Cześć, Michael! – tom 1 – recenzja mangi. Japoński Garfield

Od czasu do czasu bierze mnie ochota na coś nietypowego w moim popkulturowym repertuarze. Bo ile można klepać ciągle te same gatunki, te same uniwersa czy tych samych autorów? No właśnie. A manga o kotach zdecydowanie do mojego stałego repertuaru nie należy, więc postanowiłem wbrew zdrowemu rozsądkowi się za nią wziąć. Już po kilku stronach zacząłem się zastanawiać, czy była to dobra decyzja…

Okazuje się bowiem, że ta opasła manga (niemal 550 stron!) nie ma w zasadzie ciągłości fabularnej w klasycznym znaczeniu. Pierwszy tom mangi Cześć, Michael! stanowi bowiem zbiór 85-ciu krótkich, najczęściej niepowiązanych ze sobą historyjek o tytułowym kocie. Coś jak kultowy pożeracz lasagni, Garfield, tylko bardziej  (zdecydowanie bardziej) japońsko.

Zobacz również: Paradise Kiss – tom 2 – recenzja mangi

Ogarnięcie tego faktu zajęło mi dobre 3-4 historyjki. W pewnym momencie zacząłem się zastanawiać, czy początek nie jest zrobiony na modłę najnowszego Kota w Butach, wszakże volume otwierający mangę opowiada o… śmierci tytułowego czworonoga. Wiecie, myślałem, że to takie wprowadzenie, że Michael miał kiedyś 9 żyć i prowadził żywot na krawędzi, a obecnie zostało mu już tylko jedno i postanawia się ustatkować. Ot, taka przyjemna fabułka z dużym potencjałem komediowym uroiła mi się w głowie.

cześć, michael!

Z jednej strony trochę szkoda, bo moje wyobrażenie o Cześć, Michael! nawet mnie zaciekawiło (tak to jest, jak się bierze coś w ciemno i człowiek sobie dopowiada). Z drugiej jednak, nie mogę powiedzieć, żebym się zawiódł. Lektura w takiej formie okazuje się niezwykle przyjemna i szybka, a pomysłowość twórców nierzadko zaskakuje (częściej pozytywnie, niż negatywnie, choć, pamiętajmy – to Japonia). Bo, niczym przygody innego, pomarańczowego kota, przygody Michaela to czyste, komediowe złoto – i to niekoniecznie dla dzieci!

Zobacz również: Najlepsze komiksy z Batmanem

Makoto Kobayashi, autor mangi, zagłębił się w świat kotów, przedstawiając czytelnikom historyjki związane nie tylko z kocią naturą, ale również i ludzką. Jeśli się zastanawiacie, ile można mieć pomysłów na takie kocio-ludzkie opowiastki, przypomnę – tom ten liczy niemal 550 stron i zawiera 85 historii, a na rynku pojawił się już tom drugi (a zarazem ostatni), liczący drugie tyle. Czego się możecie spodziewać? Jak na Japonię przystało – wszystkiego! Dostaniemy kilka historyjek kręcących się wokół dwóch szefów Yakuzy i ich sekretów. Jeden z nich boi się kotów, zaś drugi… takowego posiada. Inne opowiastki skupią się między innymi wokół mieszkania pewnego mężczyzny, którego lubią odwiedzać koty sąsiadów,  kobiety, która nie może zasnąć przez gromadkę swoich kotów czy też rywalizacji między Michaelem a przerażającym Kocillą. Moim osobistym faworytem są zdecydowanie te całkowicie odjechane historie, gdzie koty udają ludzi – są po prostu rozbrajające!

Niezwykle pomysłowe i wciąż aktualne (Cześć, Michael! powstawał w latach 80-tych) opowiastki o kotach i ludziach zostały wydane w Polsce pod koniec ubiegłego wieku. Cieszy więc, że wydawnictwo Waneko postanowiło odkurzyć ten wyjątkowy tytuł, przypominając go zarówno zaznajomionym z oryginałem, jak i przedstawiając zupełnie nowym czytelnikom. Jest to bardzo zabawna, warta swojej ceny manga, która niejednokrotnie wywoła uśmiech na waszych twarzach.

Plusy

  • Świetny, inteligentny humor...
  • Bardzo ładne wydanie
  • Stosunek ceny do jakości

Ocena

8.5 / 10

Minusy

  • ... choć zdarza się i ten na wskroś japoński, ekhm
Krzysztof Wdowik

Nie lubi (albo nie umie) mówić zbyt poważnie i zawile o popkulturze. Nie lubi też kierunku, w którym poszedł Hollywood i branża gamingowa. A już na pewno nie lubi pisać o sobie w trzeciej osobie. W ogóle to on mało co lubi.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze