Sandman, tom 9 – Panie Łaskawe – recenzja komiksu

Panie Łaskawe, dziewiąty tom cyklu Sandman, opowiada o zemście i reperkusjach, zgłębiając te tematy w najdłuższym wątku fabularnym w serii. Tytułowe Panie odnoszą się do Trzech Furii, które poznaliśmy w poprzednich tomach. Te trzy żeńskie byty pomagają skrzywdzonej kobiecie szukać zemsty, dając jej moc wykraczającą poza wszelkie wyobrażenia. Obiekt ich połączonej wściekłości zdecydowanie ma się czego obawiać…

Główny wątek dziewiątego tomu Sandman zaczyna się i kończy na dwóch osobach: małym dziecku – Danielu – oraz jego matce, Lytcie Hall, która wydaje się przewracać pierwsze domino w tej historii. Oczywiście, sam Morfeusz jest prawdopodobnie odpowiedzialny za ustawienie tego domina, tak jak widzieliśmy to w historiach opowiedzianych w poprzednich ośmiu tomach i być może bardziej niż jakakolwiek inna postać, odczuje w pełni reperkusje swoich wcześniejszych działań.

Zobacz również: Sandman, tom 8 – Koniec Światów – recenzja komiksu

Kto czytał wcześniej Sandmana ten wie, że Panie Łaskawe to chyba najtrudniejszy do przebrnięcia tom. Po pierwsze, jest długi – najdłuższy ze wszystkich tomów. Zwykle długość mnie nie zniechęca, ale wiedząc, o czym opowiada, dodatkowa grubość po prostu nie zachęcała mnie do ponownej lektury tej części cyklu. Znacznie ważniejszym powodem jest jednak – bez zdradzania zbyt wiele – to, że Panie Łaskawe to tom, w którym następuje wielki, smutny, frustrujący i piękny punkt kulminacyjny Sandmana. Owszem, przed nami jeszcze jedna odsłona, ale Panie Łaskawe to ta chyba najważniejsza część finału.

sandman

W dziewiątym tomie Sandmana wszystko staje na głowie. W Końcu Światów widzieliśmy nawiedzony kondukt pogrzebowy na niebie. W Ulotnych Życiach Morfeusz w końcu uwolnił Orfeusza z jego wiecznego życia, choć konsekwencje z pewnością były tragiczne. W połowie serii Faerie o imieniu Nuala pozostaje w Śnieniu, by wieść samotne życie. A na początku serii widzieliśmy, jak Morfeusz powiedział Lytcie Hall, że jej syn Daniel zawsze będzie w jakiś sposób należał do niego, jako dziecko poczęte w Śnieniu. Wszystkie te momenty łączą się w Łaskawych Paniach i prowadzą do ogromnych konsekwencji, które wprost wytarły mną podłogę za pierwszym podejściem do lektury.

Zobacz również: Gotham Knights: Pozłacane miasto – recenzja komiksu

Gaiman daje z siebie wszystko i nie oszczędza niczego. Przez cały czas obserwujemy, jak Sen musi spotkać się z własnym przeznaczeniem. Mój Boże, ta lektura po prostu boli. Mamy również piękny i niesamowicie bolesny powrót do pierwszego razu, gdy widzieliśmy interakcję Snu i Śmierci, wśród stada gołębi, zanim wszystko się zmienia. Gaiman, Ty potworze! Jest jednak spora łyżka dziegciu w Paniach Łaskawych, bowiem mają one zdecydowanie najmniej lubianą przeze mnie kreskę. Znam takich, którzy ją ubóstwiają, i, hej – każdy ma swoje zdanie, ale czuje się dysonans w porównaniu z tym, co dzieje się w samej fabule.

sandman

Panie Łaskawe to najpewniej najważniejsza część Sandmana. Ciężko powiedzieć, abym miał radochę z lektury, bo ta zwyczajnie boli – świadczy to jednak tylko i wyłącznie o geniuszu Gaimana i jego opus magnum. A przed nami już tylko jeden tom…

Plusy

  • Niezwykły bagaż emocjonalny, który niesie ze sobą ten tom

Ocena

9 / 10

Minusy

  • Zdecydowanie najsłabsza kreska ze wszystkich części cyklu
Filip Szafran

Fan Batmana. Lubi Popkulturę więc o niej pisze

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze