Solidnie podany hip-hop, czy R&B stały się swoistym gwarantem osiągnięcia sukcesu. Na tej fali wyrosły nam takie gwiazdy jak Kali Uchis, czy SZA, a dodatkowym atutem na rynku muzycznym stało się umiejętne łączenie obu gatunków. Świetnym przykładem na to jest The Weeknd oraz bohater tej recenzji 6LACK. Artysta wydał ostatnio swój czwarty album pt. Since I Have A Lover.
Na wstępie muszę się przyznać, że uwielbiam dobry wokal w hip-hopie. Nieważne, czy wynika on z występu gościnnego, czy z prezentowanych przez rapera umiejętności. Stąd na moich playlistach znajdą się piosenki Beyonce z JAY-Z, Eminema z Rihanną, a nawet znajdzie się miejsce dla Kendricka Lamara z Taylor Swift. Mam po prostu do tego połączenia ogromną słabość i łatwo się domyślić, że nie mogłem się doczekać najnowszej płyty 6LACKA Since I Have A Lover. Słyszana w zapowiedziach piękna, nieprzekombinowana linia melodyczna wraz z pięknym wokalem, zapowiadała album w sam raz dla mnie. Budując sobie takie nadzieje, łatwo się zawieść. Czy to dotyczy Since I Have A Lover? I tak, i nie.
Zobacz również: Margaret – Urbano Futuro – recenzja płyty
Since I Have A Lover sprawdza się świetnie jako album emo-rapowy z mocnym rythm and bluesowym akcentem. Mamy tu przyjemne dla ucha flow, połączone z pięknym wokalem, który stanowi świetnie dopełnienie całej linii melodycznej. Fakt, mówimy tu czysto o umiejętnościach samego wykonującego, ale nie jeden wielki piosenkarz, raper wykładał się na podstawach swojej twórczości. Tu w aspekcie technicznym oraz producenckim dostajemy produkt na wysokim poziomie. Muzycznie usłyszymy spokojny, momentami wręcz chillhopowy bit, połączony z gitarą w tle w tytułowym utworze. Usłyszymy w tle pianino w Fatal Attraction. Wpadniemy w paranoiczny, boom-bapowy vibe, który objawia się w Inwood Hill Park. Znajdziemy też mocniejsze bity jak w preach. Wszystko to łączy się z umiejętnie dawkowanym auto-tunem, który nie irytuje, a momentami wręcz hipnotyzuje.
6LACK w swoim najnowszym albumie przemierza przez psychikę, którą spowija w większości ciemność. Nie uświadczymy tu teatralnej, filmowej romantyczności, a jest wręcz ona chowana, przedstawiana nam podprogowo. Pokazuje to, że 6LACK przy okazji Since I Have A Lover dojrzał i pokazał niespotykaną we wcześniejszej jego pracy narrację. Wszystko jest tu na jego warunkach, nie tak jak by chciał rynek, a jak chce sam artysta.
Zobacz również: Ania Karwan – Swobodnie – recenzja płyty
Skoro to wszystko takie piękne, to gdzie jest haczyk ? Głównym problemem albumu jest jego długość. Słuchałem zaprezentowanych utworów w różnych sytuacjach i w każdej czułem to samo – znużenie. Wszystkie piosenki, choć piękne melodycznie, nie prezentują takiej różnorodności, która by trzymała usilnie przy dalszym odsłuchu.
Fakt, wspomniałem wcześniej, że usłyszymy różne klimaty, nawiązania, ale jest tego zdecydowanie za mało. Nie ratuje tego nawet Don Toliver w Temporary, który w ostatnich miesiącach dał się poznać jako król występów gościnnych. I tak tu też wypada bardzo dobrze, ale w żaden sposób nie uatrakcyjnia całości albumu. Brak tutaj odwagi na podjęcie ryzyka, a szkoda, bo wśród tych 19 utworów spokojnie znalazłoby się na to miejsce. Ewidentnie formuła wyczerpuje się przy dziesiątym, jedenastym utworze.
Zobacz również: Goya – Rozdział VIII – recenzja płyty
Since I Have Lover stawia 6LACKA wśród najlepszych tekściarzy na amerykańskim rynku muzycznym w 2023 roku. Ambitne, mroczne wejrzenie w psychikę sprawia, że najnowszy album artysty jest w warstwie lirycznej najlepszym z jego dotychczasowych. Szkoda, że ostatecznie nie starczyło tej pomysłowości na warstwę muzyczną w całym albumie.
