Podziemne Imperium – recenzja gry planszowej

Osadnicza seria wydawnictwa Portal Games wciąż się rozrasta! Po ciepło przyjętych Osadnicy: Narodziny Imperium oraz Królestwa Północy otrzymujemy trzecią grę do kompletu. Oto Podziemne Imperium.

Rozwijaliśmy już różne imperia, potem bawiliśmy się w wikingów. Teraz przyszła pora zejść pod ziemię! W Podziemnym Imperium różne frakcje łączą siły, starając się wydobyć jak najwięcej kryształów z kopalni. Tym razem wśród autorów nie znajdziemy nazwiska Ignacego Trzewiczka. Za całość projektu odpowiedzialny jest Tim Armstrong, który dotychczas stworzył m. in. Orbis czy również wydane przez portal Arkana Magii. Do rozgrywki może zasiąść od 1 do 5 graczy w wieku powyżej 10 lat i powinna ona się zamknąć w przedziale 20-60 minut. 

Gra przygotowana do partii // Fot. Paweł Witkowski

Na wstępie chciałbym jednak zaznaczyć jedną, być może ważną rzecz – grałem w poprzednie gry z serii i żadnej nie mam w kolekcji. Nie bez powodu, ani O:NI, ani Królestwa Północy mnie nie porwały. Przyjemne budowanie silniczka, fakt, kilka fajnych mechanik. Jednak jakoś tak miałem poczucie że w kółko robię to samo. Rozumiem skąd bardzo pozytywne oceny tych gier, ja fanem nie jestem jednak. To rzekłszy, przechodzę do recenzji!

Zobacz również: Jekyll i Hyde – recenzja gry planszowej. Walka dobra ze złem wciąż trwa


PRZYGOTUJMY SIĘ

Czyli o zawartości pudełka słów kilka. Rozgrywka tak naprawdę oparta jest na kartach, które są podzielone na 5 talii. 4 z nich to kolejne poziomy kopalni, które będziemy wykładać i budować nasze tytułowe podziemia. Ostatnia zawiera wydarzenia. Przygotowujemy z niej 10 losowych kart. Po za tym każdy gracz otrzymuje planszetkę oraz znacznik postępu w wybranym kolorze. Trzeba jeszcze wyjąć pozostałe elementy: żetony zawalania oraz maszynerii, monety, znaczniki zwycięstwa w postaci kryształków w trzech kolorach oraz drewniane wózki. Byłbym zapomniał! Są jeszcze trzy dwustronne plansze postępu, które kładziemy losową stroną, co daje nam sporo kombinacji.

O ZASADACH SŁÓW KILKA

Całe szczęście, gra jest całkiem prosta i nie muszę się rozpisywać. Rozgrywka została podzielona na 10 rund, w których zawsze wykonujemy ten sam schemat czynności. Na początku odsłaniamy kartę wydarzenia i, jeśli jest taka potrzeba, stosujemy się do niego od razu, w trakcie lub na koniec rundy – zależnie od koloru karty. Następnie przychodzi czas na tury graczy, które rozgrywane są symultanicznie, co wpływa bardzo pozytywnie na czas rozgrywki. Wynika zaś z tego, że zagrywane karty nie wywołują żadnych interakcji między graczami. Tym samym nie ma znaczenia kolejność wykonywania ruchów. Interesuje nas tylko nasza kopalnia. Jak już było wspomniane, mamy 4 talie kart odpowiadające czterem poziomom naszych podziemnych korytarzy, a o ich zagrywaniu powiem osobno, bo to kluczowy element zabawy. Jeśli chodzi o sam przebieg rundy – to tyle. Możemy przejść do następnej lub, jeśli odkryliśmy już wszystkie wydarzenia, do podliczania punktów. Wygrywa gracz, który zdobył więcej kryształów.

Karta kopalni // Fot. Paweł Witkowski

Zobacz również: Dixit Disney – recenzja gry planszowej. Kultowe animacje w kultowej karciance

Samo zagrywanie kart to kluczowy mechanizm w grze, więc postanowiłem poświęcić mu osobny akapit. Otóż taką kopalnię możemy położyć tylko w wyznaczonym miejscu, czyli zawsze na przypisanym poziomie w taki sposób, żeby karty stykały się połówkami wagoników. Na niższą kondygnację zawsze zagrywamy z przesunięciem o jeden wagonik, „pół karty”, tak, aby tworzyć rozgałęzienia. A co po takim zagraniu robimy? Otóż w pierwszej kolejności odpalamy właśnie wyłożoną kartę i zbieramy opisany na niej profit, tudzież wykonujemy określoną czynność. Następnie idziemy ku górze, aktywując następną kopalnie sąsiadującą z tą właśnie dołożoną, aż w końcu dojdziemy do powierzchni. Na końcu odpalamy jedną z trzech zdolności z naszej planszetki gracza. Czyli przy wyłożeniu kopalni 3 poziomu dokonamy łącznie 4 aktywacji. To z grubsza tyle zasad, do których zresztą jeszcze będę nawiązywał. Ogółem naprawdę proste do ogarnięcia.

A CO O WYKONANIU?

Zanim przejdziemy do tego co najważniejsze, czyli samej rozgrywki, to standardowo parę słów o samym wydaniu. No i tak ogólnie rzecz ujmując, jest naprawdę fajnie. Grafiki Hanny Kuik są super. Świetnie oddają klimat całej serii. Na kartach jest mnóstwo fajnych smaczków i dowcipu, a mimo podziemnego klimatu wszystko jest bardzo kolorowe i przyjazne. Żetony są solidne, kryształki wyglądają naprawdę sympatycznie na stole. ALE, to chyba największy zarzut do wykonania, niebieskie i zielone potrafią się zlać w jedno przy sztucznym świetle. Trafiłem też w sieci na marudzenia dotyczące znacznika postępu, że lubią się one łamać, ale mam już trochę partii za sobą, zawsze tym samym kolorem i nic podobnego się nie wydarzyło.

No i niestety brakuje insertu. Z jednej strony to nie jest jakiś wielki problem, wszystko można sobie przecież ładnie pochować w woreczki strunowe, ale jakoś tak mam wrażenie że taki sposób przechowywania gier powinien odchodzić do lamusa. Tak po za tym jest naprawdę fajnie, miło, przyjemnie, chce się na to patrzeć.

NO TO JAK SIĘ GRAŁO?

No nie ma co owijać w bawełnę – bawiłem się naprawdę dobrze podczas rozegranych partii! Ogólnie gry z budowaniem silniczka nie zawsze przypadają mi do gustu, bo nie bardzo lubię robić w kółko to samo. Fakt, jest jakaś taka dziwna satysfakcja w zbudowaniu i odpaleniu pod koniec gry takiego kombajnu na punkty. Gorzej jak robię to co turę, tylko go rozbudowując po trochu. Tutaj tak nie jest i to jest naprawdę ekstra.

Fajną sprawą jeszcze jest mechanizm wózków, który tylko daje więcej głębi rozgrywce. Na każdym boku karty znajdziemy połówkę lub dwie takiego wózka. Będą one dopasowane do już wyłożonych kart. Rzeczone połówki albo zawierają złoto, albo są puste. Połączenie dwóch wypełnionych to dla nas punkt na koniec gry. Puste są bezużyteczne. Z kolei jeżeli taki wózek po połączeniu jest połowicznie wypełniony, możemy na nim postawić odpowiedni znacznik i dzięki temu zyskać punkty.

Zobacz również: Moje małe Everdell – recenzja gry planszowej

Co typowe dla serii osadniczej, tak i Podziemne Imperium ma swoje frakcje. Różnica jednak polega na tym, ze tym razem te zwaśnione nacje współpracują. Ergo, na kartach spotkamy 6 różnorodnych frakcji, a na niektórych kartach nawet trafimy na duety! To jest kolejny element dodający głębi do rozgrywki. Różne frakcje mają różne podejście do rozgrywki i tak np. Japończycy cenią sobie różnorodność etniczną w naszej kopalni, Szkoci szastają kasą, a Atlantydzi budują maszyny.

Jest jeszcze możliwość dokonaniu postępu na wybranym torze, co daje nam dodatkowe profity w postaci złota, wózków czy punktów. To wszystko sprawia, że z naprawdę łatwej gry, które wytłumaczenie zajmuje 5-10 minut, robi się naprawdę fajne, optymalizacyjne euro w budowanie silniczka. Lub silniczków. Bardzo mi się to podoba. Chociaż oczywiście, jak na grę karcianą przystało, mamy trochę losowości w doborze kart i chociaż strasznie chcemy iść w coś konkretnego, to akurat TA karta może nigdy nie nadejść. Ciężko się jednak o to jakoś strasznie czepiać, jest to absolutnie naturalne w takiej grze. Wymaga to też podejścia mocno taktycznego i pewnej elastyczności w podejmowanych krokach. Nie oznacza to jednak, że nie da się poplanować, skupiamy się jednak na jak najefektywniejszym wykorzystaniu tego co mamy, planując ruchy na dwie – trzy kolejne tury. Jest to jednak wszystko bardzo zgrabne i dające naprawdę dużo przyjemności oraz frajdy. To jest typ gry, który u mnie aktywuje syndrom kolejnej partii.

Zobacz również: Wyprawa do El Dorado – recenzja gry planszowej

Zwłaszcza, że po dobrym opanowaniu zasad rozgrywka trwa 20-40 minut, tak naprawdę niezależnie od liczby graczy. Chyba że gra się z jakimś greckim filozofem, ale ogólnie to jest dynamicznie i sprawnie. Co do samej liczby graczy czy skalowania rozgrywki – nie uważam żeby to miało jakieś większe znaczenie, każdy robi swoje, bawi się własną kopalnią i tylko na końcu porównujemy wyniki. To taka gra solo, przy której na raz może bawić 5 osób. Czy to źle? No jak ktoś lubi interakcję, to się rozczaruje. Za to wiek 10+ uważam za zasadny. Gra jest prosta i zasady bez problemu 8 letnie dziecko ogarnie, ale liczba różnych powiązań, szukanie synergii między kartami i planowanie na kilka tur do przodu może być jeszcze nieco za trudne.

TO OCEŃMY

Podziemne Imperium z czystym sumieniem oceniam na 8/10. To jest zaskakująco dobra gra, która naprawdę mnie wciągnęła i z niekrytą przyjemnością wciąż siadam do kolejnych partii. Podchodziłem do gry dość sceptycznie ze względu na moje takie-se doświadczenia z poprzednimi grami z serii. Jednak Podziemne Imperium bardzo mi siadło i chcę jeszcze w to grać! Tym bardziej, że grę idzie wyrwać za około 80 zł, w takiej cenie to jak kradzież!

Podziemne Imperium w serwisie Planszeo.pl

Tytuł Podziemne Imperium
Wydawca Portal Games
Twórcy Tim Armstrong
Wiek 10+
Czas rozgrywki 20 – 60 minut
Liczba graczy 1 – 5

https://buycoffee.to/popkulturowcy
Postaw nam kawę wpisując link: https://buycoffee.to/popkulturowcy
Lub klikając w grafikę

Plusy

  • Świetna cena w stosunku do jakości
  • Wciągająca rozgrywka pełna satysfakcjonujących kombosów
  • Proste zasady i dynamiczny gameplay

Ocena

8 / 10

Minusy

  • Kolory diamencików lubią się zlewać
  • Brak insertu
  • Brak interakcji
Paweł Witkowski

Gram w planszówki. Piszę o planszówkach. Fanboy Marvela. Lubię: Mavel Champions LCG, Legendary Marvel, Na Skrzydłach, Terraformację Marsa, rzucanie kostkami i deck building.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze