Niepokalana – recenzja filmu. Gdzieś to już widziałem

Niepokalana to kolejny horror o wesołym klasztornym życiu w tle. Creepy zakonnice atakują ponownie, ale czy aby już ten temat nie został wyczerpany co najmniej kilkukrotnie? 

Choć w niektórych kinach można zobaczyć jeszcze poprzedni film ze Sydney Sweeney – Tylko nie Ty, premierę właśnie miała kolejna produkcja z jej udziałem. Chodzi tutaj o Niepokalaną w reżyserii Michaela Mohana (Everything Sucks!). Twórca miał już okazję współpracować z aktorką w jego ostatnie produkcji – Kiedy nikt nie patrzy z 2021 roku. Co prawda, spotkał się z mieszanymi opiniami krytyków i widzów, ale Mohan postawił ponownie na tą samą aktorkę w roli głównej. Zdecydował się również na współpracę ze scenarzystą Andrew Lobelem, który odpowiadał wcześniej głównie za filmy krótkometrażowe. Z tego wszystkiego zrobił się niezły kogel-mogel, który wyszedł bardzo przeciętnie.

Zobacz także: Challengers – recenzja filmu. Do tenisa trzeba trojga?

Niepokalana przybliża nam losy Siostry Cecilii (Sydney Sweeney). Przybywa do tajemniczego klasztoru we Włoszech, aby złożyć śluby zakonne. Od początku jednak jest coś z nim nie tak. Księża i zakonnice są nienaturalnie życzliwi, a samo miejsce skrywa niejeden sekret. Mija nieco czasu, Cecilia już jako święcona zakonnica, przyzwyczaja się do rytmu pracy klasztoru. Co prawda, nawiedzają ją koszmary w nocy, ale nie stara się szukać w nich źródła problemu. Podczas jednej z kąpieli, zaczyna się źle czuć i trafia do klasztornego lekarza, doktora Gallo (Giampiero Judica). Po wywiadzie i badaniach okazuje się, że Cecilia jest w ciąży. W dodatku zostaje stwierdzone niepokalane poczęcie. Bohaterka musi przyzwyczaić się do nowej rzeczywistości, gdzie każdy obchodzi się z nią jak z jajkiem. Jednak pomimo braku odpowiedzi na oczywiste pytanie, to nasuwają się kolejne. Dlaczego wszyscy wydają się, jakby się tego właśnie oczekiwali?

Ja za to oczekiwałem w sumie tego, co finalnie dostałem. Mocno średnią produkcję napisaną na kolanie i  zrobioną dla masy, żeby coś tam się odrobiło z box office, bo reklamuje go znana twarz. Właściwe to dwie, bo obok Sydney występuje również Álvaro Morte, który znany jest głównie ze swojej roli Profesora w Domu z Papieru. Cała Niepokalana i koncept stojący za produkcją, leci na utartych już tysiące razy schematach. Aż chciałoby zagrać się w bingo podczas seansu. Creepy zakonnice? Są. Słabo oświetlone lokacje, żeby było straszniej? Są. Ogrom jump scare’ów i to do bólu przewidywalnych? Jest. Sensu w tym wszystkim? Brak. Ktoś tu trafił bingo proszę Państwa. To już kolejny przewidywalny horror klasy C. Gdybym wyszedł z sali w pierwszych minutach filmu, to i tak potrafiłbym opowiedzieć co w nim było do samego końca.

Zobacz także: Abigail – recenzja filmu. I nie było już nikogo

Niepokalana
Kadr z filmu

Na zdecydowaną niekorzyść działa również zbieg daty premiery filmu z Omen: Początek. Co prawda, w Polsce Omen miał premierę wcześniej od Niepokalanej, ale w Stanach było odwrotnie. Przez ten fakt, mogę najnowsze dzieło Michaela Mohana odbierać niego gorzej. To na tyle podobne do siebie produkcje, że porównywanie obu jest oczywiste. Zbyt dużo pasujących do siebie scen czy wydarzeń. Do tego stopnia, że można po seansie Niepokalanej powiedzieć, że no spoko, ale ja już ten film przecież widziałem. W dodatku, dla mnie Omen był zdecydowanie lepiej zrealizowany i dużo ciekawszy. 

Na korzyść za to działa czas trwania filmu. Jest to niecałe 90 minut, przez co aż tak się nie dłuży. Może i marny plus, jednak zawsze coś! Warto wspomnieć również o warstwie wizualnej produkcji. Za zdjęcia odpowiadała Elisha Christian (Dom nocny) i był to strzał w dziesiątkę. Niektóre kadry pozwalały (szkoda, że jedynie na moment) oderwać się od nijakości Niepokalanej.

Zobacz także: Back to Black. Historia Amy Winehouse – recenzja filmu. Ku uciesze tatusia

Niepokalana
kadr z filmu

Nie jestem jakimś ogromnym ani fanem, ani hejterem gry aktorskiej Sydney Sweeney. Tutaj zagrała jednak po prostu przeciętnie. Podczas momentów dramatycznych dawała radę, jednak zdarzało się, że w tych luźniejszych interakcjach przybierała swoją już „charakterystyczną” mimikę twarzy, co nieco mnie drażniło. O Álvaro Morte to już zdążyłem zapomnieć, nie wywarł na mnie żadnego wrażenia, podobnie jak pozosta obsada. Co do twórców, to ciężko ich w jakikolwiek sposób pochwalić. Scenariusz jest mało angażujący i przewidywalny. Gdyby istniały jeszcze wypożyczalnie filmowe, to film zapewne stanąłby dumnie na najniższej półce obok takich tegorocznych hitów jak Dwie minuty do piekła, Urojenie czy Przeklęta woda.

Niepokalana jest dla mnie przykładem tego, jak nie powinno się robić horrorów. Cały problem według mnie polega na opieraniu poczucia grozy na milionie jump scare’ów. Taka metoda może i działała w pierwszej części Obecności, jednak po latach tysięcy horrorów na jedno kopyto, nie tyle to nie zaskakuje, co jest przewidywalne jak cholera. Doszło to tego, że parę sekund przed jump scarem, wiem, że się pojawi i dokładnie w którym momencie. Jest to męczące i osobiście ich nie znoszę. Okropne i tanie wpływanie na widza, żeby się bał. Dobry horror powinien mieć gęsty klimat, który da się nawet ciąć nożem (tak Omen: Początek, patrzę znowu na ciebie).

Zobacz także: Najlepsze horrory home invasion

Niepokalana
kadr z filmu

Najnowszy horror ze Sydney Sweeney, nie tyle co rozczarowuje, co wstrzeliwuje się w absolutną przeciętność. W przeciwieństwie do Omen: Początek, jest kolejnym generycznym filmem o zakonnicach. Emocji tu mało, chamskich jump scare’ów sporo, a do tego średnio stoi aktorsko. Jedynie ratuje go długość trwania i zdjęcia. Jestem absolutnie przekonany, że wszyscy zapomnimy o nim już za miesiąc.

Źródło grafiki głównej: kadr z filmu Niepokalana

Plusy

  • Ładnie nakręcony
  • Całe szczęście - krótki

Ocena

4 / 10

Minusy

  • Klisza na kliszy
  • Horror typu jump scare
  • Mało angażujący widza
Seweryn Kuk

Nałogowy kolekcjoner z ciągłym brakiem miejsca na swoje zbiory. Uwielbia mitologię nordycką, gry karciane i strategiczne. Aktualnie stara się nadrobić cały rynek komiksowy ubiegłego półwiecza. Enjoyer Sarniego Żniwa i Misji Kleopatry. Oba filmy widział ponad 50 razy.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze