Strażnik sadu – recenzja książki

Kiedy czytałam Drogę Cormaca McCarthy’ego, to mimo ciężaru historii byłam pod wrażeniem autora. Teraz zabrałam się za książkę Strażnik sadu, która zwabiła mnie opisem – i chyba się na niej nie poznałam…

Strażnik sadu po raz pierwszy wydany został w połowie lat 60., natomiast cieszy się niesłabnącą popularnością – co widać nawet po świeżej, ładnie wydanej reedycji.  Historia rozgrywa się w latach 30. w amerykańskim stanie Tennessee, gdzie życie upływa mieszkańcom na polowaniu na skóry drobnych zwierząt, handlu kontrabandą i piciu w barze. Powoli upływa czas, a jednym zapomnianym bajorze od lat gnije ciało zamordowanego mężczyzny.

Zobacz również: Pingwin: Długa droga do domu – recenzja komiksu. Fly my bird!

Fabuła krąży wokół trójki bohaterów powiązanych z ofiarą. Nastoletni syn jest przekonany, że jego ojciec żyje i zostawił rodzinę. Lokalny biznesmen-oszust przez laty zabił tamtego i ukrył dowody. Tytułowy strażnik to starszy mężczyzna, który od lat pilnuje, by ciała nie odkryto. Co ciekawe, nie znają oni swoich wzajemnych tajemnic i wciąż mijają się w życiu codziennym. Czy nie brzmi to jak niesamowicie intrygujący punkt wyjścia? Jeszcze jak! Nic nie kochamy bardziej niż małomiasteczkowe zbrodnie sprzed lat, które wychodzą na jaw.

Muszę przyznać, że czytając tę książkę, zadawałam sobie pytanie: co jest ze mną nie tak? Poczytny, utalentowany autor, uznanie krytyków, mnóstwo lubianych przeze mnie elementów opowieści. Prestiżowe nagrody literackie? A ja mam wrażenie, że nic się nie dzieje. Nie ma tu zagadki, nie ma stawek, nie ma emocji. Nie oczekiwałam pościgów i wybuchów, ale wszystko sugerowałoby chociaż jakąś konfrontację bohaterów. Próżne nadzieje.

Zobacz również: Epepe – recenzja książki. Klasyka rodem z liceum

strażnik sadu
Fot. Wydawnictwo Literackie

Moim problemem ze Strażnikiem sadu jest właściwie jedynie to, że nie wciąga. Wszystko rozgrywa się niemiłosiernie powoli, pełno jest tu interakcji bezimiennych bohaterów, w żaden sposób nie popychających do przodu opowieści. Czytamy, jak masa mieszkańców miasteczka popija na werandzie, chłopcy zastawiają wnyki, ludzie łapią podwózkę na pustej drodze – wyłania się z tego klimatyczny obraz  lat 30., ale co z tego? Przebijamy się przez opisy szumiących traw żmudnie, w nadziei na to kryminalne powiązanie bohaterów, które właściwie nigdy nie nadchodzi.

Dla mnie jest to książka zawiedzonych oczekiwań. Gdybym była w stanie odsunąć się od moich nadziei, prawdopodobnie większą radość sprawiłyby mi jej dobre elementy. Opisy przyrody i pór roku są piękne, szczegółowe, tworzą więc namacalny wręcz klimat tego miejsca. Przewija się kilka intrygujących wydarzeń, jak chociażby płonący bar na krawędzi urwiska. Dwóch bohaterów ma swoje przysłowiowe pięć minut, w których można poczuć do nich sympatię. Mimo to, na pozytywy kładzie się cieniem ta ślamazarność i niesatysfakcjonujące zakończenie. Nie doczekałam się ani sprawiedliwości, ani konfrontacji syna zamordowanego z jego zabójcą; sam strażnik sadu też nie miał zbyt wiele do roboty.

Zobacz również: Ostatni Mohikanin – recenzja komiksu. Klasyka w pigułce

W połowie zaczęłam się zastanawiać – może bardziej niż kryminał, jest to studium psychologiczne postaci, które na różne sposoby zetknęły się ze zbrodnią. Na upartego znajdzie się parę akapitów zmierzających w tę stronę, momentami mamy nawet lakoniczne retrospekcje – jakby ludzie wciąż nawet w myślach nie potrafili nazwać tego, co im się przydarzyło. Znowu jednak napotykamy tę samą barierę – nic się z tym nie dzieje, jakby kluczowe wydarzenia rozgrywały się w domyśle, poza kartami książki, aż do przesady.

Tak sobie jednak myślę, że to może być książka dwóch czytań. Za jakiś czas zabiorę się za nią ponownie – tym razem wiedząc już, że najważniejsza nie jest w niej fabuła, ale klimat, ilustracja życie z pogranicza miasta i wsi. Tego chętnie poczytałabym więcej, na spokojnie, nie licząc już na zatuszowaną zbrodnię. W kwestii nastrojowości bowiem Strażnik sadu wypada nieźle – szkoda jednak, że tylko w tej.

strażnik sadu
Fot. Wydawnictwo Literackie

Autor: Cormac McCarthy

Tłumaczenie: Michał Kłobukowski

Wydawca: Wydawnictwo Literackie

Premiera: 22 stycznia 2025 r.

Oprawa: twarda

Stron: 296

Powyższa recenzja powstała w ramach współpracy z Wydawnictwem Literackim. Dziękujemy!

Fot. główna: Kolaż z użyciem okładki/ Wydawnictwo Literackie.

Plusy

  • Nastrojowość związana z przyrodą i scenerią
  • Ładny język

Ocena

4.5 / 10

Minusy

  • Powolne tempo, które do niczego nie prowadzi
  • Zero emocjonalnego zaangażowania
Anna Baluta

Jeśli nie odpisuje, to pewnie ogląda serial. Wykształcona amerykanistka, która z premedytacją zapisuje się na kolejne zajęcia z telewizji. Jak nie ogląda, to czyta, słucha albumów, czasem przypomni sobie o studiowaniu i pracy - ale to w międzyczasie.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze Najpopularniejsze
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze