Baśnie wschodniosłowiańskie – recenzja książki. Gdzie czart mówi dobranoc

Cudze chwalicie, swego nie znacie – to właśnie przysłowie samo cisnęło mi się na usta, gdy rozliczyłam się ze swoją znajomością mitologii. Grecka i rzymska w małym palcu; coś tam troszkę nordyckiej, coś tam troszkę egipskiej… Ale co z naszą, słowiańską? Zagranie w Wiedźmina to za mało, żeby powiedzieć, iż ją znam. Z tą myślą rozpoczęłam swoją kulturoznawczą edukację – a na pierwszy ogień poszły Baśnie wschodniosłowiańskie.

Niejeden pewnie prędko zwróci mi uwagę, iż Polska to nie wschodnio-, a zachodniosłowiański kraj. I będzie miał rację. Niemniej jednak skoro i tak chcę poznać wszystkie warianty mitologii słowiańskiej, to czemu by nie zacząć od tego, kiedy jest ku temu okazja? Na zachodniosłowiańskie legendy również niebawem przyjdzie czas; póki co skupmy się natomiast na ostatniej premierze wydawnictwa Replika, za której użyczenie serdecznie im dziękuję.

Zobacz również: Bogobójczyni – recenzja książki. The last of Wiedźmin

Baśnie wschodniosłowiańskie to zbiór podań ludowych z terenów obecnej Rosji, Białorusi i Ukrainy. Książka zawiera łącznie aż pięćdziesiąt pięć historii najróżniejszej maści. W rolach głównych mamy tu między innymi Babę Jagę, czarty, żmije, Kościeja Nieśmiertelnego i całe mnóstwo carów oraz carówien. Część z tych baśni ledwie kupy się trzyma; inne z kolei są naprawdę interesujące, niezależnie od poziomu swojej absurdalności. Wszystkie one natomiast mają jedną, niepodważalną zaletę: dostarczają masy informacji na temat tego, jak nasi sąsiedzi patrzyli na świat jeszcze kilka setek lat temu.

Pośród opowieści uwzględnionych w tym tomie możemy znaleźć wiele przypowieści mających na celu moralizowanie ludu. Chyba najczęstszym przesłaniem jest tutaj „chciwość nie popłaca”; oprócz tego jednak mamy też liczne lekcje o życzliwości, gościnności czy pokorze. Między tym wszystkim zaś przewijają się także historie tłumaczące różne zjawiska przyrodnicze – w tym, przykładowo, zmienną marcową pogodę. Zapoznawanie się z tym wszystkim to naprawdę ciekawa wyprawa kulturoznawcza. Właśnie tego typu treści oczekiwałam, sięgając po tę pozycję.

Zobacz również: Czarne góry – recenzja książki. Co było, nie wróci

Fot. ilustracja z książki (Halina Constantine)

Oprócz ciekawych danych plusem jest też niewątpliwie sam swojski klimat uwzględnionych w tym tomie opowieści. Wszystkie je napisano ciekawym, stylizowanym na staropolszczyznę językiem, mnie osobiście kojarzącym się z dziełami Adama Mickiewicza – a zwłaszcza z Panem Twardowskim. Zapewne jednak dla części z Was nie zabrzmi to zbyt zachęcająco. Mickiewicz to w końcu jedna z największych uczniowskich zmór, zaś jego twórczość, zaraz obok Lalki Prusa, rokrocznie straszy maturzystów po nocach. Dla niektórych więc styl pisarski w Baśniach wschodniosłowiańskich może stanowić znaczny minus utrudniający czytanie; ja sama jednak szybko do niego przywykłam, a z czasem nawet rzeczywiście doceniłam.

Na docenienie zasługuje także korekta tego tekstu. Tak, tak, świnie zaczęły latać – zamiast narzekać na jakość językową tekstu, zamierzam ją pochwalić. Podczas czytania Baśni wschodniosłowiańskich nie dopatrzyłam się chyba żadnych błędów (a przynajmniej z pewnością nie takich, które zapadłyby mi w pamięć). Panie Michalak oraz Orman, odpowiedzialne za tę część procesu wydawniczego, odwaliły kawał dobrej roboty. Tak trzymać!

Zobacz również: Gościni – recenzja książki. Cena sławy

Rozmawiając o technikaliach tego tomiku, nie sposób nie wspomnieć o elementach graficznych. Okładka jest wprost prześliczna, to chyba nie podlega żadnej dyskusji. Detale, kolory, baśniowość całej kompozycji… Wszystko jest dokładnie takie, jakie być powinno. Ilustracje wewnątrz książki zaś, choć nie aż tak zjawiskowe, również prezentują się naprawdę przyzwoicie. Wykonane ołówkami i czarnym cienkopisem rysunki emanują taką samą swojskością, co styl pisarski autorki zbioru, dzięki czemu zgrabnie dopełniają obrazu całości.

Baśnie wschodniosłowiańskie to świetna pozycja dla wszystkich, którzy chcą dowiedzieć się czegoś na temat folkloru wschodnich Słowian. Liczne podania i przypowieści ludowe, okraszone klimatycznymi ilustracjami, rysują tu ciekawy, bogaty w szczegóły obraz wierzeń z zamierzchłych czasów. Choć nie każdemu przypadnie do gustu język, jakim wszystkie te historie są napisane, moim zdaniem tak czy siak warto dać temu tomowi szansę. Dla takiej skarbnicy informacji można nawet przeprosić się na chwilę ze staropolszczyzną.


Autor: Iwona Czapla
Okładka: Mikołaj Piotrowicz
Ilustracje: Halina Constantine
Wydawca: Replika
Premiera: 31 stycznia 2024 r.
Oprawa: twarda
Stron: 450
Cena katalogowa: 59,90 zł


Powyższa recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Replika.
Grafika główna: materiały promocyjne – kolaż (Replika)

Plusy

  • Sporo ciekawych treści przybliżających patrzenie na świat wschodnich Słowian
  • Dobra korekta
  • Śliczna oprawa graficzna

Ocena

8 / 10

Minusy

  • Język, jakim pisane są historie zawarte w tym tomie, może być dla wielu dość odpychający
Patrycja Grylicka

Fanka Far Cry 5 oraz książek Stephena Kinga. Zna się na wszystkim po trochu i na niczym konkretnie, ale robi, co może, żeby w końcu to zmienić i się trochę ustatkować.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze