Władca soli i kości – recenzja książki. Erotyki nie takie straszne!

Od dawna wiadomo, że retellingi popularnych bajek, mitów czy innych historii wzbudzają spore zainteresowanie. Wiele z nich zasługuje na swoją popularność, inne natomiast niestety wypadają słabo. W przypadku Władcy soli i kości otrzymaliśmy znany motyw pokochania kogoś przez jego charakter, a nie wygląd. Tutaj wiele mogło pójść nie tak. Ale czy rzeczywiście poszło?

Może to powód, dla którego nazywają go Diabłem. Ponieważ szaleństwo, które żyje w tych ścianach, jest tak samo realne, jak człowiek, który je karmi.

Isadora Quinn od najmłodszych lat chciała się wyrwać i opuścić Tempest Cove. Wszyscy patrzyli na nią z góry i oceniali przez to, kim była jej matka. Na wyjazd z wyspy musi uzbierać konkretną sumę, dlatego, kiedy pojawia się możliwość pracy za spore pieniądze, nie waha się ani chwili. Nawet jeśli ma pracować dla samego Diabła.

Lucian Blackthorne nie bez powodu jest określany Diabłem z Bonesalt. Połowę jego twarzy zdobią rozległe blizny, a sposób bycia i tajemniczość podsycają  plotki w małej mieścinie. Przez wielu mieszkańców rybackiego miasta został  on uznany za mordercę swojej żony i syna.

Podejmując pracę, Isadora nie wierzy jednak w te historie, ani tym bardziej w klątwę ciążącą na rodzie Blackthorne’ów. Wszystko się zmienia, kiedy dziewczyna odkrywa, kim jest Lucian.

Zobacz również: Diddly Squat. Tylko krowa zdania nie zmienia – recenzja książki

To jak… w romansach, kiedy para głównych bohaterów robi wspólne rzeczy, które tak naprawdę nie posuwają akcji do przodu. Mają tylko sprawić, że książka będzie dłuższa.

Sam opis brzmi niezwykle kusząco – zwłaszcza dla fanów Pięknej i Bestii, bo to właśnie na niej Keri Lake oparła swoją historię. I mnie właśnie tym kupił od samego początku. Bo ile już mamy retellingów tej baśni, które schodziły jak ciepłe bułeczki? Począwszy od Dwór cierni i róż, a kończąc na Zaczytanej i Bestii. Nie wspomnę o filmach, które również swego czasu były bardzo popularne.

Ale wróćmy do Władcy soli i kości: ona – młoda, zagubiona dziewczyna, która musi wydostać się z wyspy. On – mroczny, tajemniczy, z bliznami na twarzy, którego wszyscy określają bestią i potworem. Brzmi to bardzo, bardzo dobrze. W dodatku wszystko okraszone wulgaryzmami, scenami 18+ i tajną organizacją, która lubuje się w sadyzmie. Czy można chcieć coś więcej od erotyka opartego na baśni?

Zobacz również: Zaginione z Willobrook – recenzja książki. Prawda sprzed lat

Kiedy kogoś kochasz, bardzo trudno jest przestać. Ten ktoś może popełniać błędy, robić rzeczy, których nienawidzisz, z którymi się nie zgadzasz, rzeczy, które doprowadzają cię do szału, ale i tak pomimo wszystko nadal będziesz kochać. Nie możesz nic na to poradzić. To pewnie dlatego nigdy nie potrafiłam ogarnąć koncepcji piekła i diabła. Sama idea, że Bóg albo Jezus mógłby tak po prostu odwrócić się od tych, których tak bardzo kocha, nie ma dla mnie sensu. Nawet jeślibyś kogoś zamordowała, Iso, byłabym pewnie rozczarowana, ale czy przestałabym cię kochać? To niemożliwe.

Jest to powieść dla dorosłych, więc zdawać by się mogło, iż powinny tutaj królować sceny erotyczne. Nic bardziej mylnego. Momentów dla starszych nie ma zbyt dużo, a książka nie opiera się tylko na nich, co mnie bardzo cieszy. Autorka przełożyła to nad fabułę i retrospekcje. Niestety większość takich powieści bazuje na tym, że dwójka postaci poznaje się, a dwa rozdziały później idą do łóżka. Cóż, jakoś nigdy mnie to nie kupowało. Na szczęście tutaj mamy akcję i rozwijających się bohaterów, zagadkę z przeszłości do rozwiązania, a do pierwszego zbliżenia dochodzi dużo, dużo później niż w drugim rozdziale. W dodatku cała książka prowadzona jest z dwóch perspektyw, co pozwala nam spojrzeć na wszystko z różnych stron stron.

Tym samym przejdę do kolejnego plusa Władcy soli i kości, jakim jest sam Diabeł z Bonesalt – Lucian Blackthorn. Rzadko zdarza się, by bohaterowie takich książek byli postaciami dobrze rozwiniętymi lub prowadzonymi w taki sposób, by czytelnik miał ochotę czytać. Sytuacje sprzed szesnastu lat, ośmiu, czterech pojawiają się co jakiś czas i przedstawiają najważniejsze momenty w życiu Luciana. Dowiadujemy się o jego relacjach z rodzicami, poznaniu żony, narodzinach syna. To wszystko pokazuje nam, dlaczego  jest taką, a nie inną osobą. A przede wszystkim jak doszło do tego, że w ciągu jednej chwili stracił wszystko, co kochał i znienawidził to, co związane z jego rodem.

Zobacz również: To, czego nie mówię – recenzja książki. Bo o tym trzeba mówić!

Tę wolność, którą daje wiedza, że przy następnym oddechu człowiek może przestać istnieć.

Choć poznajemy przeszłość Luciana w szczegółowy sposób, niestety na temat historii Isadory wiemy tyle, ile jest wspomniane w dialogach. Trochę mnie to gryzło, zważywszy na to, że ona również miała bardzo trudną przeszłością za sobą i to właśnie stworzyło nam silną bohaterkę. Mało mamy wspomniane o relacji Isy i jej matki, która okazuje się kluczowa. Chciałabym zobaczyć kilka scen z jej przeszłości, bo zważywszy co dzieje się później, pozwoliłyby nam to przeżyć wszystko jeszcze bardziej. Wydarzenia z pewnej imprezy, przez którą dziewczyna zyskała opinię, jaką zyskała, również nie są specjalnie rozwinięte. Niby jest o nich trochę wspomniane, ale porównując to do tego, co dostajemy w przypadku Luciana, nie można tutaj mówić o wielkich szczegółach. W taki sposób niestety nie mamy zbyt dużej możliwości przywiązać się do głównej bohaterki. Zdecydowanie ciekawsze są rozdziały prowadzone z perspektywy Diabła.

Jak wspomniałam na początku, Władca soli i kości nie opiera się jedynie na scenach erotycznych. Mamy  również sporo ciekawej fabuły. Wraz z rozwojem relacji Isy i Luciana, dochodzą również dodatkowe fakty z przeszłości, które łączą tę dwójkę. W tle autorka serwuje nam również tajemnicę śmierci syna i żony Blackthorne’a i morderstwa pracownic posiadłości. Oczywiście podczas czytania starałam się znaleźć mordercę i w pewnym momencie wiedziałam, kto za tym wszystkim stoi. Wtedy Keri Lake wręcz dała mi po twarzy, mówiąc: nie tak szybko i na światło dzienne wyciągnęła nowe fakty.

Zobacz również: Najlepsze książki na letnie wyjazdy

Podsumowując, Władca soli i kości to nietypowy erotyk. Znajdziemy sporo nie-seksualnych wątków, które nie pozwolą oderwać się od książki. Nie zabrakło również namiętności, pożądania, cierpienia ani zwrotów akcji, które wbiją w fotel. Keri Lake umiejętnie dawkuje emocje, które powinniśmy odczuwać, począwszy od uniesień romansu, a kończąc na przerażeniu. Autorka osadziła całą akcję w starej, gotyckiej posiadłości, która została zbudowana na katakumbach. Musicie przyznać, że może to wywołać ciarki. Jeśli szukacie czegoś innego niż standardowy erotyk to Władca soli i kości to lektura obowiązkowa dla Was!


Władca soli i kości

Recenzja powstała przy współpracy z Wydawnictwem Kobiece.
Źródło obrazka wyróżniającego: materiały prasowe – kolaż.

Plusy

  • Retrospekcje, w których poznajemy historię Luciana
  • Wbrew pozorom jak na erotyk, zdecydowanie sceny 18+ schodzą na drugi plan względem fabuły
  • Plot twisty

Ocena

8 / 10

Minusy

  • Słabo rozwinięta historia Isadory, brakowało mi pogłębienia jej postaci
Luiza Czarnecka

Zakochana w twórczości J.R.R. Tolkiena od dziecka (tak, trylogia Jacksona była zapalnikiem). W wolnych chwilach czytam wszystko, co wpadnie mi w ręce, ale najbardziej cenię dobrą fantastykę z kubkiem herbaty. W międzyczasie studiuje i oglądam dobre filmy i seriale (fanka Darklinga numer 1). Zainteresowań i hobby nigdy nie mało, więc próbuję wszystkiego po trochu.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze