Najnowszy zbiór opowiadań Howarda Phillipsa Lovecrafta, Przyczajona groza, jest idealną lekturą zarówno dla fanów mistrza horrorów, jak i osób, które nigdy jeszcze nie miały z autorem styczności. Dla mnie było to pierwsze spotkanie z legendą Lovecrafta i zdecydowanie nie będzie to ostatnie!
Przyczajona groza to zbiór sześciu opowiadań. Poza tytułową historią znajdują się tu: Opuszczony dom, Przypadek Charlesa Dextera Warda, Zgroza w Red Hook, Coś na progu oraz Nawiedziciel mroku. Wszystkie opowieści łączy to, że opowiadają o mroku, rytuałach, nawiedzonych domostwach i prastarych czarach. Lovecraft doskonale wprowadza stopniowo atmosferę niepokoju oraz… grozy właśnie . Nie można powiedzieć, że jest to pozycja, która solidnie wystraszy, ale gęsia skórka i poczucie niepokoju rekompensują wszystko.
Zobacz również: Biedne istoty – recenzja książki. I kto tu jest potworem?
Na pewno nie każdemu Przyczajona groza przypadnie do gustu. Opowiadania Lovecrafta charakteryzują się bardzo długimi opisami, często zahaczającymi niemal o naukowe czy historyczne rozważania narratorów. Każdy z nich relacjonuje wydarzenia, w których brał udział z niesamowitą wręcz dokładnością. Nie da się ukryć, że dzięki tak szczegółowym opisom w wyobraźni wytwarzają się precyzyjne obrazy. Mózg działa tutaj na podwyższonych obrotach. Uczciwie trzeba też przyznać, że nad opowiadaniami trzeba się skupić, bo opisy są nie tylko bardzo długie, ale specyficzny język Lovecrafta może się okazać trudny do przyswojenia. Osobiście byłam tym stylem zachwycona.
Przypadek Charlesa Dextera Warda jest zdecydowanie najmocniejszym punktem Przyczajonej grozy. Jest to najdłuższe opowiadanie, ale zarazem najbardziej złożone. Postać tytułowego Charlesa Dextera Warda jest przedstawiona, już od najmłodszych lat, bardzo szczegółowo. Studium psychologiczne bohatera przywołuje momentami na myśl eseje naukowe, a jego przemiana zachowana jest w pełnym napięcia tonie, który podsyca ciekawość czytelnika. Przyznam, że nie mogłam się oderwać od tego opowiadania. Byłam ciekawa, jak historia się rozwinie oraz jak zakończy się żywot Charlesa Dextera Warda.
Zobacz również: Listy z Miasta Wiatraków – recenzja książki. Przerażająca antologia zapisana ludzką krwią
Niestety opowiadania zawarte w Przyczajonej grozie są dość nierówne. Pierwsze dwa zaintrygowały mnie, a trzecim był już Przypadek Charlesa Dextera Warda, który podniósł poprzeczkę bardzo wysoko. Po nim pozostałe trzy wydawały mi się już powtarzalne i schematyczne. Nie zmienia to jednak faktu, że przy nich również dobrze się bawiłam. Poza tym ciarki na plecach towarzyszyły mi niemal cały czas. Być może lepszym rozwiązaniem kompozycyjnym byłoby umieszczenie Przypadku Charlesa Dextera Warda na sam koniec? Jest to jednak moja subiektywna ocena.
Poza opowiadaniami w Przyczajonej grozie można znaleźć również przepiękne i idealnie wpasowujące się w klimat książki ilustracje Krzysztofa Wrońskiego. Dodatkowo wielką gratką dla fanów będzie posłowie Mikołaja Kołyszko (religioznawca oraz badacz twórczości Lovecrafta). Dla mnie było to niesamowicie cenne podsumowanie. Kołyszko rozpracowuje twórczość mistrza grozy na czynniki pierwsze, co dla osób po raz pierwszy stykających się z twórczością Lovecrafta jest świetną bazą startową.
Zobacz również: Ciężar skóry – recenzja książki. Moja ulubiona książka tego roku!
Po Przyczajonej grozie na pewno sięgnę po kolejne książki legendarnego pisarza. Książka podsyca apetyt na dalsze poznawanie twórczości Lovecrafta. Tak jak jednak wspomniałam, nie jest to pozycja dla każdego. Mała ilość dialogów oraz długie opisy mogę nie przypaść każdemu do gustu. Jedno jest pewne: groza będzie towarzyszyć czytelnikowi przez cały czas!
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Vesper
Źródło obrazka głównego: materiały prasowe/kolaż