Cyberpunkowa Warszawa? Nie wiem, jak dla Was, ale dla mnie brzmi jak potencjał na dobrą historię. Autorzy Statusu 7 byli chyba podobnego zdania, jako że właśnie w takiej scenerii postanowili umieścić swoją opowieść. A jak im to wyszło? Już opowiadam.
Warszawa niedalekiej przyszłości, Kenner zbiera ekipę mającą przechwycić program umożliwiający przesłanie ludzkiej jaźni do pamięci komputera, nieznani terroryści grożą odpaleniem bomby logicznej, policja znajduje trupa z wyłupionymi oczami a w korporacji Pharmatec zostaje wykryta defraudacja na ogromną skalę. Status 7, na który składają się dwie opowieści, Breakoff i Overload, to klasyka polskiego SF autorstwa Tobiasza Piątkowskiego i Roberta Adlera, jednego z najbardziej wybuchowych duetów w historii polskiego komiksu, wznowiona po ponad dwudziestu latach, po raz pierwszy w wydaniu zbiorczym, zremasterowanym, uzupełnionym o niepublikowane wcześniej szkice koncepcyjne i ilustracje, z przedmową Jacka Dukaja.
– opis wydawcy
Opis głosi, iż Status 7 to „klasyka polskiego SF”. Cóż, mnie niestety jego sława zupełnie ominęła – pierwszy raz widziałam ten tytuł na oczy właśnie podczas czytania jego nowego wydania od Nagle! Comics. Dlatego też nie wiem, czy to kwestia innych czasów (a, co za tym idzie, również innych standardów), czy czego na świecie, ale, choć przykro to przyznać, mnie niestety ten komiks zupełnie nie siadł – nawet mimo iż jestem fanką cyberpunka.
Zobacz również: Mocny w gębie – recenzja komiksu. Na rejonie nie jest kolorowo
Same w sobie pomysły na fabułę miały potencjał. Zwłaszcza jeśli chodzi o Overload – terroryści z cyberbombą, dobrobyt całego miasta wisi na włosku… krótko mówiąc, akcyjny samograj. Rzecz w tym, że żeby on zadziałał, niezbędne są dwa elementy: umiejętne budowanie napięcia i bohaterowie, których lubimy i nie chcemy, by zginęli. Tutaj niestety zabrakło mi obydwu. Rzeczy się dzieją, historie posuwają się do przodu, ludzie giną – a ja wciąż nie czuję się ani trochę zaangażowana. Fajnie się patrzy na trochę flaków w kadrze, ale czyje one są i kto w tym momencie wygrywa? W sumie to wszystko mi jedno.
Żeby jednak nie było, tych głównych bohaterów da się przynajmniej bez większego problemu od siebie odróżnić. To już coś. Szkopuł w tym, iż wszystko to są postacie do opisania dwoma słowami. Tajemniczy ponurak. Pyskaty dzieciak. Niezniszczalny policjant. Infantylny haker. I tak dalej, i tak dalej. Nadają się do czysto pragmatycznego pełnienia swoich funkcji; czasem może uśmiechniesz się przez jakiś ich żart, którym ten czy inny rzuci, ale to moim zdaniem maksimum emocji, jakie potrafią oni wywołać u czytelnika. Nie mogę chyba powiedzieć, żebym kogokolwiek z nich polubiła albo znielubiła. Wszyscy byli mi po prostu jednakowo obojętni.
Zobacz również: W0rldtr33, tom 1 – recenzja komiksu. Trupy, gołe baby i internetowe opętania
Status 7 to jednak oczywiście nie tylko wady – spokojnie można tu znaleźć także kilka plusów, choć dla mnie samej nieco mniej istotnych niż to, o czym pisałam powyżej. Pomijając wcześniej wspomniany brak napięcia, sceny akcji są na ogół całkiem dobre, a krwawe rozwiązania zdecydowanie autorom niestraszne. Rozróbę to tutaj mamy konkretną, to raczej nie podlega dyskusji. Contentu dla dorosłych, technologii ani sporów na linii socjalizm-kapitalizm też zresztą nie brakuje, także cyberpunkowa checklista odhaczona w całości. In genero ma to pewien swój klimat, chociaż…
Ja wiem, ja wiem, znowu mam jakieś „ale”. Ale tym razem to takie malutkie tylko, przysięgam! Chciałam jedynie napomknąć, iż paleta barw, oparta w dużej mierze o beże, żółcie i szarości, wydaje mi się trochę zbyt mdła dla tak napakowanej akcją historii. Nie zamierzam przez to, rzecz jasna, mówić, że kolorystyka ubija tu klimat, bo to nieprawda, aczkolwiek sądzę, iż trochę wyraźniejsze odcienie lepiej by go podkreśliły. Dla kontrastu – sama kreska w komiksie całkiem mi przypasowała. Jest dosyć prosta, nie ma dużo cieniowania, aczkolwiek nie można też narzekać na brak szczegółów. Estetyczna ogółem.
Zobacz również: Pewnego razu gdzieś na końcu świata – recenzja komiksu. Miłość drogę zna
Dosyć dobrze widać to przede wszystkim w zamieszczonych na końcu bonusowych ilustracjach. Jakkolwiek by to nie brzmiało, ten dodatek to chyba jedna z moich ulubionych części tego tomu. Znajdziemy tam między innymi parę projektów pojazdów czy postaci, a także całe sceny w formie szkiców czy tak zwanych lineartów. Niektóre naprawdę mi się podobały, nie będę kłamać. Przedmowa na starcie zresztą także wypada dość fajnie; summa summarum, co jak co, ale dodatki Status 7 ma porządne.
Status 7 niestety nie trafił do końca w moje gusta – choć ma też swoje jasne strony. Graficznie wygląda naprawdę w porządku; napakowano go też sporą ilością akcji i opatrzono świetnymi bonusami pod postacią dodatkowych szkiców Roberta Adlera oraz przedmowy autorstwa Jacka Dukaja. Żadna z tych rzeczy nie zastąpi jednak kompleksowo napisanych postaci ani gęstego klimatu, których niestety mi tutaj zabrakło. Jako iż kategoryzuje się ten komiks jako klasykę polskiego SF, myślę, że warto poń sięgnąć w ramach ciekawostki. Ale czy po coś więcej? Cóż, w moim przypadku niezbyt.
Autor: Tobiasz Piątkowski, Robert Adler
Okładka: Robert Adler
Wydawca: Nagle! Comics
Premiera: 22 maja 2024 r.
Oprawa: e-book
Stron: 128
Cena katalogowa: 89,90 zł
Powyższa recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Nagle! Comics.
Fot. główna: materiały promocyjne – kolaż (Nagle! Comics)