignity, to kompozycja zaskakująca swoja melodyjnością. Po poprzednich piosenkach, przyzwyczajona do krzykliwego wokalu Williams, nie spodziewałam się czegoś na tyle łagodnie wpadającego w ucho. Jest popowo, jest dźwięcznie, całość wypada bardzo dobrze.

You First i Figure 8 to znów kompozycje nieco mocniejsze – uwagę zwraca zwłaszcza druga z nich. Tutaj warto wspomnieć o wyraźnych gitarach, stojących niemal na równi z warstwą wokalną.

Do łagodniejszych klimatów zespół powraca w końcówce płyty. Liar to bardzo przyjemna kompozycja o łagodnej melodii wzbogaconej delikatnym wokalem. Uświadomiła mi, że chyba takie właśnie wydanie Paramore polubię bardziej. Utwierdził mnie w tym przedostatni utwór, Crave – klimatycznie może nieco ostrzejszy od poprzednika, jednak wciąż bardzo przyjemnie wpadający w ucho.

Zobacz również: Janusz Walczuk – Jan Walczuk – recenzja płyty

Krążek zamyka najspokojniejszy chyba utwór zatytułowany Thick Skull. Odbieram go jako swoiste wyciszenie po niespokojnych falach całej płyty. Muzyka łagodnie płynie z głośników, delikatnie kołysząc słuchacza, obiecując bezpieczne dotarcie do brzegu. Po wzlotach, upadkach i szarpnięciach zarówno muzycznych, jak i tekstowych, Paramore przynosi odbiorcy ukojenie, będące efektem wyrzucenia z siebie wszystkich ponurych spostrzeżeń i braku zgody na problemy współczesnego świata.

Na koniec warto wspomnieć krótko o teledyskach dołączonych do niektórych utworów zawartych na płycie This Is Why. Można powiedzieć, że mogłyby funkcjonować jako osobne twory, nie tylko jako tło do muzyki. Bez wątpienia przykuwają uwagę – Paramore odniósł się w nich do wyrazistych nurtów stylistycznych: psychodeliczne klimaty mieszają się tu z surrealizmem, dodatkowo okraszonym szczyptą oniryzmu. Jest nietypowo, zaskakująco, nieoczywiście. Warto więc uzupełnić odsłuch płyty seansem tych kilku klipów.

Całościowo płytę oceniam jako całkiem dobrą. Z początku nieco zbyt krzykliwa, jednak w końcówce przyjemnie łagodna i wpadająca w ucho. Nieco zastanawia ten wyraźny podział krążka na dwie stylistyczne części. Jednocześnie jednak zapobiega on wytworzeniu na płycie pewnego chaosu związanego z ciągłymi zmianami rytmu.

Dla mnie osobiście zespół Paramore, klasyfikowany jako pop-punk, okazał się tu nieco zbyt bardzo „pop”, a nieco zbyt mało „punk”. Mimo to jednak myślę, że warto po tę płytę sięgnąć. Z pewnością jest ciekawą okazją na rozpoczęcie swojej przygody z tym zespołem, a dla tych znających już tę formację – szansą na wyrobienie sobie zdania we wspomnianej gorącej dyskusji o ewolucji stylistycznej formacji.

Plusy

  • Melodyjna druga część płyty
  • Świadome teksty z konkretnym przesłaniem

Ocena

7 / 10

Minusy

  • Nieco zbyt popowy charakter
  • Zbyt krzykliwa pierwsza część płyty
Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze