Girl, Goddess, Queen – recenzja książki. Obalić Olimp!

Mamy świetny klimat na retellingi. Tyczy się to chociażby naszej faktycznej historii – powstaje sporo książek historycznych opowiedzianych z perspektywy kobiet. Bea Fitzgerald postanowiła porwać się jednak na fikcję i za cel obrała sobie mitologię grecką.

Girl, Goddess, Queen zaintrygowała mnie już samym pomysłem. Kora, czyli córka mitologicznej Demeter, ma zostać wydana za mąż. Przez całe życie matka trzymała ją z dala od innych bogów, próbując ją chronić. W patriarchalnej rzeczywistości Olimpu kobieta musi jednak zostać żoną, co niespecjalnie odpowiada Korze. By zyskać na czasie, ucieka do jedynego miejsca, w którym nikt nie powinien jej szukać – do Zaświatów. Cała fabuła oddaje bohaterce mnóstwo sprawczości – nie ma tu żadnego porwania czy przymuszania do ślubu. Choć odchodzimy od tej tradycyjnej wersji mitu, autorka trzyma się genealogii bogów olimpijskich czy innych historii o bóstwach. Nie jest to więc świat całkowicie wymyślony. Z opisów aż bije zamysł całości – to ma być opowieść feministyczna. Kora odkrywa siebie na nowo bez ograniczeń nałożonych przez matkę. Poszukuje swojej sprawczości i próbuje sięgnąć po władzę, która nie jest przeznaczona kobietom w jej świecie. Również Hades za fasadą męskości skrywa pewne sekrety. Bea Fitzgerald pisze więc swojego rodzaju manifest i na poziomie idei podpisuje się pod nim obiema rękami. Ale jeśli chodzi o wykonanie…

Zobacz również: Tak jest okej – recenzja książki

Przede wszystkim ta książka jest debiutem w pełnej krasie. Jest mocno opisowa, kiedy wypadałoby pokazać sytuacyjnie pewne zmiany czy relacje. I tak na przykład dowiadujemy się, jakim władcą jest Hades w jednym akapicie, który mówi nam, że rozwiązywał rodzące się spory w kilka sekund. Po pierwsze, można to było pokazać. Po drugie, nie wiem, jakie spory rozwiązuje się w kilka sekund, ale na pewno bardzo błahe. Poza tym, mam wrażenie, że zamysł minął się zupełnie z tym, jaką bohaterką Kora ostatecznie jest przez pierwsze sto stron książki. A jest po prostu bezczelna i wyszczekana. I rozumiem, że miał to być bunt grzecznej dziewczynki. Że kobieta nie musi być ciągle uprzejma i uśmiechnięta. Że ma prawo się sprzeciwiać i złościć. Więc znów – na poziomie pomysłu wszystko wygląda fantastycznie. Ale na podstawie jej wypowiedzi i zachowania widzę tylko jasny znak równości między pewnością siebie a niedojrzałością. Szkoda.

Chyba najbardziej boli jednak, że Girl, Goddess, Queen tak bardzo próbuje być ponad schematami, a potem sama w nie wpada. Rzeczywiście relacja Hadesa i Kory nie istnieje tylko dla samego romansu. Na pierwszym planie mamy tu dziewczynę, która próbuje odzyskać kontrolę nad własnym życiem. Ale kiedy romans już się zaczyna, wchodzimy w schematyczne łechtanie wyobrażeń nastolatek. A może warto wreszcie pokazać młodzieży relację, która nie opiera się na wiecznych docinkach? To zauroczenie jest niestabilne i kapryśne – czyli reprezentuje wszystko to, czym dojrzały związek nie powinien być.

Zobacz również: To, czego nie mówię – recenzja książki. Bo o tym trzeba mówić!

Z drugiej strony trzeba przyznać, że autorka o wielu rzeczach pisze bardzo świadomie. Wiele wypowiedzi dotyczących chociażby toksycznych relacji z rodzicami czy traum (choć nie są to problemy nazwane wprost) cechuje się dużą wrażliwością. Bea Fitzgerald zwróciła uwagę, by sceny intymne nie odbywały się po chamsku, bez rozmowy partnerów. I chociaż to opowieść o mitycznej bogini, udało się tutaj te problemy „uziemić”. Bo z takimi rzeczami na pewnym poziomie borykamy się wszyscy.

Fabularnie jestem też pozytywnie zaskoczona. Wydawało mi się, że niewiele da się namieszać na końcu tej powieści. Choć to retelling, sam mit wszyscy dobrze znamy. A jednak plot twist był naprawdę nieźle pomyślany. I mimo że czasem westchnęłam sobie pod nosem na głupią odzywkę bohaterki, całość naprawdę mnie wciągnęła. Ostatecznie pewne wątki, które brzmiały intrygująco jako zamysł, wybrzmiały też w samej książce. I mówię tutaj głównie o drodze samej Kory. Mierzyła się z dylematami, które narzucił jej świat zdominowany przez mężczyzn i wykazała się inspirującą siłą.

Zobacz również: Mroczne sąsiedztwo. Krew – recenzja książki. Zbalansowany finał

Mam takie wrażenie, że gdyby to nie był debiut i autorka miałaby trochę bardziej wypracowany styl, oceniłabym całość bardziej entuzjastycznie. Nie mogę powiedzieć, że Girl, Goddess, Queen jest słabą książką. W zasadzie czytanie jej sprawiło mi przyjemność. Mimo to ciężko mi przymknąć oko na wady. Skoro pomysł jest ambitny, wykonanie powinno trzymać poziom.

Autor: Bea Fitgerald
Tłumaczenie: Stanisław Kroszczyński
Wydawca: Jaguar
Premiera: 27 września 2023
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Ilość stron: 480
Cena: 54,90 zł

Źródło obrazka głównego: wydawnictwo Jaguar. Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Jaguar.

Plusy

  • Świetny plot twist
  • Intrygujący pomysł
  • Zdrowe podejście do trudnych wątków

Ocena

6.5 / 10

Minusy

  • Stawia znak równości między pewnością siebie a niedojrzałością
  • Wpada w schematy
  • Opisowa narracja
Agata Kowalczewska

Wychowana na fantastyce, od niedawna zakochana również w reportażach. Choć książki stoją wysoko na liście jej hobby, są na niej również dobre filmy, seriale i puby z planszówkami.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze