Saint-Elme, tom 5 – recenzja komiksu. Żabia klątwa świętego Erazma

Dziś spotykamy się w Saint-Elme po raz ostatni, moi drodzy. Gotowi, by poznać finał tej historii?

Czarny kryminał miesza się z horrorem i weird fiction. Spektakularna akcja i rozwiązanie wszystkich mrocznych sekretów malowniczego Saint Elme w wielkimi finale jednej z najbardziej intrygujących serii jakie ukazały się w ostatnich latach we Francji.

Serge Lehman i Frederik Peeters przez cztery tomy budowali precyzyjną siatkę połączeń między oryginalnymi bohaterami tej mrocznej, wciągającej historii z pogranicza czarnego kryminału i niesamowitej opowieści grozy. Teraz, w tomie piątym, wszystkie te wątki znajdą swoje krwawe i wybuchowe rozwiązanie. Tego nie można przegapić!

– opis wydawcy

Zobacz również: Saint-Elme, tom 1 – recenzja gry. Elme wcale nie takie święte

Jest i on – finałowy tom naszej ulubionej żabiej serii kryminalnej. Saint-Elme, tom 5 wieńczy historię braci Sangaré… tak jakby. Szczerze powiedziawszy, mam jednak wrażenie, iż ilość pytań bez odpowiedzi ani trochę dzięki niemu nie zmalała. Więcej: moim zdaniem wręcz wzrosła, wzbogacając się przy tym znikąd o elementy paranormalne nieznanego pochodzenia. I choć jasne, robią one wrażenie w momencie, gdy się pojawiają, to po głębszym przemyśleniu pozostawiają pewną gorycz.

Fot. materiały prasowe (Nagle Comics)

I tak, tak, zdaję sobie sprawę, iż w opisie komiksu jasno widnieje fraza weird fiction. Wiem, o co mniej-więcej chodzi w tym podgatunku i absolutnie nie mam pretensji o to, że pojawiają się w nim nierealistyczne rozwiązania. Większy problem mam jednak z tym, iż ta “dziwność” przez ponad trzy pierwsze tomy w ogóle się nie przewijała, a teraz, na samej końcówce, znienacka zrobiło się z niej jakieś deus ex machina. Jeśli chcemy operować magią, okultyzmem czy cokolwiek to tam najlepszego było, to bądźmy w tym konsekwentni od początku do końca, a nie tylko na finiszu. Obecna wersja zaś kojarzy mi się z tą tanią zagrywką, w której przez cały film buduje się napięcie, by w kluczowej scenie, gdy z wypiekami czekaliśmy, żeby zobaczyć, jak protagonista z tego wszystkiego wybrnie, bohater nagle się obudził, a cała fabuła okazała się tylko snem i tak naprawdę to nic się nie wydarzyło. No błagam.

Zobacz również: Saint-Elme, tom 2 – recenzja komiksu. Cisza przed burzą

Do samego końca utrzymał się także mój główny problem z tą serią – dosyć papierowi bohaterowie. Raz na jakiś czas miewali swoje wzloty, ale w ostatecznym rozrachunku wciąż nie ma wśród nich nikogo “z krwi i kości”. Tak więc: kolejny lekki zawód, choć tym razem dużo bardziej spodziewany. W końcu jeśli nie udało ci się zbudować postaci w ciągu czterech tomów komiksu, to jak miałbyś to wszystko nadrobić w zaledwie jednym, ostatnim?

Fot. materiały prasowe (Nagle Comics)

Dla kontrastu, Saint-Elme, tom 5 utrzymało – a wręcz nieco wzmocniło – jeden z głównych plusów tej historii: jej klimat. Paradoksalnie akurat jemu sceny paranormalne pomogły. Wzbudzają one pewien niepokój i potęgują to, co przez całą resztę komiksu konsekwentnie budowano za pomocą charakterystycznego użycia kolorów oraz mocnych cieni. To chyba właśnie atmosfera Saint-Elme od początku najbardziej przyciągała mnie do tej serii i akurat w tym wypadku jej ostatni tom bynajmniej nie zawiódł.

Zobacz również: Saint-Elme, tom 3 – recenzja komiksu. Dead man walking

A skoro już napoczęliśmy gadkę o grafice, to dopnijmy sobie od razu również i ten temat. Całe Saint-Elme narysowano w bardzo oryginalnym stylu. Mnie osobiście urzekł on już na wstępie; mocne linie, dużo wyrazistych detali, wspomniane już wcześniej mocne cienie, kolory. Wszystko to łączy się w estetyczną, klimatyczną całość, którą trudno pomylić z czymkolwiek innym. Gdyby pokazano mi losowy kadr z tego komiksu, od razu wiedziałabym, z czego on jest i kto go narysował. Piąty tom historii w całości kontynuuje ten trend – włącznie z okładką, która, swoją drogą, wygląda znacznie lepiej niż poprzednia. Patrząc na nią, od razu wiemy, że szykuje nam się sporo akcji i rzeczywiście tak też jest.

Zobacz również: Saint-Elme, tom 4 – recenzja komiksu. Robi się coraz dziwniej

Podsumowując, Saint-Elme, tom 5 to nieco rozczarowująca, ale wciąż trzymająca całkiem okej poziom końcówka tej serii. Choć uważam, że paranormalne wątki weszły trochę za późno, żebym je kupiła, w trakcie czytania bawiłam się dobrze dzięki mocnemu klimatowi i ładnej oprawie graficznej. Całościowo oceniam tę historię ca niezłą plus – warto zerknąć dla dwóch wspomnianych wcześniej pozytywnych elementów, ale nie nastawiałabym się przy tym na turbo angażujące doświadczenie.

Saint-Elme tom 5 okładka

Autor: Frederik Peeters, Serge Lehman
Tłumaczenie: Marta Turnau
Okładka: Frederik Peeters
Wydawca: Nagle! Comics
Premiera: 11 września 2024 r.
Oprawa: e-book
Stron: 88
Cena katalogowa: 79,90 zł


Powyższa recenzja powstała w ramach współpracy z wydawnictwem Nagle! Comics. Dziękujemy!
Fot. główna: materiały promocyjne – kolaż (Nagle Comics)

Plusy

  • Dużo akcji
  • Ładna grafika, jak zawsze zresztą
  • Klimatyczne

Ocena

6.5 / 10

Minusy

  • Skończyliśmy tę historię z większą ilością pytań niż odpowiedzi
Patrycja Grylicka

Fanka Far Cry 5 oraz książek Stephena Kinga. Zna się na wszystkim po trochu i na niczym konkretnie, ale robi, co może, żeby w końcu to zmienić i się trochę ustatkować.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze Najpopularniejsze
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze