Gościni – recenzja książki. Cena sławy

Wakacje. Rodzinka influencerów wycieczkowych. Beskidzki folklor. Co może pójść nie tak?

Kiedyś Jaworski był sfrustrowanym nauczycielem historii. Dziś znany jest jako Pan Wycieczka – twórca najpopularniejszego kanału o familijnych podróżach na YouTubie. Na oczach tysięcy followersów jego rodzina przemierza polską prowincję, w pogoni za lajkami gubiąc jednak coś ważnego…

Wypad w Beskidy nieoczekiwanie zmienia się w przerażającą przygodę, która każdego z członków rodziny skonfrontuje z wypartymi traumami i zmusi do przemyślenia swojego życia. Jaworscy chronią się przed burzą w domu starszego małżeństwa, a rano odkrywają, że dotarli do idyllicznego miasteczka, które dotychczas omijali podczas swoich podróży. Uśniejów pełen jest turystycznych atrakcji, życzliwych ludzi, sielankowego spokoju i tajemnic. Każdy członek rodziny znajdzie tu dokładnie to, czego szukał. Wkrótce jednak boleśnie sobie uświadamiają, że spełniają się tu nie tylko marzenia, ale też najgorsze koszmary.

Zobacz również: Nocne godziny – recenzja książki. Między fikcją a rzeczywistością

Czytając przytoczony wyżej oficjalny opis wydawcy, nieco się zraziłam. Kolejna tyrada na temat tego, jacy internetowi twórcy i współczesna technologia są do dupy, pomyślałam sobie. Na szczęście nie do końca tak to tutaj wygląda. Jasne, nowe media robią w Gościni za podkładkę pod istotne dla fabuły konflikty, aczkolwiek, wbrew pozorom, wcale nie wyziera z niej przekaz, iż bez sieci byłoby ludziom milion razy lepiej. A może nawet wręcz przeciwnie – komórki mogłyby pomóc głównym bohaterom wyratować się z niebezpieczeństwa w przeciągu zaledwie kilku rozdziałów. Ale no właśnie – mogłyby to słowo klucz. Bo żeby to zrobić, musiałyby działać.

Pod tym względem Gościni wydaje się iście slasherową powieścią. Grupka archetypowych, znacznie różniących się od siebie bohaterów pozostawiona w środku lasu bez grama zasięgu, o Internecie nawet nie wspominając… Niemalże wszystko się zgadza. Jedyne, czego brakuje, to liczne, wymyślne morderstwa – takowych mamy tutaj bowiem zaledwie jedno, może maksymalnie dwa. Do szufladki na slashery ostatecznie więc tego tytułu wrzucić nie można, aczkolwiek do horroru ogólnie – już prędzej. Warto jednak zaznaczyć, iż elementy grozy pojawiają się zasadniczo dopiero pod sam koniec. Wcześniej przez całą książkę są one podbudowywane komentarzami narratora, aczkolwiek zanim faktycznie przychodzi co do czego, trzeba się trochę naczekać. Jednakże kiedy już wreszcie dochodzi do punktu kulminacyjnego, akcja znienacka błyskawicznie się rozpędza – i to aż do tego stopnia, że trzeba się mocno skupić, by się przypadkiem nie pogubić.

Zobacz również: Kobieta, którą jestem – recenzja książki. Znamiona naszych czasów

Wątek horrorowy, choć nie jakoś mocno wyeksplorowany, wypada całkiem ciekawie. Zdecydowaną większość czasu spędzamy jednak, oglądając względnie normalne życie Wycieczkowej Rodziny. A jest tutaj co śledzić. Od pewnego czasu kryzysy w relacjach to dla Jaworskich chleb powszedni. Pan Wycieczka stara się jak może, by zapewnić im wszystkim dobrą sytuację materialną, aczkolwiek przez to często przegina, a na jego pogoni za contentem cierpią wszyscy wokół. Jego żona jest o krok od chwycenia za papiery rozwodowe; nastoletnia córka kompletnie zamknęła się w sobie, zaś syn, od którego cała ta przygoda z nagrywaniem się zaczęła, zupełnie zmienił hobby i skupił się na grach wideo, niezainteresowany ciągnięciem serii podróżniczej. Rodzina Jaworskich trzyma się więc razem już jedynie na słowo honoru, a każda kolejna sprzeczka o materiały na kanał niebezpiecznie przybliża ją do granicy wytrzymałości.

Obserwując kolejne poczynania Pana Wycieczki, zawzięcie popychającego swoje życie ku destrukcji, trudno jest się nie skrzywić. Mimo że od początku wiedziałam, iż gość naprawdę chce dobrze, to jednocześnie też doskonale rozumiałam, czemu jego żona i dzieci mają go dosyć. A sytuacja przytoczona pod sam koniec książki była już absolutnym ciosem poniżej pasa; warto dbać o sytuację materialną najbliższych, oczywiście, ale nie kosztem bycia wobec nich wyrachowanym sukinsynem. I właśnie przez tego typu wyskoki mam teraz spory problem, by określić, czy lubię Jaworskiego, czy też jednak wręcz przeciwnie. Na ogół gość wydaje się dość sympatycznym i bardzo kochającym swoją rodzinę człowiekiem, któremu grzech nie współczuć problemów, ale cóż z tego, skoro zaraz znów odpala tryb influencera…

Zobacz również: Krew i księżyc – recenzja książki. W cieniu katedry

Oprócz Wycieczkowej Rodziny, Gościni posiada jeszcze jednego kluczowego dla fabuły bohatera – Heńka, zgarniętego po drodze w Beskidy autostopowicza. Stary hipis to dokładna odwrotność pławiących się w nowoczesności celebrytów. Żadna zaawansowana technologia nie jest mu do niczego potrzebna; ba – nigdy nie miał nawet własnego auta, mimo że od lat prowadzi wędrowny tryb życia. Początkowo wydawało mi się, iż to zestawienie działa na zasadzie: ten to dopiero super gość, nie to co ci zepsuci niby-celebryci. Na szczęście jednak nie całkiem tak jest, a miłość do natury nie uczyniła z Heńka automatycznie dobrego człowieka. Przesada zawsze prowadzi do tragedii – nieważne, na którym ze skrajnych końców się znajdziesz. Lekcja warta zapamiętania.

Marcin Napiórkowski używa w Gościni bardzo prostego, niektóry mogliby wręcz rzec, że trywialnego języka. Na LubimyCzytać widziałam już, iż wielu czytelnikom się to nie podoba, aczkolwiek mnie osobiście styl pisarski autora wcale jakoś bardzo nie kłuł w oczy. Jasne, język mógłby być odrobinę barwniejszy, ale obecna wersja też wydaje mi się wystarczająca. Z dwojga złego wolę odchylenie w tę stronę; przynajmniej mniejsza szansa, że bezużyteczne opisy jakichś bzdet zanudzą mnie na śmierć.

Zobacz również: 7th Heaven – recenzja książki. Ballada smoków i węży

Gościni to krótka, przyjemna lektura, którą połknąć można w raptem kilka godzin. Choć balansuje na cienkiej granicy, powieść nigdy nie przegina w stronę szkalowania współczesnej technologii, skupiając się raczej na tym, do czego ludzie z własnej winy mogą za jej pośrednictwem doprowadzić. To właściwie bardziej dramat rodzinny z nutą grozy pod koniec niż horror. Niemniej jednak fani opowieści z dreszczykiem również mogą znaleźć tutaj coś dla siebie. Wnioskując zaś z posłowia, ośmielę się stwierdzić, że to prawdopodobnie jeszcze nie koniec przygód Jaworskich. Jak incydent z tajemniczą Gościnią odbije się na ich przyszłości? Chętnie się kiedyś przekonam.


Gościni okładka

Autor: Marcin Napiórkowski
Okładka: Rafał Kucharczuk
Wydawca: Literackie
Premiera: 25 października 2023 r.
Oprawa: miękka ze skrzydłami
Stron: 288
Cena katalogowa: 48,00 zł


https://buycoffee.to/popkulturowcy
Postaw nam kawę wpisując link: https://buycoffee.to/popkulturowcy
lub klikając w grafikę

Powyższa recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Literackim.
Grafika główna: materiały promocyjne – kolaż (Literackie)

Plusy

  • Prosty język...
  • Niejednoznaczni moralnie, dość rozbudowani bohaterowie
  • Interesująca fabuła

Ocena

7.5 / 10

Minusy

  • ...choć dla niektórych może nawet zbyt prosty
  • Część horrorowa zaczyna się dopiero w ścisłej końcówce, reszta to raczej obyczajówka
Patrycja Grylicka

Fanka Far Cry 5 oraz książek Stephena Kinga. Zna się na wszystkim po trochu i na niczym konkretnie, ale robi, co może, żeby w końcu to zmienić i się trochę ustatkować.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze