Whateverland – recenzja gry. Klimat to za mało

Witaj w Whateverland – mrocznym, gotyckim mieście, którego mieszkańcy utknęli tu na amen. A to wszystko przez pewną wiedźmę…

Taki los spotkał głównego protagonistę Whateverland, Vincenta – włamywacza i oszusta. Nasz bohater w towarzystwie szekspirowskiego pisarza Nicka, próbuje zebrać wszystkie siedem części zaklęcia, którego potrzebują do przywołania wiedźmy Beatrice, a tym samym ucieczki z tytułowego miasteczka. Vincent i Nick muszą pomagać lub przeszkadzać innym mieszkańcom Cokolwieklandii – gracz może wybrać, czy chce utrzymać Vincenta na ścieżce przestępcy pracującego dla własnych celów czy też skierować go na ścieżkę prawości, aby jego pomoc innym została wynagrodzona poprzez dobrowolne oddanie mu pożądanej części zaklęcia.

Zobacz również: Dune: Spice Wars – recenzja gry. Kraina przyprawą płynąca

Wybrana ścieżka nieco modyfikuję sposób rozgrywki, ale również ostatecznie zadecyduje o zakończeniu gry. Ta sprytna funkcja w prosty sposób sprawia, że Whateverland różni się od innych gier z gatunku wskaż i kliknij. Jest to zdecydowanie jedna z najjaśniejszych stron tej produkcji – nie tylko pozwala na to, ale również i zachęca do ponownej rozgrywki. No, druga rzecz to to, czy się na takową zdecydujecie…

Whateverland – niestety – mimo dobrego, pierwszego wrażenia, bardzo szybko popada w przeciętność. Główna historia jest po prostu okej – nie zachwyca, ale też nie trąci myszką. Scenarzyści starają się stawiać na specyficzny humor i tu również – czasami to wychodzi, a czasami nie. Brakuje tu jakiegoś pazura, swoistej kropki nad i, która nie pozostawiałaby wątpliwości, że gracz ma do czynienia z czymś wyjątkowym i oryginalnym. Zauważyłem, że najlepsze momenty w kwestii narracji tytuł ten ma w krótkich historyjkach poszczególnych mieszkańców, w których to dowiadujemy się nieco o ich przeszłości i o tym, jak trafili do tej krainy. Postacie ewidentnie nie mają wystarczająco dużo czasu na rozwinięcie. Z każdą z nich spędzamy łącznie około dziesięciu minut, a potencjał tkwiący w ich osobach zdecydowanie zasługiwał na więcej!

Zobacz również: Najlepsze gry 2023 roku

W Whateverland gra się jak w każdą inną grę przygodową point’n’click, używając kursora do poruszania się i interakcji z różnymi, interesującymi miejscami. Vincent może wchodzić w interakcje ze swoim otoczeniem. Możemy obejrzeć interesujące nas miejsce, porozmawiać z postaciami niezależnymi lub – w przypadku przedmiotów – podnieść je i dodać do swojego ekwipunku. Produkcja wykorzystuje mini-gry jako podstawową formę progresji punktów kontrolnych. Obejmują one szeroki zakres pomysłów, od wymagających łamigłówek, po proste zadania, takie jak gotowanie miski ramenu. Nie mogę powiedzieć, abym czerpał z nich przyjemność, ale szczególnie za skórę zalazło mi Bell & Bones – mało interesująca gierka, której sterowanie na Switchu to jawna próba wyprowadzenia gracza z równowagi.

Jedyną bezsprzeczną zaletą Whateverland obok wspomnianego systemu wyborów, jest oprawa audiowizualna. Grafika jest naprawdę interesująca i miejscami nieco gotycka, wiecie – wszystkie postacie z ciężkim eyelinerem i dziwnymi projektami twarzy czy budynki z nie pasującymi do siebie oknami, nierównymi liniami i krzywo umieszczonymi przedmiotami. Świetnie nakreśla to klimat i niejako utwierdza gracza w przekonaniu, że kraina, do której trafił wraz z Vincentem, rzeczywiście nie należy do nudnych. Przyczynia się do tego również muzyka, z jazzem na pierwszym planie, który idealnie wpasowuje się w sytuację, w której znalazł się nasz bohater.

Zobacz również: Najlepsze przygodówki w historii

Ogólnie rzecz biorąc, Whateverland to mały, ale widoczny bałagan. Z solidnym założeniem i interesującymi bohaterami, powinien to być łatwy hit, ale żadna ilość inteligentnych żartów nie może nadrobić słabo zaprojektowanych zagadek i niewykorzystania potencjału tkwiącego w tej historii. Szkoda!

Plusy

  • Klimatyczna warstwa audiowizualna
  • System wyborów
  • Duet Vincent-Nick

Ocena

6 / 10

Minusy

  • Nie wykorzystuje pełni potencjału tkwiącego w tej historii i jej bohaterach
  • Mało interesujące zagadki
  • Strasznie irytująca mini-gra Bell & Bones z okropnym sterowaniem na Switchu
Filip Szafran

Fan Batmana. Lubi Popkulturę więc o niej pisze

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze