Bayonetta Origins: Cereza and the Lost Demon – recenzja gry

Zapowiedź Bayonetta Origins: Cereza and the Lost Demon niedługo po premierze nieco rozczarowującej Bayonetty 3 była… Interesująca. Przekształcenie nadmiernie absurdalnego slashera w znacznie bardziej kameralny, inspirowany Alicją w Krainie Czarów spinoff było czymś piekielnie oryginalnym i obiecującym. Przyjrzyjmy się tej rozkosznie dziwacznej, grywalnej opowieści i zobaczmy, o co w niej chodzi!

Origin story dla Bayonetty to naprawdę fajny pomysł. Nawet jeśli spora część fabuły ostatniej gry czy dwóch jest do zapomnienia, wciąż znajduje się tu sporo miejsca na stworzenie szerszego uniwersum dla tej franczyzy. Jasne, niektóre elementy serii są tylko kosmetycznymi zmianami żywcem wyjętych z Devil May Cry (zamiast synem człowieka i demona, jesteś córką wiedźmy i anioła), ale jest miejsce na rozwój! To niezwykle interesujący świat, w którym znajdziemy sporo elementów zaczerpniętych z baśni czy mitologii celtyckiej. I to właśnie Bayonetta Origins: Cereza and the Lost Demon stara się zaoferować.

Zobacz również: Najlepsze gry na PlayStation 5

To prowadzi do największego pozytywu i najbardziej efektownego aspektu Bayonetta Origins: jej strony audiowizualnej. Bayonetta 3 starała się być ultrarealistyczna na konsoli, która nie była w stanie sprostać wymaganiom graficznym. Bayonetta Origins: Cereza and the Lost Demon robi to, co wiele exów na Nintendo Switch – celuje w kreskówkowy klimat, odciążając tekstury i geometrię, pozwalając procesorowi pracować w spokoju. Gra jest rzeczywiście ładna do oglądania!

W pakiecie dostajemy też całkiem niezłą muzykę i voice acting. No, w większości, jeśli chodzi o to drugie. Ścieżka dźwiękowa jest dokładnie taka, jakiej można by się spodziewać po grze tak mocno inspirowanej Alicją w Krainie Czarów. To idealna równowaga pomiędzy dziwnym i tajemniczym, ale z kilkoma akcentami ciemniejszego, bardziej nastrojowego klimatu, aby oddać mroczną stronę bajek. Pojawiają się też okazjonalnie celtyckie akcenty, zgrabny ukłon w stronę początków serii.

Zobacz również: Kirby’s Return to Dream Land Deluxe – recenzja gry. Idź w prawo i siej zniszczenie 

O czym to właściwie jest? Na długo przed tym, jak ta adeptka czarnej magii miała zostać nazwana Bayonettą, zwała się Cerezą i odbyła ona fatalną podróż do zakazanego Lasu Avalon. Towarzyszył jej Cheshire, jej pierwszy demon, który opętał pluszową zabawkę…

W zasadzie byłem ciekaw, czym będzie Bayonetta Origins: Cereza and the Lost Demon. Okazuje się, że podobnie jak w innym tytule z podwójnym protagonistą, Brothers: A Tale of Two Sons, sterowanie Cerezą jest podpięte na lewym Joy-Conie, a Cheshire – na prawym. Podczas gdy Wiedźma Umbra używa sztuki tańca, by przywoływać rośliny i wiązać wrogów kolcami, jej towarzysz to brutalna siła, która wykorzystuje moce żywiołów, by zdziesiątkować wszystko w zasięgu wzroku. Jest to mechanika, która może być nieco dezorientująca, gdy umysł i kciuki odmawiają współpracy, ale rozkwita w asymetrycznych zagadkach Origins i gdy obaj sojusznicy potrzebują siebie nawzajem. Zarówno Cereza, jak i Cheshire mają szerokie drzewka umiejętności zbudowane z myślą o combosach. Podczas gdy ta pierwsza może korzystać z tworzenia eliksirów i uroczego Trybu przytulania, jej pluszowy odpowiednik może zmieniać się w różne formy (na przykład wody, kamienia) i używać ataków mistrzowskich do kontrolowania tłumu.

Zobacz również: Najlepsze polskie gry

Jest jednak jeden, zasadniczy minus. Choć Bayonetta Origins jest ładna, to ma też nieco tani wygląd. Ani jedna scenka nie jest animowana – wszystkie są statyczne. Różnorodność wrogów czy animacji również nie powala, a gameplay mimo wszystko potrafi znużyć. Powiedzmy sobie jasno: nie przekracza ona granic tego, do czego zdolny był nawet 3DS.

Bayonetta Origins: Cereza and the Lost Demon to dziwna bestia. Jest to całkiem przyzwoita gra, z ładnymi audiowizualiami i miłą zmianą tempa w stosunku do oryginału. Jednak jest to również gra, której po prostu nie mogę polecić w sugerowanej cenie detalicznej. Jest to nierówna próba zaadaptowania rozgrywki z Brothers: A Tale of Two Sons z większą ilością akcji, co stoi w sprzeczności z samym schematem sterowania. Choć ładna, nie mogłem nie czuć się rozczarowany ogólnym poczuciem „taniości”. Gdyby to był mały spinoff sprzedawany za kwotę w okolicy 120 złotych, to nie byłoby problemu. Ale za cenę pełnoprawnej gry AAA? Niekoniecznie.

Plusy

  • Interesujący pomysł na rozwinięcie świata Bayonetty
  • Strona audiowizualna gry
  • Interesujący gameplay

Ocena

7.5 / 10

Minusy

  • Nie wydaje mi się, by to była jakość warta ponad dwóch stów
Filip Szafran

Fan Batmana. Lubi Popkulturę więc o niej pisze

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze