W świetle coraz to młodszych i bardziej „rozdartych” debiutantów na polskiej rap scenie ze świecą szukać artystów młodego pokolenia, którym w głowie coś więcej niż hajs i wieczna impreza. W opozycji do tego staje asthma, który po ciepło przyjętym debiucie powraca z albumem nowe życie, które otwiera kolejny rozdział w życiu rapera.
Mogę z ręką na sercu powiedzieć, że nowe życie nie jest moim pierwszym kontaktem z twórczością asthmy. Pierwszy raz z tą ksywką zetknąłem się podczas Letniej Scenie Progresji, kiedy to był supportem Denzela Curry. Nieznany mi wtedy jeszcze asthma okazał się dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Wykreował sobie u mnie obraz świetnego artysty scenicznego. Młodego artysty, który nie boi się wdać w dobry crowdwork, a do tego z porządną dawką energii. Przyznam, że choć moim wydarzeniem dnia był wtedy koncert Denzela, to asthma był tego miłym początkiem.
Zobacz również: The Smashing Pumpkins – Atum – recenzja płyty
I tak mija prawie rok i znowu się spotykam z tymże raperem. Tym razem przy okazji jego najnowszego, drugiego już długogrającego albumu pt. nowe życie. Skąd jednak wziął się ten tytuł i co on oznacza ? Wszystko zaczęło się od singla żyleta. Osobisty utwór, który traktuje o chwilach słabości, nieszczęściu niemożliwym do zniesienia, a w konsekwencji zmuszającym do ostatecznych rozwiązań. Właśnie od tej chwili, momentu emocjonalnego upadku artysty będący swoistym prologiem do kinowej wręcz drogi ku szczęściu artysty.
Z tą chwilą mając na względzie wcześniejszą pracę rapera, można stwierdzić, że asthma ponad trendy stawia sobie przekaz. Poprzez naszą drogę ku nowemu życiu wejdziemy w tematykę despresji w sick, potrzeby bliskości w serce, konieczności zmiany priorytetów w gizmo aż po czerpanie radości z dnia codziennego w miejcie się. Jednakże, jeśli pojawi się chwila obawy, że nowe życie może być dla kogoś za ciężkie to nic bardziej mylnego. Reprezentant Bielsko-Białej przy okazji swojego najnowszego albumu nie boi się operować pomiędzy skalą osobistą a skalą społeczną. Przykładem tego jest fuck that shit, które swoją oldschoolową stylistyką i flow rodem z lat 90′ świetnie łączy się z tematyką legalizacji marihuany.
Zobacz również: Armani White – Road to CASABLANCO – recenzja płyty
O treści było już dość, czas skupić się na muzyce. Młody artysta na nowym życiu sięga po rzadko spotykany wśród młodzików oldschoolowy, lecz lekko unowocześniony bit. Wszystko to świetnie łączy się z głosem i flow rapera, a prawdziwą wisienką na torcie są piosenki, w których artysta może odpuścić i leniwo, momentami półszeptem, głosić swoją prawdę, a wszystko to uświadczymy w tracku serce. Dla antyfanów dziadowskich bitów znajdą się również malutkie wyjątki, których sam nie jestem fanem. Nie przemawia do mnie trash-rapowa starowiślna 33, czy lekko rockowe pornography and ecstacy, choć z bólem muszę przyznać, że umiejętnie uatrakcyjniają odsłuch całości.
Dodatkową atrakcją dla słuchacza są występy gościnne, które nie zawodzą. Na wyróżnienie zasługują w szczególności występy wokalne Ofelii w miejcie się, Mięthy w gizmo i Próżni w tytułowym zamknięciu albumu. Nie inaczej jest w przypadku gościnnych zwrotek zaproszonych raperów, wśród których można wymienić między innymi: Łajzola w el chapo, czy Kosi i Sydoz w beastie boys.
Zobacz również: Kosi/Szczur – To wydarzyło się naprawdę-oprócz tego, co zmyśliłem – recenzja płyty
Najnowszy krążek asthmy to produkcja wyjątkowa. Świetna warstwa muzyczna, wypełniona dobrymi występami gościnnymi w połączeniu z ambitnym, osobistym tekstem buduje nadzieję na lepszą przyszłość. nowe życie pokazuje, że choć droga do szczęścia jest wyboista, to warto przez z nią przejść. I taki właśnie dla mnie jest ten album – zdarzą się potknięcia, ale ostatecznie cieszę się, że mogłem go usłyszeć.
Źródło głównej grafiki: Materiały prasowe // Def Jam Recordings Polska
Powyższa recenzja powstała dzięki współpracy z Def Jam Recordings Poland.
Dziękujemy!
