Studio Jagged Edge Productions, odpowiedzialne za przygody Puchatka – mordercy, najwyraźniej uznało pierwszy film za największy sukces w swoim portfolio. Wizerunek postaci trafił nawet do nowego logo firmy jako fundament pod budowę całego uniwersum opartego na zdegenerowanych wersjach postaci z klasycznych bajek dla dzieci. Zanim jednak tego doczekamy, na ekrany kin trafia kontynuacja losów Puchatka i jego ofiar.
Teoretycznie Puchatek: Krew i miód 2 przenosi nas w czasie kilka lat od momentu wydarzeń z pierwszego filmu. Jednocześnie twórcy uznali, że sukces poprzednika zapewnił marce wystarczającą rozpoznawalność, by na etapie drugiego filmu pokusić się o soft reboot serii. Co więcej, reżyser i scenarzysta tak bardzo zachłysnęli się swoim osiągnięciem, że samodzielnie nadali zeszłorocznemu Puchatkowi: Krew i miód status kultowego. Nie wahali się nawet umieścić go w fabule dwójki jako punkt odniesienia dla bohaterów. Jest to wręcz docelowa pozycja grozy w tym świecie do puszczania w telewizji w… zwykły, codzienny wieczór? Ciężko stwierdzić, bo linia czasu tu praktycznie nie istnieje. Ale o tym później.
Zobacz również: Puchatek: Krew i Miód – recenzja filmu. Modus operandi reżysera

W Puchatku: Krew i miód 2 śledzimy losy dorosłego Krzysia (Scott Chambers) w bliżej nieokreślonym okresie po masakrze z poprzedniej części. Jego związek z tajemniczymi zabójstwami uczynił go społecznym wyrzutkiem, co wg twórców jest lustrzanym odbiciem sytuacji Puchatka. W międzyczasie mordercy ze stumilowego lasu planują atak na miasto, teraz z pomocą Tygrysa (Lewis Santer) i Sowy (Marcus Massey) – latającego faceta ze skłonnością do bełkotliwego filozofowania. Swoją drogą, czy wspominałem, że w tym świecie książka z opowiadaniami Kubusia Puchatka zamieniła się w Necronomicon?
Jeśli pamiętacie casting do pierwszej części, możecie zauważyć, że Krzyś dostał recast, ale nie do końca. To po prostu inny bohater o tym samym imieniu. Jego historia posłużyła za inspirację dla twórców w tym świecie do stworzenia Puchatka: Krew i miód, który zamienia emocjonalną historię w byle jaki straszak. Ironiczne, prawda? Dlatego też potwory-zabójcy wyglądają teraz inaczej, a szczegóły życia osobistego Krzysia nie pasują do siebie. I szczerze mówiąc, na papierze to nie jest aż taki zły pomysł. Film z 2023 roku został znienawidzony przez widzów i krytyków, więc obranie tej meta trasy pozwala na świeże rozdanie, jednocześnie pozostając wiernym korzeniom tej serii. Gdyby tylko ta decyzja wnosiła cokolwiek do scenariusza…
Zobacz również: Niepokalana – recenzja filmu. Gdzieś to już widziałem

W rzeczywistości ten zabieg służy jedynie jako wymówka do porzucenia jakiejkolwiek konsekwencji w prowadzeniu narracji. Nie dostajemy żadnych indykatorów upływu czasu, przeskoki w przód, jak i w tył poprzez flashbacki z ekspozycją są chaotyczne i losowe, a niektóre następujące po sobie sceny wręcz zaprzeczają sobie nawzajem. W jednym momencie obserwujemy grupę morderców w odwrocie, osłabionych i zmuszonych do ukrywania się. Chwilę później z kolei bez problemu mordują polujących na nich typów w lesie, nie szczędząc przy tym obelg i wyzwisk.
Albo inny przykład: Krzyś wraz z przyjaciółką, Lexy (Tallulah Evans), zostają zaproszeni na imprezę techno. Przed wejściem spotykają koleżankę, która cieszy się na ich widok. Jednak po wejściu do środka, ta sama koleżanka stwierdza, że w sumie to lepiej, gdyby nie pokazywali się w takich miejscach publicznie, bo ludzie mogą się spłoszyć ze względu na plotki krążące wokół historii Krzysia i Puchatka. W wielu podobnych momentach nie ma to żadnego sensu, ale twórcy zdają się nie zawracać sobie tym specjalnie głowy.
Oprócz tego utknęliśmy teraz z nowymi originami postaci. Każdy z nich musi być powoli ujawniany poprzez długą, zupełnie zbędną i siermiężnie wykładaną ekspozycję. Spróbujmy zatem zarysować sobie główną oś fabuły: Krzyś próbuje uporać się z traumą z dzieciństwa, której doznał w wyniku porwania jego brata, Billy’ego. Podczas terapii z psychologiem próbuje poprzez hipnozę przypomnieć sobie twarz złoczyńcy. Po drodze dowiaduje się, że Puchatek to tak naprawdę jego brat, którego bliżej nieokreślony doktor poddawał eksperymentom genetycznym. Poprzez łączenie jego DNA ze zwierzęcym stworzył hybrydę człowieka i niedźwiedzia. Wszystko to przeplatają bezsensowne sceny krwawej łaźni, która pełni rolę bloku reklamowego, tworząc iluzję, że coś faktycznie się dzieje.
Zobacz również: Atlas – recenzja filmu. Blade Jogger

Scenariusz Puchatka: Krew i miód 2 sprawia, że fabuła Madame Web wygląda jak mistrzostwo scenopisarstwa. Jest to rodzaj filmu, w którym wraz z rozwojem fabuły nie ma pewności, czy postacie są świadome tego, co stało się z nimi dosłownie chwilę wcześniej. Ktoś zostaje porwany, po czym kilka minut później wraca bez wyjaśnienia, zachowując się, jakby nic się nie wydarzyło. Z kolei zachowanie bezimiennych ofiar, nawet jak na standardy taniego slashera, daje poczucie, jakby sceny z ich udziałem wypluł generator AI.
Jakby tego było mało, trudno o bardziej generyczne kreacje postaci niż nowo wprowadzeni członkowie gangu Kubusia. Sowa jest w całym filmie praktycznie nieistotna. Jej jedynym zadaniem jest latanie nad bohaterami na ujęciu w stylu ducha z Martwego zła. Natomiast Tygrysek to dosłownie powtórka z Puchatka. Z tą jedną różnicą, że każde wypowiadane zdanie kończy słowem b**tch, niczym Freddy Krueger w Ricku i Mortym. To jego jedyna cecha wyróżniająca. Ciężko nawet dopatrzeć się u niego ogona, bo we wszystkich scenach z jego udziałem panuje kompletny mrok.
Rzekomo budżet przeznaczony na tę kontynuację znacząco przewyższał ten z części pierwszej. Nie do końca wiem, gdzie został ulokowany, ale na pewno nie w stronie technicznej. Pomijając sekwencję otwierającą, oświetlenie punktowe, kontrast czy kadrowanie zwyczajnie nie istnieją. Taki sposób kręcenia skutecznie uniemożliwił jakiekolwiek wizualne podkreślenie horroru w scenach morderstw. Nie działa to nawet jako kino taniej eksploatacji, gdy kolejne sekwencje ludobójczej furii (trupy lecą w setkach, to jest podręcznikowe ludobójstwo) wywołują jedynie znużenie i irytację.
Zobacz również: Five Nights at Freddy’s. Oficjalna encyklopedia postaci – recenzja książki

Twórcy zmarnowali drugą szansę wykrzesania z projektu Puchatkowego mordercy, choć minimum kreatywności ponad szczucie prowokacyjnym tytułem. Puchatek: Krew i miód 2 to wyjątkowy przykład bezczelnego mamienia widza wizją głębi wątków i postaci. Jest to jednak nic innego, jak celowo zarzucona zasłona dymna, mająca ukryć ogólny bajzel i niekompetencję scenarzystów. Jedna tego typu wpadka mogła być wypadkiem przy pracy. Natomiast druga, w dodatku znacznie bardziej ostentacyjna, to bezpośrednia próba oszukania widza, który w efekcie nie zostaje z niczym oprócz poczucia straconego czasu. Na tym etapie mam nadzieję, że idea przerabiania wszystkiego, co trafi do domeny publicznej na tanie slashery, upadnie czym prędzej. Jeśli zaś chodzi o ten film, najlepiej omijać go stumilowym łukiem.
Źródło obrazka głównego: materiały promocyjne | Monolith Films