Astronauta – recenzja filmu. Per aspera ad nauseam

W kosmosie nikt nie usłyszy twojego krzyku. No może z wyjątkiem ogromnego pająka  z pasją studiującego ludzki egzystencjalizm. Aż nasuwa się pytanie: dlaczego to nie mogą być motyle?

Adam Sandler od pewnego czasu postawił sobie za punkt honoru udowodnić światowej widowni, że jego talent aktorski wykracza znacząco poza ramy komedii romantycznych. I choć próba ta jest godna podziwu, to nie ukrywam, że niespecjalnie było mi po drodze z jego ostatnimi rolami. Jednak nawet w porównaniu do Nieoszlifowanego diamentu, czy Opowieści o rodzinie Meyerowitz, tegoroczny Astronauta wydaje się wyjątkowo nieudanym eksperymentem.

Zobacz również: Tylko nie ty – recenzja filmu. Zakochani w Australii

Astronauta w reżyserii Johana Rencka miał swoją światową premierę na Festiwalu Filmowym w Berlinie. Zaskakująco stonowany Sandler stawia czoła gatunkowi smutnych chłopięcych odysei kosmicznych. Filmowi zdecydowanie bliżej do stonowanych historii o odkrywcach kosmosu, którzy prędzej udadzą się na kraniec galaktyki, byle tylko uciec od z wewnętrznych dylematów, niż do widowiskowych spektakli pokroju Interstellar. Może i faktycznie niektórzy mężczyźni woleliby polecieć w kosmos i rozmawiać z gigantycznym robalem, niż pójść na terapię. Nie wiem i chyba nie chcę wiedzieć. W istocie jednak Jakub (Adam Sandler) nawiązuje swego rodzaju więź z pająkiem Hanusem (Paul Dano). Zwierzając mu się ze swoich lęków i ciągłych niepewności, zaspokaja jednocześnie jego chęć poznania ludzkiej motywacji do stawiania czoła wyzwaniom codzienności.

Pierwsza połowa filmu jest żmudna i monotonna. Przez większość czasu towarzyszymy wypranemu z emocji Jakubowi przemierzającemu ciasne wnętrza statku. Te ograniczone przestrzenie opuszczamy jedynie podczas flashbacków z jego życia wywoływanych przez Hanusa. Sekwencje wspomnień są z kolei filmowane z perspektywy pająka. Operator Jakob Ihre tworzy ukośne i refleksyjne kadry, mdło ograniczone dookoła iluzją zaciemnionej soczewki. Natomiast zdjęcia przestrzeni kosmicznej, bez względu na to, co próbuje sprzedać eteryczna ścieżka dźwiękowa, również są dość płaskie. W zasadzie wyglądają bardziej jak purpurowe chmury błota niż niezbadane, fascynujące obrzeża galaktyki.

Zobacz również: Sokół – recenzja książki. Wszystkie winy przodków

Astronauta
kadr z filmu Astronauta | Netflix

Scenariusz, który powstał na podstawie powieści science fiction Jaroslava Kalfařa Spaceman of Bohemia, jest niewyobrażalnie powtarzalny. Do tego stopnia, że nawet sam Sandler niespecjalnie ma tu co grać. Nie ma tu wybuchów płaczu ani napadów niekontrolowanej wściekłości. Wyjątkowa umiejętność aktora, polegająca na wydobywaniu dramatycznych niuansów z surowej emocji, dotychczas była jego asem w rękawie, zdolnym sprzedać nawet słabiej napisaną historię. Dlatego trochę dziwnie jest widzieć, jak zostaje całkowicie zaprzepaszczona. Jakub zdecydowanie nie jest sympatycznym facetem. Nadal ogarnięty traumą śmierci ojca, informatora komunistycznego, ma trudności, by się otworzyć przed innymi. Mało tego, zapomina o potrzebach swojej żony, Lenki (Carey Mulligan). Patrząc na zapadniętą twarz Sandlera, jego zmęczone oczy i sztywną postawę, możemy się jedynie zastanawiać, dlaczego kiedykolwiek się nim zainteresowała.

Teraz – 189 dni od rozpoczęcia misji – Jakub sunie w kierunku Jowisza, by zbadać tajemniczą chmurę Chopra. Gdy już scenariusz stawia bohatera na skraju załamania nerwowego z powodu braku wieści od ciężarnej żony, zupełnie nie wie, jak poprowadzić go dalej. Mimo ponurego tonu i mrocznego oświetlenia całość nieprzerwanie utrzymuje nonszalancki nastrój. Scenarzysta prawdopodobnie uznał za nieopisanie zabawne wprowadzenie scen, w których depresja Jakuba jest tak przytłaczająca, że odczuwa ją również pająk, który ostatecznie musi sięgać po przekąski, aby stłumić natłok smutnych emocji. Inne, niekoniecznie planowane, śmieszne momenty natomiast wychodzą jakby przypadkiem i wynikają głównie z powściągliwej gry głosem Paula Dano. Jest w jego sposobie wypowiedzi coś bezosobowego, czego można oczekiwać od kosmicznej, inteligentnej istoty, która może sięgać pamięcią aż do początku wszechświata.

Zobacz również: O tym jak kino uczy nas empatii – krótki przegląd twórczości Hirokazu Kore-eda

Astronauta
Kadr z filmu Astronauta | Netflix

Astronauta ma wiele wad. Postać Mulligan jest słabo nakreślona. Nie wiemy, czym się zajmuje zawodowo, nie poznajemy jej marzeń czy aspiracji. W ten sposób napisany scenariusz, w rękach aktorki z mniejszym warsztatem, zwyczajnie by się rozpadł. Szkoda jedynie, że jest to kolejna rola z rzędu, która marnuje jej niesamowity potencjał.

Ogólny nastrój filmu jest zbyt ospały, introspektywny i przygnębiający dla czerpania jakiejkolwiek przyjemności z seansu. Na etapie, gdy wątki psychologiczne Jakuba dochodzą do punktu konkluzji, tracimy jakiekolwiek zainteresowanie jego osobą, a jego dalszy los jest nam zupełnie obojętny. Podobnie jak to, co spotka Hanusa, który jakimś cudem ostatecznie staje się największym przyjacielem Jakuba i oddaje życie za jego szczęście. Gdyby był to 45-minutowy short, może starczyłoby mi sił, by bardziej się zaangażować. Niestety poza kilkoma scenami symulującymi brak grawitacji i absolutnie paskudnym, obrzydliwym projektem pajęczego CGI nie pozostanie mi w głowie po tym seansie absolutnie nic.


Źródło obrazka głównego: Netflix

Plusy

  • Klaustrofobiczny klimat wnętrza statku
  • Techniczna realizacja scen z brakiem grawitacji

Ocena

4 / 10

Minusy

  • Fabuła wlecze się niemiłosiernie
  • Zmarnowany potencjał postaci Lenki
  • Dyskusje o sensie istnienia straciły moją uwagę po 30 minutach
Łukasz Biechoński

Nie straszny mu żaden zakątek popkultury. Ceni sobie tak samo teatralne musicale i opery jak kino splatter czy chorwackie sci-fi. Wierzy, że to nie budżet czyni dzieło, lecz artysta i jego wizja. Tabu dla niego nie istnieje tak długo, jak obie strony czują się w dyskusji komfortowo.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze