Elvis Presley w ostatnim czasie przeżywa istny renesans.
Po świetnym dokumencie na HBO, obszernemu wątkowi w Zombieland 2 czy nagradzanej biografii autorstwa Baza Luhrmanna – Elvis, Król Rock’n’Rolla dostał również serial animowany. I jest to chyba jeden z najbardziej dziwacznych pomysłów w popkulturze, jakie świat kiedykolwiek widział. Agent Elvis skupia się na sekretnym życiu Presleya, który gdy akurat nie występuje na scenie, walczy ze złem zagrażającemu Ameryce z ramienia tajnej agencji TCB. To, że jest to specyficzny pomysł, zgodzi się każdy. Ale czy ten rzeczywiście działa? No, to już jest kwestia dyskusyjna.
Zobacz również: Emigracja XD – recenzja odcinków 1-4
Serial scenarzysty Archera, Mike’a Arnolda oraz byłej żony Elvisa, Priscilli Presley (ciekawe czemu zatrzymała nazwisko, hmmm…) ma ogromne kłopoty z własną tożsamością. Podczas seansu pierwszego sezonu, w skład którego wchodzi 10 epizodów, głowiłem się nad tym, dla kogo ten serial właściwie jest. Oprócz Arnolda, mamy tu również tematykę oraz stylistykę zbliżoną do kultowego w niektórych kręgach Archera. Naturalnym byłoby więc polecić twór pod tytułem Agent Elvis właśnie im. Ale, ale! Po co polecać im serial, który jest znacznie *mniej* odjechany, wulgarny czy zabawny?
https://www.youtube.com/watch?v=UCk3wHGJ3qs
Naturalnym byłoby więc polecić go fanom Elvisa. Tylko, że większość fanów Elvisa jest obecnie pozamykana w domach spokojnej starości i wątpliwe, aby wiedzieli co dziś jedli na śniadanie, a co dopiero jak włączyć Netflixa. I dlatego wydaje mi się, że Agent Elvis jest skierowany przede wszystkim do marki i (podupadłej) popularności, jakie niesie ze sobą imię i nazwisko Elvis Presley. Firma odpowiedzialna za prawa wszystkiego, co związane z Królem, przez długie lata życzyła sobie ogromnej forsy za użyczenie piosenki czy wizerunku muzyka w filmach czy grach. Po Internetach krąży historia, że twórcy Fallout: New Vegas, gdzie jedna z misji kręci się wokół impresario Elvisa, nie zdołali umieścić żadnej piosenki artysty w grze, bo koszt takiej piosenki wynosił prawie tyle samo, co sam budżet gry.
Zobacz również: Najlepsze seriale Netflixa
Sądzę, że ta zachłanność odbiła się im czkawką, bo skoro nikt nie chciał płacić, to jak Elvis ma zaistnieć w głowach młodego, chłonnego pokolenia w nowych dziełach popkultury? Oczywiście, to tylko moja teoria, ale wydaje mi się, że jest ona bardzo prawdopodobna. I wydaje mi się, że z całej puli mniej lub bardziej absurdalnych pomysłów, szefostwo uznało, iż to właśnie Agent Elvis jest tytułem z największą szansą na sukces. Czy ten sukces zostanie osiągnięty? Ciężko powiedzieć. Z jednej strony to pomysł niezwykle oryginalny i ryzykowny, przepełniony masą kolorowych (hehe) i barwnych postaci, okraszony świetnymi nawiązaniami do życia kulturalnego tamtych lat, a jakby tego mało to jeszcze z obłędną szatą graficzną. Z drugiej – to serial bardzo bezpiecznie, wręcz nudno rozegrany pod względem fabularnym. On po prostu nie wciąga, nie szokuje i nie zaszczepia w widzu takiego bakcyla, myśli muszę obejrzeć jeszcze jeden odcinek! czy co będzie dalej?!
Może drugi sezon – o ile w ogóle powstanie – będzie ciekawszy i odważniejszy, ale na ten moment, Agent Elvis jest po prostu okej. Fabuła nie porywa, ale serial ten ma naprawdę sporo plusów, dlatego bardziej skłaniam się do polecenia go. Jest potencjał, tylko trzeba go dobrze wykorzystać.