Star Wars: The Deckbuilding Game – recenzja gry planszowej

Uniwersum Gwiezdnych Wojen rozwija się prężnie. Nie tylko filmowo, serialowo czy komiksowo. Również planszówki dostają świeże tytuły. Czy Star Wars: The Deckbuilding Game udowadnia, że to nie jest tylko próba wydojenia fanów marki? No w sumie tak.

Star Wars: The Deckbuilding Game to tegoroczna premiera autorstwa Caleba Grace’a. W Polsce ukazała się nakładem wydawnictwa Rebel, oryginalnie grę wydało Fantasy Flight Games. Jest to karcianka przeznaczona do zabawy w dwie osoby i, jeśli o setting chodzi, nie odkrywa przed nami nic nowego. Akcja została osadzona w czasach wojny Imperium z Rebelią.

Star Wars: The Deckbuilding Game
Star Wars: The Deckbuilding Game Fot. Paweł Witkowski

Zobacz również: Star Wars. Leia, tom 1 – recenzja mangi. Girl, You’ll be a woman soon

O CO CHODZI?

Osią rozgrywki w Star Wars: The Deckbuilding Game jest tytułowa mechanika deckbuildingu, czyli budowania talii w trakcie rozgrywki. W dużym uproszczeniu polega ona na “kupowaniu” nowych kart z dostępnej puli i dokładaniu ich do naszej talii, co z biegiem rozgrywki daje nam coraz szerszy wachlarz możliwości. Nie będę ukrywał, uwielbiam gry z mechaniką deckbuildingu dlatego grę zamówiłem jak tylko pojawiła się w przedsprzedaży. Jak już wspomniałem, jest to gra typowo dwuosobowa, a rozgrywka powinna zamknąć się w 30-40 minut. 

PRZYGOTUJMY SIĘ!

Przygotowanie gry nie jest w żaden sposób skomplikowane ani czasochłonne. Na początku trzeba wybrać frakcję, Imperium lub Rebelię, po czym gracze dostaję identyczne talie składające się z 10 kart. Następnie przygotowujemy bazy, czyli karty znanych planet, które będą nam dawały różne korzyści, a których niszczenie jest celem rozgrywki. Instrukcja sugeruje, które wybrać na początku. W sumie mamy ich po 10 na frakcję i w kolejnych rozgrywkach możemy już bardziej pokombinować. 

Trzeba przygotować jeszcze pozostałe karty i “rynek”. Budujemy talię galaktyki, w której skład wchodzą karty obu frakcji oraz neutralne, jest ich w sumie 90. 6 z nich wykładamy w rzędzie pomiędzy graczami, to jest rząd galaktyki, skąd będziemy dobierać nowe karty. Układamy je w odpowiedni sposób, daną frakcją przodem do grającego nią gracza, neutralne bokiem. Obok jeszcze znaleźć się musi talia Pilotów Zewnętrznych Rubieży, jest to 10 jednakowych kart, z których można korzystać przez całą rozgrywkę. 

Już jesteśmy prawie gotowi, wystarczy jeszcze rozłożyć tor mocy, przygotować pule znaczników obrażeń oraz zasobów i jeszcze wyłożyć bazy startowe. Każdy ciągnie ze swojej startowej talii pięć kart na rękę i możemy zaczynać.

Star Wars: The Deckbuilding Game
Star Wars: The Deckbuilding Game
Przygotowana rozgrywka / Fot. Paweł Witkowski

Zobacz również: May the 4th be with you! – planszówki z uniwersum Star Wars

TO JAK SIĘ GRA?

Zasady są bardzo proste. Zasadniczo w swojej turze gracz zagrywa karty, które dają zasoby, atak lub/i moc. Tych kart mamy dwa rodzaje, okręty i jednostki, które mają swoje “podtypy”. Pierwsze służą do obrony, drugie do ataku, ale jest to ogromne uproszczenie i dalej jeszcze krótko temat rozwinę. W każdym razie karta pozwala nam:

  • Zaatakować bazę/okręt przeciwnika
  • Zdobyć zasoby do do pozyskania kolejnych kart
  • Zachwiać równowagą w mocy na swoją korzyść.
  • Dokonać sabotażu w rzędzie galaktyki

Czasami wszystkie te rzeczy, czasami tylko jedną. Bardzo często jednostki mają również efekty specjalne, które odpalamy w określonych momentach. Po rozegraniu tury wszystkie zużyte oraz zakupione karty lądują na naszym stosie kart odrzuconych i dobieramy nowe. Okręty, w przeciwieństwie do jednostek, nie znikają z pola bitwy po zakończeniu tury. Ich podstawowym zadaniem jest ochrona bazy, a przy okazji często mają jakieś zdolności, również pasywne. 

Bardzo ciekawą i świeżą mechaniką jest sabotaż, czyli de facto niszczenie kart przeciwnika w rzędzie galaktyki. Wydajemy do tego punkty ataku zebrane na naszych kartach, na szczęście nie musimy wszystkich kart przypisywać do danej akcji, dlatego z powodzeniem możemy przeprowadzić sabotaż kilkukrotnie lub jednocześnie zaatakować bazę przeciwnika. Co najważniejsze, to po zniszczeniu karty przeciwnika sami otrzymujemy nagrodę, np. w postaci zasobów.

Jest jeszcze wszechobecna Moc, która w sumie jest super prostą mechaniką. Na specjalnym torze mamy 7 pól, po których przesuwać będziemy znacznik. Naszym zadaniem jest przeciągnąć go na naszą stronę planszetki, przez co część kart będzie mogła zastosować dodatkowy, często dość mocny efekt. Dobicie do ostatniego pola na torze daje również jeden ekstra zasób na początku tury. Bardzo udany pomysł i fajne przeciąganie liny.

Celem gry w wariancie podstawowym jest zniszczenie trzech baz przeciwnika. Rozwalenie ostatniej automatycznie kończy rozgrywkę. No to z grubsza tyle.

Zobacz również: Terraformacja Marsa: Ekspedycja Ares – recenzja gry planszowej

A WYKONANIE?

Star Wars: The Deckbuilding Game wygląda naprawdę porządnie. Grafikom na kartach nie można nic zarzucić, pokusiłbym się nawet o stwierdzenie że są rewelacyjne. Same karty są raczej porządne, chociaż osobiście swoje zakoszulkowałem, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że są dość często tasowane. Instrukcja też jest naprawdę spoko, zarówno pod względem jakości wykonania jak i samej treści. Jej lektura nie powinna przysporzyć większych problemów i  dobrze przygotowuje do pierwszej rozgrywki. Wszystko jest czytelne i przyjemne w odbiorze. Największymi mankamentami są karta toru Mocy oraz te kosteczki obrażeń i zasobów. 

Tor Mocy wygląda po prostu mało solidnie. Jest to składana na pół podłużna („podwójna”) karta. Z jednej strony jest to fajny zabieg, z drugiej jednak sprawia wrażenie, jakby przy częstym użytkowaniu mogło się zwyczajnie rozlecieć. 

Kostki zasobów i obrażeń z kolei pasują do całej reszty jak pięść do nosa. Ja rozumiem, że dzięki temu są lepiej widoczne i bardziej czytelne, ale ten jebitny żółty i fioletowy są strasznie z czapy. Szkoda ze nie pokuszono się o jakieś bardziej klimatyczne znaczniki, niemniej na rozgrywkę to nie wpływa w żaden sposób.

Star Wars: The Deckbuilding Game
Star Wars: The Deckbuilding Game
Znaczniki / Fot. Paweł Witkowski

Także ogólnie wykonanie jest naprawdę solidne, a wymienione mankamenty to już z mojej strony przypierdolka, co by nie było zbyt kolorowo.

TO JAK WRAŻENIA?

No ogólnie to mi się podobało. Gra się naprawdę bardzo przyjemnie, chociaż nie jest to tytuł, który wciąga na długie godziny. Niemniej 2-3 szybkie partyjki co jakiś czas z ogromną chęcią rozegram. Jest w tej grze parę rzeczy, które naprawdę bardzo mi się podobają. Przede wszystkim sam fakt, że jest deckbuilding, czyli jedna z moich ulubionych mechanik. Po za tym rewelacyjna jest mechanika sabotażu, czyli niszczenia kart przeciwnika z rynku.

Nie wiem czy jest się jakoś szczególnie do czego przyczepić. No gra jest losowa, od dociągu potrafi sporo zależeć, ale taki już urok gier karcianych i ciężko mi jest to traktować jak zarzut i wada. Fakt, może być irytujące, jak przeciwnik dość szybko zdobywa swoje najmocniejsze karty, kiedy ja muszę męczyć się z TIE Fighterem i szturmowcami, ale znowu, taki urok karcianek. 

Większość naszych partii kończyła się na ostrzu noża i rzadko się zdarzało, że ktoś zyskiwał faktycznie sporą i widoczną przewagę. Do tego patrząc po naszych partiach, frakcje wygrywały raczej po równo. Dlatego osobiście będę stał na straży stwierdzenia, że balans między stronami konfliktu nie jest zachwiany.

DO BRZEGU

Podsumowując, Star Wars: The Deckbuilding Game to naprawdę solidna gra pojedynkowa. Warta sprawdzenia dla każdego fana uniwersum i dla każdego dwuosobowego gracza. U nas, chociaż moja żona fanką gier konfrontacyjnych nie jest, sprawdziło się naprawdę dobrze. Gra, po rozegraniu kilku partii i poznaniu kart, potrafi spokojnie zakończyć się w 30-40 minut w wariancie podstawowym. Oczywiście w łatwy sposób grę można sobie wydłużyć, dodając kolejne bazy. 

Co do sugerowanego wieku 12+ to myślę, że mogę się zgodzić, chociaż pewnie i ograny 10 latek da sobie radę. Faktem jest jednak, ze sporo tu zależności między kartami i możliwych do zrobienia kombosów. Młodszy gracz może po prostu nie wyłapać wszystkiego, zwłaszcza jeśli nie jest zaznajomiony z mechaniką.

Star Wars: The Deckbuilding Game
Karty / Fot. Paweł Witkowski

 

OCENA?

Myślę że 7,5 będzie najbardziej sprawiedliwe. Gra mi się podoba, chętnie w nią gram, sam też zaproponuję, chociaż nie jest to tytuł, na który zawsze mam ochotę. Nie będzie to moja ścisłe top ani gier pojedynkowych ani karcianych. Gra jednak jest mega solidna, ciężko się do czegoś przyczepić i na pewno warto ją sprawdzić.

Tytuł Star Wars: The Deckbuilding Game
Wydawca Rebel
Twórcy Caleb Grace
Wiek 12+
Czas rozgrywki 30 minut
Liczba graczy 2

Star Wars: The Deckbuilding Game w serwisie BoardGameGeek

Plusy

  • Deckbuilding!
  • Star Wars!
  • Solidne wykonanie

Ocena

7.5 / 10

Minusy

  • Losowość może być irytująca
  • Znaczniki obrażeń i zasobów
Paweł Witkowski

Gram w planszówki. Piszę o planszówkach. Fanboy Marvela. Lubię: Mavel Champions LCG, Legendary Marvel, Na Skrzydłach, Terraformację Marsa, rzucanie kostkami i deck building.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze