Miłośnicy historii zawadiackiego duetu przemytników z uniwersum Gwiezdnych Wojen z pewnością pokochają nową serię o ich wspólnych przygodach. Druga część kontynuuje świetną historię bohaterów, dając nam to, czego niegdyś nie zdołał solowy film o Hanie Solo, czyli kawał dobrej fabuły i genialnego star-warsowego klimatu.
Ciężko ranny Han Solo wylądował wylądował na dalekiej, nieznanej planecie. W zasadzie to został tam porzucony. Chewie utknął na więziennej planecie. Chociaż bardziej trafnym określeniem byłoby, że rozpoczął walkę o własne przetrwanie. Bowiem w placówce znajduje się cała masa łotrów, którzy chcą zmierzyć się z potężnym Wookiem, przez co każda godzina spędzona w więzieniu wiąże się z olbrzymim niebezpieczeństwem.
Zobacz również: Godzilla i Kong: Nowe imperium — recenzja filmu. Atomowy wrestling
Na całe szczęście kudłacz i w takim miejscu nawiązuje nieoczekiwany sojusz, który umożliwia mu ucieczkę. Han natomiast wykorzystuje swój spryt oraz sporą dawkę szczęścia i wydostaje się z nieznanej planety, ruszając przyjacielowi na ratunek. Do ich zgranego duetu wkrótce dołącza tajemnicza i niezwykle obrotna nastolatka, która pomogła Wookiemu w ucieczce. Razem próbują doprowadzić zlecenie od Jabby do końca. Jednak ich tropem ciągle podążają starzy “nieprzyjaciele”.
Historia jest świetnie napisana, porywa czytelnika od pierwszych stron i trzyma jego uwagę przez calutki tom. Mimo tego, że fabuła jest względnie prosta, to wartka akcja i liczne plot twisty sprawiają, że lektura daje wprost niesamowitą frajdę. Komiks naprawdę dobrze oddaje charakter szalonych przygód Hana i Chewbacci, które znamy z kilku kinowych filmów (naturalnie wyłączając Solo z 2018 roku). Scenarzystom udało się wprowadzić suspens w kilku momentach, dzięki czemu podążanie za historią nieraz wywołuje w czytelniku sporo emocji.
Zobacz również: Hillbilly, tom 1 – recenzja komiksu
Zarówno Chewbacca jak i Han Solo są bardzo dobrze napisanymi postaciami, wiernymi swoim filmowym oryginałom. Nie zostali na szczęście „wykastrowani”, czy spłyceni. Tak samo dobrze wykreowano kilka nowych postaci, jak znaną z wcześniejszych produkcji Maz Kanatę, czy nowego członka drużyny Hana Solo. Młoda złodziejka jest niezwykle charyzmatyczna, sprytna, do tego ma sporo znajomości i pokaźny zestaw talentów. Co więcej, dostajemy sugestie, że nie jest zimną, pozbawioną zdrowego rozsądku gówniarą, tylko osobą, która “jakiśtam” kodeks moralny posiada. Całość czyni z niej naprawdę ciekawą bohaterkę, której dalsze losy chętnie poznam.
Pod kątem graficznym zeszyt jest naprawdę ładnie przygotowany, jednak znając poprzednie komiksy spod znaku Gwiezdnych Wojen, to można powiedzieć że kreska jest „standardowo ładna”. Wydawnictwo sztywno trzyma się określonego, sprawdzonego stylu, bez niepotrzebnych eksperymentów. Wszystko jest dobrze rozrysowane, nie ma tutaj wprowadzonego chaosu. Między innymi dzięki temu tak łatwo wciągnąć się w tę lekturę. Dzięki grafikom jest ona po prostu spójna i uporządkowana.
Zobacz również: Miasto gwiezdnego pyłu – recenzja książki
Han Solo i Chewbacca: Za milion kredytów to naprawdę bardzo dobry komiks. A nawet jeden z lepszych zeszytów z uniwersum Star Wars, jaki miałem w rękach w ostatnich kilku latach. Przyrównałbym go nawet do znakomitej serii Wojen Łowców Nagród. A w paru aspektach, przygody duetu przemytników nawet przebijają tamten run. Wartka akcja i wciągająca historia plus wyraziste postacie to w tym przypadku gwarant udanej lektury.
Fot. główna: Egmont