Debiuty mają to do siebie, że albo wychodzą świetnie, albo ich treść skręca Was wewnętrznie za każdym razem, kiedy do nich wracacie. Niestety I love you, Cherry dla mnie należy do tej drugiej grupy.
I love you, Cherry nie ma zbyt skomplikowanej fabuły. Dwudziestoletnia Florence została wysłana przez rodziców do domu swojej zmarłej babki. Musi dokończyć pakowanie jej rzeczy przed sprzedażą budynku. Za namową koleżanki z dzieciństwa (chociażbym tego jako koleżeństwa nie ujęła nawet) postanawia wynająć jeden z domków letniskowych nieznajomemu mężczyźnie. Dziewczyna ma zakaz rozmawiania z nim, a tym bardziej nie może zobaczyć jego twarzy. Tylko dlaczego?
Zobacz również: I love you, I hate you – recenzja książki
Uwierzcie mi, miałam nadzieję, że to może by tak lekka i przyjemna książka. Idealna na ostatnie letnie wieczory. Niestety, pomyliłam się. I love you, Cherry to debiut pisarski Kingi Sojek i został napisany w duchu aktualnego trendu na K-pop. Fanfiki na podstawie różnych dram czy zespołów z tego nurtu muzyki wyrastają jak grzyby po deszczu na Wattpadzie. I jak tam mają się dobrze, tak raczej powinny były tam zostać. Przy tej książce bowiem niestety więcej się denerwowałam niż relaksowałam.
Największy problem tej powieści to chyba główna bohaterka, która w większości sytuacji zupełnie nie myśli logicznie. A jeśli już to robi, to i tak zachowuje się jak szesnastolatka, a nie dwudziestolatka, która wchodzi w dorosłe życie. Chociaż sadząc po jej trybie życia, to wciąż daleko jej do tego etapu. To dokładnie ten typ postaci, dla której imprezy to całe życie, ale nagle odkrywa w sobie dawno zapomniany talent, o którym może były na bąknięte ze dwa zdania na początku książki i doznaje olśnienia. Serio? Tak się pokazuje wielką pasję do czegokolwiek?
Zobacz również: Cyberpunk 2077: Bez przypadku – recenzja książki. Przypadek? Nie sądzę
Relacja z jej chłopakiem z kolei jest tak toksyczna, że przebywanie obok nich grozi wręcz jakąś mutacją. Można pokazać, jak bardzo można zapaść się w takich związkach i mieć problemy, ale rozwiązanie tego w taki sposób, jak zostało pokazane nie jest zachowaniem dorosłej osoby, ani tym bardziej zdrowym. Zmiana zdania kilka razy w ciągu pięciu minut też nie. W dodatku, jeśliby zliczyć wszystkie absurdalne momenty bohaterki, miałam ochotę odłożyć książkę i do niej nie wrócić łączne z jakieś dziesięć razy.
Jeśli mówimy o słabo rozwiniętych bohaterach, to cała reszta również nie wydaje się trzeźwo myśleć i zachowywać się jak dorośli ludzie. Począwszy od Joona, a kończąc na rodzicach dziewczyny, którzy praktycznie tutaj nie istnieją (poza ciągle krzyczącym ojcem). Nie poznajemy w żaden sposób bardziej postaci. Portrety psychologiczne zostały ograniczone są do podstawowych cech, bez żadnego pogłębienia. Mamy tutaj Koreańczyka, przedstawiciela jednej z ciekawych kultur na świecie. Począwszy od wspaniałej kuchni, a kończąc na światopoglądzie. Otrzymujemy tego niestety praktycznie tyle co nic, a widać, że autorka zna się na temacie. Szkoda, że nie rozwinięto tych wątków, bo naprawdę były to jedne z ciekawszych momentów.
Zobacz również: Zaginiony świat. Park Jurajski – recenzja książki
Sama fabuła również ma niewiele do zaoferowania, całość wydaje się być przypadkowymi sytuacjami, które następują po sobie bez większych skutków. Pojawienie się jednej postaci i wypowiedzenie dwóch-trzech zdań i od razu zniknięcie raczej nie jest zbyt potrzebne dla fabuły i nie wzbogaca jej. W dodatku relacja między głównymi bohaterami rozwinęła się praktycznie na przestrzeni paru stron. Czytelnik wprawiony w romansach nie uwierzy, że miała ona rację bytu. Sceny z Joonem również jakoś niespecjalnie wzbudzały ciarki i romantyzm. W dodatku jak na osobę, która nie chce z nikim rozmawiać i być widziana, ciągle przybiega do Flo. No trochę mi się to gryzie.
Podsumowując, I love you, Cherry nie było dla mnie i zdecydowanie nie wpisało się ono w mój kanon „lekka literatura na lato”. Wynudziłam się i trudno było mi wracać do książki, kiedy ją odkładałam. Niestety vibe fanfika z Wattpada tym bardziej nie pomógł. Chociaż nie twierdzę, że to zła książka, bo sądząc po wielu opiniach, znalazła miejsce w sercu kilku osób i cieszy mnie to, że przynosi ona komuś radość, to niestety we mnie fanki nie zyskała.
Recenzja powstała przy współpracy z Wydawnictwem Jaguar.
Źródło obrazka wyróżniającego: materiały prasowe/kolaż.