Glory Game – recenzja spektaklu. Let’s watch it in slow motion

W sporcie zawsze chodzi o to, żeby zrobić coś szybciej, wyżej, mocniej, lepiej. Konkurowanie i dążenie do perfekcji zajmuje całe życie a rywale tylko czekają na najdrobniejsze potknięcie. Ktoś kto był sojusznikiem może nagle stać się wrogiem. A wszystko dla kilku sekund sławy. Glory Game z choreografią Dominika Więcka to zjawiskowe studium tego przypadku.

Glory Game to przede wszystkim niesamowicie hipnotyzujący i perfekcyjny ruch w prawie bezruchu. Szóstka performerów przez cały spektakl porusza się w slow motion. Zupełnie nagie, atletyczne ciała przywodzą na myśl starożytne olimpiady. Mimo zwolnionego tempa mięśnie znajdują się w napięciu towarzyszącym tytanicznej pracy, jaką wykonuje organizm w czasie biegu. Zawodnicy poruszają się po scenie w kształcie kwadratu wysypanym piaskiem, od prawej do lewej i z powrotem.

Zobacz również: Ten wampir nas ugryzł – wywiad z reżyserem spektaklu „Wypiór”Jackiem Jabrzykiem

Fascynujące jest obserwowanie zmian w układzie tej grupy. Nieustannie morfuje między bardzo zbitą formą, gdzie performerzy znajdują się blisko siebie a rozciągnięciem przez całą szerokość sceny. W ten sposób twórcy kierują uwagę publiczności na perspektywy makro i mikro – zupełnie jak w aparacie z funkcją zooma. Zmieniają optykę widzów z dosyć zwartej masy ludzkiej na bardziej jednostkowe podejście. Pojawia się coraz więcej rysów indywidualnych postaci – początkowo przez mimikę i gesty. Skupione do tej pory na samym biegu, dostrzegają coraz więcej ze swego otoczenia. Zaczyna się podkładanie nóg i przepychanie z rywalami. Mistrzowskim momentem jest zwłaszcza zarycie twarzą w piasek (nadal w slow motion!) w wykonaniu Natalii Dinges. Takich humorystycznych akcentów pojawia się coraz więcej.

Glory Game
Fot. Dominik Więcek

Przez humor twórcy rozładowują napięcie, towarzyszące również widzom w czasie intensywnego wpatrywania się w performans. Zaskakują kolejnymi świetnymi rozwiązaniami inscenizacyjnymi, gdy w pewnym momencie biegacze w ruchu i jakby przez przypadek wyciągają spod piasku kolejne elementy garderoby. Zaczyna się wyścig o skompletowanie swojego stroju, pełny również nieczystych zagrywek. Teraz każdy walczy już tylko o siebie.

Zobacz również: Polowanie na osy – recenzja spektaklu. Żądło (nie)sprawiedliwości

Pojawiają się też bezpośrednie nawiązania do innych dyscyplin sportowych jak pływanie czy akrobatyka. Zwłaszcza ten drugi element znów budzi największy podziw przy ciągłym spowolnieniu ruchu. Jak na nagraniu możemy na przykład dokładnie obserwować gimnastyczkę, która wykonuje ewolucje na drążku zaimprowizowanym z łopaty (tu ponownie Natalia Dinges). Ruch jest idealnie płynny. Jakby performerka w ogóle nie musiała wkładać dodatkowej tytanicznej pracy, by zrekompensować brak siły rozpędu czy siły odśrodkowej. W tym samym czasie w innym miejscu widzimy brutalnie komiczne starcie z elementami ciągnięcia za włosy i wykręcania rąk. W tej jawnie przerysowywanej scenie wykorzystane są również elementy akrobatyczne. To co w filmach akcji wspiera się efektami specjalnymi i obróbką komputerową, w Glory Game natomiast przedstawione jest bez sztucznej ingerencji. Jedynym wsparciem jest siła ludzkich mięśni. Hiperrealizm sytuacji znakomicie buduje elementy komiczne. Dodatkowo fantastycznie działa zestawienie użycia technik akrobatycznych w dwóch porządkach – dramaturgii spektaklu i środka scenicznego.

Glory Game
fot. Dominik Więcek

Druga część spektaklu bardzo mocno przypomina fotomontaże Pelle Cassa – znakomitego artysty fotografika, którego specjalizacją są fotomontaże wydarzeń sportowych. Na jednym zdjęciu stara się on zawrzeć cały przebieg danego meczu czy zawodów. W tym samym czasie mamy więc w zasięgu wzroku performerów na różnych etapach przedstawienia. Widz może dzięki temu dowolnie przeskakiwać i montować sobie przebieg całego zdarzenia.

Zobacz również: tik, tik… BUM! – recenzja spektaklu. Rób, a nie gadaj!

W Glory Game nie da się oderwać wzroku od performerów nawet na sekundę. Choć inspiracją dla twórców byli sportowcy nie można zapominać, że tancerze i tancerki wykonują często równie tytaniczną pracę. Ciężko trenują, próbują nowych rozwiązań, nieustannie pracują z ciałem i materiałem do kolejnych spektakli by pojawić się z nim na scenie zaledwie kilka razy. Tymczasem kolektyw Sticky FIngers Club zaprezentował kolejny fantastyczny tytuł po Sticky Fingers Club i Valeska, Valeska, Valeska, które zdecydowanie powinny być grane częściej.

Glory Game
Premiera: 15 grudnia 2023
Komuna Warszawa

Koncept i choreografia: Dominik Więcek

Kreacja i performance: kolektyw STICKY FINGERS CLUB w składzie: Daniela Komędera, Dominika Wiak, Dominik Więcek, Monika Witkowska oraz
Natalia Dinges i Piotr Stanek
Opieka dramaturgiczna: Konrad Kurowski 
Scenografia: Mateusz Mioduszewski 
Kostiumy: Weronika Wood 
Muzyka: Przemek Degórski

Reżyseria oświetlenia: Piotr Pieczyński

Plusy

  • Genialna choreografia
  • Humor
  • Perfekcyjne wykonanie slow motion

Ocena

9 / 10

Minusy

Kinga Senczyk

Kulturoznawczyni, fanka teatru muzycznego, tańca i performansu a także muzyki i tańca tradycyjnego w formach niestylizowanych. Sama tańczy, improwizuje i performuje. Kocha filmy Bollywood, francuskie komedie i łażenie po muzeach. (ig: @kinga_senczyk)

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze