Jinpa to nowy film w reżyserii Pemy Tsedena, czyli twórcy będącego prekursorem tybetańskiej kinematografii. Produkcja trafiła właśnie do kin oraz na platformę Pięć Smaków, gdzie zobaczyć można również dwa inne filmy od tego uznanego reżysera.
Jeśli opowiem ci mój sen, możesz go zapomnieć. Jeśli sprawię, że się spełni, być może go zapamiętasz. Jeśli cię w niego włączę, stanie się także twoim snem
Tym tradycyjnym tybetańskim przysłowiem żegna nas film Jinpa. Jak rozumieć te słowa w kontekście całego filmu, to już sprawa indywidualna. Nie ulega jednak wątpliwość, że nowy tytuł spod ręki Pemy Tsedena to dzieło wpływające na nas przede wszystkim wizualnie. Film potrafi jednak zasiać w widzu też ziarenko wątpliwości, przez co film pozostaje w głowie jeszcze na długo po seansie.
Zobacz również: Wygnani – recenzja filmu. Kino gangsterskie z Hongkongu w najlepszej formie | Pięć Smaków w Domu
W tym miejscu, aby choć odrobinę nakreśli obraz kina, z jakim mamy do czynienia, wspomnę też słówko o samym reżyserze. Pema Tseden jest rodowitym Tybetańczykiem i jak wielu miejscowych, od małego wraz z rodzicami zajmował się niewielkim gospodarstwem oraz przede wszystkim hodowlą owiec, które wypasały się na rozległych stepach. W latach dzieciństwa Tsedena mało kto z miejscowych w ogóle potrafił czytać czy pisać. On jednak miał to szczęście, że rodzina, widząc w nim potencjał, wysłała go do szkoły. Opłacenie edukacji było dla pasterzy dużym wydatkiem i nikt z inny z rodzeństwa Tybetańczyka nie mógł już pobierać nauk. Pema Tseden jednak wykorzystał szansę, gdyż w krótce zaczął pracę jako nauczyciel, w międzyczasie pisząc powieści, aż w końcu dostał się na Pekińską Akademię Filmową – było to naprawdę duże osiągnięcie, bo jest to elitarna uczelnia, na którą trudną mają dostać się nawet zamożni Chińczycy.
Dziś Pema Tseden jest cenionym twórcą, którego filmy często pojawiają się na dużych festiwalach filmowych, i to nierzadko z sukcesem. Reżyser nie bez powodu nazywany jest prekursorem tybetańskiego kina, bo przed nim nikt tam filmów praktycznie nie tworzył. Dopiero Tseden przetarł szlaki, a filmowcy związani z nim na początku jego twórczości, teraz sami kręcą nowe filmy i przyczyniają się do rozrostu kina tybetańskiego. Głównym celem Pemy Tsedena podczas wielu lat jego pracy stało się ukazanie jak najwierniejszego obrazu dzikiego i surowego regionu jakim bez wątpienia jest Tybet. Chce on ukazać widzom na całym świecie czym tak naprawdę jest ten kraj znajdujący się tysiące metrów nad poziomem morza, bez stereotypów oraz przede wszystkim bez zniekształconego obrazu przechodzącego przez chińską soczewkę – bo jak pewnie wiele osób wie, Tybet od wielu lat znajduje się pod jurysdykcją Chin, a Państwo Środka przykłada szczególną uwagę do tępienia wszelkich ruchów wyzwoleńczych, również w kulturze.
Zobacz również: Szerokiej drogi – recenzja filmu. Taksówką przez Tajwan | Pięć Smaków w Domu
Wróćmy jednak do filmu Jinpa, czyli jednego z ostatnich tytułów reżysera, który obecnie możemy obejrzeć w polskich kinach, a także na platformie Pięć Smaków. Tytuł filmu wziął się od imienia głównego bohater, który jest kierowcą i przemierza rozległe tereny położone nawet pięć tysięcy metrów nad poziomem morza. Już pierwszy kadr witający nas filmie zwiastuje, z czym będziemy mieli do czynienia. Oto bowiem widzimy bezkresny, ponury obszar skąpany w nieprzenikliwej mgle, słyszymy świszczący, przejmujący wiatr, a pośrodku jest tylko droga, którą porusza się ku linii horyzontu, kierując leciwą ciężarówkę, nasz Jinpa. Chwilę potem samotnie podróżujący bohater przez chwilę nieuwagi przypadkiem przejeżdża owcę, co ma być bardzo złym omenem. Nie jest więc dziwne, że spotkany kawałek dalej pielgrzym na kompletnym odludziu budzi pewne obawy kierowcy. Co więcej, mężczyzna ten również ma na imię Jinpa.
Na samym początku filmu Pema Tseden przedstawia nam informację o ludziach z klanów Khampy – dowiadujemy się, że brak zemsty jest tam uważany za hańbę. Spotkany przez głównego bohatera drugi Jinpa opowiada podczas drogi o tym, jak przed laty jego ojciec został zabity, a ten od tego czasu szuka oprawcy, aby dokonać zemsty. Na początku kierowca ciężarówki nie bardzo się tym przejmuje, ale podczas drogi powrotnej zaczyna rozmyślać o swoim imienniku, a także nad losem jego ewentualnej ofiary.
Zobacz również: Aida – recenzja filmu. From Bosnia without love
Najbardziej w całym filmie zafascynowała mnie postać głównego bohatera, którego nie opuszczała aura samotnego rewolwerowca. Jinpa nieustannie nosi ciemne okulary, skurzaną kurtkę oraz bardzo często sięga po papierosa. Samotnie przemierzając rozległe, nieprzyjazne tereny, słucha „O Sole Mio” i zwyczajnie zdaje się cieszyć podróżą. Później nawet sam zaczyna śpiewać drugiemu Jinpie ten utwór i przy okazji wspomina, że piosenka przypomina mu o jego córce – jego słoneczku.
Podczas podróży Jinpy możemy zobaczyć prawdziwy obraz Tybetu – odwiedzimy małe miasteczko, zobaczymy dziką naturę, zajrzymy do miejscowego baru, a także oczywiście odwiedzimy klasztor buddyjski. Pierwsze skrzypce gra tu ciągle niepowtarzalna atmosfera oraz piękne ujęcia uchwytujące niezwykła aurę tego regionu. Ważną role odgrywa tu gra kolorów – ciepłe barwy podczas scen w pomieszczeniach oraz chłodne i przytłaczające barwy na zewnątrz, no i jeszcze czarno-białe retrospekcje. Realizacyjnie ciągle widać tu surowy warsztat reżysera, ale idealnie współgra to z całym charakterem filmu.
Zobacz również: Żeby nie było śladów – recenzja filmu. Dziwny jest ten świat
Jinpa to film, który się chłonie. Główny bohater z aurą rewolwerowca przemierza bezkresne i nieokiełznane tereny Tybetu, śpiewając przy tym O Sole Mio – czy to jeszcze western, czy już Pema Tseden? Jinpa hipnotyzuje poetycką podróżą, którą ogląda się z wielką przyjemnością, zwłaszcza dzięki tym niepowtarzalnym ujęciom.
Film Jinpa dostępny jest do obejrzenia w ramach cyklu “tybetańska trylogia Pemy Tsedena” jeszcze do 25 października 2021 roku na platformie Pięć Smaków w Domu / www.piecsmakow.pl/wdomu