Poprzednie życie – recenzja filmu. O(d)szukać przeznaczenie

Co by było, gdyby? To pytanie zadawał sobie nieraz każdy z nas i pojawia się ono najczęściej wtedy, kiedy nie możemy zasnąć. Co by było, gdybym wybrał inne studia? Zagadał do tej dziewczyny na imprezie, zamiast iść z kumplami po kolejną flaszkę do sklepu? Rzucił nudną pracę i zajął się tym, co lubię i daje mi satysfakcję? Jechał wolniej, miał własne zdanie, poszedł w lewo, zamiast w prawo? Czasem jedna mała decyzja oddziałuje na nasze życie i odwraca je o 180 stopni. I tak, każdy przywoła tutaj świetny swoją drogą Efekt motyla. Ja jednak chciałbym tu przedstawić inny film. Nowszy, bardziej niszowy i skromny, ale w niczym nieustępujący hitowi z Ashtonem Kutcherem sprzed prawie 20 lat. Zobaczmy, jakie pytania zadaje Celine Song w swoim pełnometrażowym debiucie Poprzednie życie.

Pierwsza scena filmu ukazuje trójkę ludzi przy barze, którzy są obserwowani i komentowani przez nieznane nam osoby. Już na wstępie wprowadza to ciekawy klimat kina jako osobistego doświadczenia. Wszak to my, jako widzowie, jesteśmy niezależnymi obserwatorami innego życia. Tak, jak w rzeczywistości, siedząc na ławce, plaży, w autobusie czy kinie, możemy się zastanawiać, kim są owi nieznajomi cztery metry od nas. Czasem, zbyt długo się zastanawiając i wpatrując, zostajemy przyłapani na gorącym uczynku. W ten sposób przyłapuje nas Nora (Greta Lee), która łamiąc czwartą ścianę, posyła nam przeszywające, pełne dumy i zainteresowania spojrzenie. Doskonałe ujęcie już na samym początku i swego rodzaju wysoko ustawiona poprzeczka, jaką dostało Poprzednie życie od samej reżyserki. Następnie, z azjatycko-amerykańsko-azjatyckiej trójki przenosimy się 24 lata wstecz.

Zobacz również: Ahsoka – recenzja serialu. „Hello There, Admiral Thrawn”

Trafiamy do Seulu, gdzie rodzina Nory, znanej wtedy jeszcze jako Na-Young, szykuje się na emigracyjny wyjazd do Toronto. Dwunastolatka ma w koreańskiej stolicy swoje własne życie, szkolnych znajomych i kolegę, Hae-Sunga, z którym bardzo lubi spędzać czas. Szanse na dalszy, obiecujący rozwój tej relacji komplikuje jednak wspomniany wyjazd dziewczyny do Kanady.

Jesteśmy świadkami kolejnego skoku czasowego. Nora już jako studentka przypadkowo trafia na facebookowy profil swojego przyjaciela z dawnych lat, który sam próbował ją odnaleźć. Następne tygodnie mijają im na długich rozmowach, którym niestraszne są odległe strefy czasowe czy problemy z łączem internetowym. Stworzony przez nich osobliwy związek na odległość od razu wprowadza zmiany w ich życiu. Wycofany chłopak podczas spotkań z kolegami nagle wydaje się bardziej otwarty, uśmiechnięty i po prostu szczęśliwy. Ambitna Nora, skupiona na studiach i samorozwoju, coraz bardziej angażuje się w utraconą we wczesnych latach relację. Pewne wydarzenia sprawiają, że przeznaczona sobie para znów straci kontakt na wiele lat.

Poprzednie życie młodzi
Poprzednie życie. Kadr z filmu

Zobacz również: Zielona granica – recenzja filmu. Człowiek człowiekowi…?

Dosyć podobny schemat spotykania się pary, której przyszłość wydaje się zapisana w gwiazdach, mieliśmy już w przypadku tzw. Before trilogy w reżyserii Richarda Linklatera. Tam Celine i Jesse, postaci grane przez Julie Delpy i Ethana Hawke’a, spotykają się po raz pierwszy w 1995 roku w pociągu do Wiednia, spędzając cały dzień na spacerowaniu po mieście i egzystencjalno-filozoficznych rozmowach. Ponowne ich spotkanie ma miejsce w roku 2004, kiedy opowiadają sobie, co wydarzyło się przez te 9 lat rozłąki. Po następnych 9 latach dostajemy kolejny film, gdzie obserwujemy bohaterów zmagających się z problemami małżeństwa z kilkuletnim stażem. Oryginalność i niesamowitość tej trylogii polega na tym, że trwała 18 lat rzeczywistych i filmowych, a relacje między bohaterami były bardzo szczere, realne i absorbujące. Czego się w sumie spodziewać po reżyserze rewelacyjnego Boyhooda. Film powstający na przestrzeni 13 lat, z bohaterami dorastającymi na ekranie, jak i w rzeczywistości.

PŻ łódka
Poprzednie życie. Kadr z filmu

Spotykanie się dwójki głównych bohaterów i kameralność historii to nie jedyne podobieństwa pomiędzy Poprzednim życiem a trylogią Linklatera. Dużą rolę odgrywa tu też sfera egzystencjalno-filozoficzna. W filmie Celine Song ważnym aspektem, zwłaszcza pod kątem przeznaczenia, jest wspominany w nim nie raz termin In-Yun. To wzięte z buddyzmu określenie można przełożyć na „dotyk przeznaczenia”. Przypadkowe zetknięcie się dwóch osób na ulicy, czy zajęcie miejsca w pociągu obok obcej osoby może nie być tylko zbiegiem okoliczności, ale też pewnym bodźcem, który może dać pretekst do działania i pójścia za ciosem. Z punktu widzenia reinkarnacji może też świadczyć, że w poprzednich życiach osoby te mogły dla siebie wiele znaczyć.

Zobacz również: Doppelgänger. Sobowtór – recenzja filmu. Pełnokrwisty polski thriller

Nora i Hae-Sung podczas swojego spotkania jako dojrzałe osoby dogadują się, jakby nie minęło 12 lat, a dni, czy nawet godzin. Wspomnienia kolejnych lat brzmią jak rozmowy o wczorajszej kolacji, wszystko jest niesamowicie naturalne – jak u osób, które dogadują się bez słów. Co by było, gdyby Nora nie wyjechała z Seulu? Gdyby udało się spotkać później? Czy byliby razem? A może miłość romantyczna skończyłaby się, ustępując miejsca rutynie i pragmatycznemu przyzwyczajeniu?

Poprzednie życie bar
Poprzednie życie. Kadr z filmu

Wspomniana kameralność też jest cechą, przez którą Poprzednie życie ogląda się tak dobrze. Jedynymi osobami, które nas interesują, jest trójka siedząca przy barze w scenie otwierającej. Pozostałe postaci są tłem w definicji tego słowa. Niemal nie pojawiają się w centrum kadru, a ich obecność w scenach ogranicza się do ujęć profilowych bądź usytuowaniu bliżej krawędzi ekranu. To pozwala nam poczuć dużo bliższą więź z poznaną na początku filmu trójcą. Trójcą, z której składu nie wspominałem jeszcze o Arthurze, granym przez Johna Magaro – mężu Nory ze współczesnej linii czasowej. Gość, którego na pierwszy rzut oka możemy określić stwierdzeniem „mamy Diego Lunę w domu” jest idealnym przykładem dobrego małżonka. Ufającego żonie, spokojnie rozmawiającego z nią o wątpliwościach i problemach, chcącego dla niej jak najlepiej. Nawet kosztem własnych korzyści. Otrzymujemy tu idealny obraz bezinteresownej, szczerej miłości w wymiarze duchowym i to z męskiego punktu widzenia.

Zobacz również: Chłopi – recenzja filmu. Dajcie tego Oscara!

Nora, po latach w Ameryce, w rozmowach z mężem określa Hae-Sunga (w dorosłej roli Teo Yoo) jako zbyt koreańskiego. Jednak na pierwszy rzut oka samo małżeństwo Nory i Arthura możemy określić parafrazując polskie powiedzenie o chłopie i wsi na „baba z Korei wyjdzie, ale Korea z baby nigdy”. Związek ten, choć zawiązany klasycznym zauroczeniem, zakończył się ślubem z rozsądku, gwarantującym jej spokojny pobyt w kraju imigracji. Pomimo szansy posiadania romantycznej, niemal poetyckiej miłości z przeznaczonym jej przez los Hae-Sungiem, Nora wybiera tradycyjny wschodnioazjatycki model małżeństwa, w którym uczucie, zaufanie i przywiązanie rodzi się po ślubie. A sama Greta Lee jest w roli Nory bezbłędna. Częste bliskie kadrowanie, połączone ze szczerym, naturalnym odnalezieniem się na ekranie powoduje, że jej oblicze zostaje z nami na długo po zakończeniu seansu. Ostatni raz taką niewyobrażalną i pełną sympatii więź z bohaterami filmu czułem w kinie przy okazji Aftersun.

Poprzednie życie Nora
Poprzednie życie. Kadr z filmu

Swego czasu Kazik Staszewski w piosence Plamy na słońcu stwierdził, że „gdyby to najczęstsze słowo polskie”. Trochę w nawiązaniu do sztucznego wymagania bycia najlepszym w dziedzinach, w których z naturalnej kolei rzeczy dominować nie powinniśmy. Celine Song w Poprzednim życiu pokazuje, że „gdyby”, to jedno z najbardziej międzynarodowych słów, tylko w każdym języku brzmi po prostu inaczej. Bo w każdym momencie, w każdym miejscu, nawet w zasięgu naszego wzroku, znajdują się osoby zadające sobie w myślach pytanie „co by było, gdyby?”. I wiecie co jest najlepsze? Że końcowy wniosek przeważnie jest tu podobny – tak jak jest, to jest dobrze.

Zobacz również: Znachor – recenzja filmu. Klasyka napisana na nowo

Bo choć życie stawia nas przed różnymi wyborami, kładzie nam pod nogi różne przeszkody, to w większości przypadków my sami jesteśmy tymi, którzy decydują, którą drogą pójdziemy. A samo fantazjowanie „co by było gdyby”, wbrew pozorom nie jest niczym złym. Jest swego rodzaju analizą i podsumowaniem tego, w jakim miejscu jesteśmy, dokąd doszliśmy. Stawia to nas samych w roli osoby najważniejszej w naszym życiu, jakkolwiek egoistycznie by to nie zabrzmiało. Wszak każdy z nas przeżywa życie na swój sposób, wedle własnych możliwości i przekonań. A jeśli coś potoczyło się inaczej, niżbyśmy sobie to wymarzyli, to może właśnie to zostało nam przeznaczone?

Plusy

  • Piękna, kameralna historia o uczuciu, przeznaczeniu i akceptacji
  • Melancholijna atmosfera podbudowana subtelnymi, ale mocnymi dialogami
  • Wyraźne skupienie się na świetnie zagranych głównych postaciach, niemal z całkowitym pominięciem postaci tła

Ocena

8.5 / 10

Minusy

  • Jeśli ktoś nie lubi filmów w takim stylu, to może uznać go za nudny
Kamil Kołodziejczyk

Zasiedziany od lat w DOBRYCH Star Warsach twórca zbyt długich zdań i złożonych opowieści, a także fan filmów inspirujących do dyskusji i gier, do których nie są potrzebne żadne inne osoby. W kinie lubi przede wszystkim mądre narracje i ciekawą kompozycję, a poza kinem dobre, płynne produkty, bezsensowne ciekawostki i czasem ludzi.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze