W wakacje na polskim rynku pojawiła się książka Do zobaczenia na Wenus z od razu zapowiedzianą ekranizacją. Mimo że mnie nie zachwyciła, to kiedy film wyświetlił mi się wśród nowości na platformie Netflix, zachciało mi się wrócić do słonecznej Hiszpanii i dwójki bohaterów.
Film jest wierną adaptacją książki, a nad scenariuszem pracowała jej autorka, debiutująca Victoria Vinuesa. Chciałabym się jednak wyzbyć porównywania książki a filmu, a skupić się na tym drugim. O pierwszym wrażeniu z wakacyjnego czytania natomiast można poczytać tutaj. Nie od dzisiaj wiadomo, że kino i literatura mają swoje różnice, przejdźmy więc do ekranizacji.
Zobacz również: Tiger 3 — recenzja filmu. Zostałem fanem uniwersum szpiegowskiego
Do zobaczenia na Wenus opowiada o nastoletnich Mii i Kyle’u, którzy zmagają się z dorosłymi problemami. Dziewczyna cierpi na poważną wadę serca, a chłopak nieumyślnie spowodował wypadek samochodowy, w którym zginął ich przyjaciel. Mia oraz Kyle właściwie się nie znają, ale wpadają na siebie w najbardziej krytycznym momencie. W wyniku tego spotkania, a także małej manipulacji ze strony Mii, duet wybiera się do Hiszpanii, aby znaleźć biologiczną matkę dziewczyny.
Zobacz również: Porwany – recenzja filmu. Utrata tożsamości
Wszystko dzieje się dość szybko, a powodem tego jest Mia. Determinacja do znalezienia matki pcha ją do dziwnych, irytujących działań. Wmanewrowuje nieznanego sobie chłopaka w lot do innego kraju, przymusza go do prowadzenia auta mimo powypadkowej traumy, nie przestaje gadać ani na moment. Kyle sprawia więc wrażenie zmęczonego, zobojętniałego na całą – dość absurdalną sytuację – i wywraca oczami. Przez długi czas tak właśnie może reagować widz.

Zamknięci w małym busie bohaterowie muszą jednak zacząć ze sobą rozmawiać, więc zawiązuje się pomiędzy nimi jako taka relacja. Dokąd prowadzi wiadomo od początku, ale ponownie wpadamy w pułapkę przyspieszenia. Około-romantyczne scenki trafiają się często tylko po to, by szybko zniknąć. Mrugnij w złym momencie, a przegapisz połowę relacji. Trudno więc emocjonalnie przywiązać się do bohaterów.
Zobacz również: Najlepsze soundtracki filmowe
Film trochę nadrabia scenerią, a także muzyką. Akcja rozgrywa się w pocztówkowych hiszpańskich widokach. Bohaterowie jeżdżą po kraju kamperem, zwiedzają małe, urokliwe miasteczka i odwiedzają lokalne zabytki. Towarzyszy temu muzyka w stylu indie, rodem z letniej playlisty dowolnego radia. Nic górnolotnego, ale dzięki temu powstaje wakacyjny, lekki klimat. Kto boleśnie przeżywa listopad – to może być odpowiedź.

Aczkolwiek, absolutnie nic się nie stanie, jeżeli przegapicie Do zobaczenia na Wenus. W ostatecznym rozrachunku, niewiele się tutaj dzieje. Fabuła poprzetykana pocztówkami nie angażuje zbyt mocno, a i samej historii brakuje iskry. Przy ekranizacji opowieść straciła trochę ciepła, stając się kolejnym nastoletnim romansem, w którym bohaterowie mają problemy. Bez wyrzutów sumienia możecie na luźny seans wybrać coś innego.
Obrazek główny: Kadr z filmu.

Lub klikając w grafikę