Zombiaczek. Zawsze głodny. Tom 1 to projekt dwóch Francuzów – słynnego scenarzysty Christophe Cazenove’a (Sisters, Mali bogowie, Kasia i jej kot, Zoo wymarłych zwierząt) i Williama Maury’ego.
Pierwszy tom zwariowanej humorystycznej opowieści grozy dla nastolatków i dorosłych. Margotka ma już dość kłótni rodziców i postanawia znaleźć sobie własne miejsce na świecie. Wybiera cmentarz pełen wesołych zombi, którym przewodzi słodki i straszny Zombiaczek! W ich towarzystwie dziewczyna wreszcie czuje się normalnie, a w mrocznej atmosferze znów może pisać wiersze. Ale kiedy przebywa się z żywymi trupami, trzeba być przygotowanym na niebezpieczne i krwawe wydarzenia…
– opis wydawcy
Zobacz również: Saint-Elme, tom 5 – recenzja komiksu. Żabia klątwa świętego Erazma
Nie jestem pewna, jak ocenić Zombiaczka. Podczas czytania komiks wzbudził we mnie skrajne emocje – od zachwytu do nudy. Jest to projekt, który zdecydowanie różni się od Zoo wymarłych zwierząt, przy którym po raz pierwszy współpracowali ze sobą Christophe Cazenove i William Maury. Komiks jest prawdziwą ucztą dla oczu. Ilustratorzy lekko nawiązali do Burtonowskiego stylu, który znamy m.in.: z Frankenweenie, czy Gnijącej panny młodej, którego zastosowanie sprawiło, że główne postaci są przeurocze. Bohaterowie drugoplanowi jak Grubal czy Tekate zostali narysowani w zupełnie inny sposób. Ich wizerunki są bardziej niedbałe, co jednak pasuje do tych przynudzających postaci. To by było na tyle. Mam wrażenie, że oprócz świetnej warstwy wizualnej nie ma tu zbyt wiele dobrego, fabuła leży i kwiczy. Zombiaczek. Zawsze głodny. Tom 1 jest ni mniej, ni więcej chaotycznym zbiorem przykrótkich opowiadań, których największą zaletą jest operowanie mrocznym, czarnym humorem.
Równie ciekawe jest nawiązywanie do innych postaci znanych z popkultury, jak np. Hulk czy postacie znane z serialu Żywe trupy. Takie puszczenie oczka do starych wyjadaczy tworów masowych jest zabiegiem, który może wpłynąć na pozytywne oceny odbiorców. Dalej nie jest już aż tak słodko, bo scenariusz opiera się na klasycznym stereotypie subkultury gotyckiej albo i nawet wiązania tej grupy z daddy issue, gdy nastolatka – nomen omen Margotka – ucieka z patologicznego domu wprost na cmentarz. Estetycznie jej postać jest bardzo ładna i stylowa, ale i naiwnie romantyczna.
Zobacz również: Saint-Elme, tom 5 – recenzja komiksu. Żabia klątwa świętego Erazma
Nie mówię, że te pojedyncze migawki z życia krwiożerczych zombie nie są ciekawe. Pomysł na nastolatkę, która spisuje losy Zombiaczka, czyli pierwszej postaci urodzonej jako zombie może być ciekawy. Jest w tym zamysł, pewna przygoda, jednak po 3 lub 4 historyjkach te słodko-gorzkie zombie stają się nudne. Może i wywołują uśmiech, ale nie odpowiadają na fundamentalne pytanie, czyli: „Po co to wszystko?”, „Jaki w tym jest sens?”. Już na ostatniej stronie dostajemy zapowiedź drugiego tomu, czyli Zombiaczka. Bez serca, ale po co to wszystko?
Bohaterce nic nie zagraża, spisuje kronikę też jakby od czapy. Nawet wątek romantyczny nie zdaje się aż tak interesujący. Zombiaczek. Zawsze głodny. Tom 1 nie porywa, przedstawia codzienne życie mieszkańców cmentarza w nudny, ale na tyle wyczerpujący sposób, że nie jestem w stanie powiedzieć, co można by było dodać w kolejnych tomach. Znowu jego styl przypomina odrobinę filmowe sitcomy, gdzie z biegiem czasu często otrzymujemy coraz więcej irracjonalnych rozwiązań.
Zobacz również: Marvel Zombies. Czerń, biel i krew – recenzja komiksu. Ratujmy Ziemię
Na francuskiej stronie Tizombi (Zombiaczek) komiks liczy obecnie 5 standardowych zeszytów i 3 określone jako triage luxe. Z czego ostatni miał swoją premierę w zeszłym roku. Bardzo zastanowiło mnie nagłe odkrycie przez polskich tłumaczy tej serii i moje pierwsze skojarzenie padło na znaną postać kontrkulturową stworzoną przez Roba Regera, czyli Emily the Strange, która w zeszłym roku obchodziła swoje 30-lecie. Mroczna nastolatka to bohaterka nie tylko komiksów, ale i powieści graficznych, krótkich animacji, a ostatnio zainteresowały się nią również marki ubraniowe i produktowe. Oprócz oficjalnej strony z merchem nawiązującym do postaci można wskazać polski EMP shop. W obydwu przypadkach można zarzucić autorom bazowanie na stereotypach. W przypadku Emily the Strange styl jest bardziej surowy i o wiele mroczniejszy, natomiast Zombiaczka można na pierwszy rzut oka łatwo pomylić z komiksem odrobinę mroczniejszym, lecz wciąż skierowanym do najmłodszych.
Co jednak sprawiło, że główna bohaterka Zombiaczka albo i sam tytułowy bohater nie stali się jeszcze kultowymi postaciami? Czy potrzeba kolejnych dekad? Na podstawie pierwszego tomu niestety muszę stwierdzić, że Margotka nie ma charakteru, a jej postać jest mdła i brak jej zdecydowania. Czasami się waha, ale jakby dla samego wahania się. Sam Zombiaczek wydaje mi się przerobionym Jackiem Skellingtonem. Można zarzucić tej propozycji pewną wtórność. Nie znalazłam w niej oryginalności, i tak można bronić autorów, odwołując się do dużego nacisku, który kładą na intertekstualność, ale ich zabiegi nie wnoszą nic do treści. Czytanie takiego komiksu jest jak jedzenie fast foodów. Niby można się nimi zapchać, ale czy na pewno unikniemy niedożywienia jakościowego?
Zobacz również: Pamiątki po moim EKS – recenzja książki. O pierwszych rozstaniach i miłościach
Podsumowując, Zombiaczek to propozycja, która na pewno przypadnie do gustu wszelkim freakom na punkcie zombie i mroczniejszych klimatów. Zdecydowanie nadaje się na jesienny wieczór, gdy dopada nas melancholia i potrzebujemy odrobiny uśmiechu. Nie jest to jednak komiks w żaden sposób rewolucyjny, czy trzymający w napięciu. Ot, dobry zapychacz czasu w klimatycznej oprawie.
Autor: Christophe Cazenove, William Maury
Tłumaczenie: Maria Mosiewicz
Okładka: William Maury
Wydawca: Egmont
Premiera: 14 sierpnia 2024 r.
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Stron: 48
Cena katalogowa: 34,99 zł
Powyższa recenzja powstała w ramach współpracy z wydawnictwem Egmont. Dziękujemy!
Fot. główna: materiały promocyjne – kolaż (Egmont)