Catherine
Jedna z najdziwniejszych gier, w jakie miałem przyjemność zagrać, a przy tym absolutna topka moich ulubionych tytułów. Catherine to przede wszystkim nietuzinkowe połączenie snu i jawy, w którym chodzi o… układanie klocków. Najbardziej w pamięć zapadną jednak bossowie, potrafiący wywołać niezłe ciarki.
Dead Space
To jedna z tych gier, na której myśl robi mi się przyjemnie na sercu. Mam do niej ogromny sentyment, ale co ważniejsze, w 2008 była ona naprawdę świeżym podejściem do survival horroru. Dead Space robi dokładnie to, co do niego należy – straszy i zapewnia kawał porządnego gameplaya. Dwie kontynuacje, których produkcja się doczekała, nie były jednak już tak udane – wciąż, warte zapoznania się.
Demon’s Souls
Wraz z premierą Demon’s Souls i jego następcy, Dark Souls, świat elektronicznej rozgrywki oszalał i zwariował na punkcie masochizmu. Bo jak inaczej wyjaśnić fenomen tych piekielnie trudnych gier, za którymi odpowiada studio From Software? Pojedynki z bossami dziesięciokrotnie większymi od naszego bohatera, czy z tymi, z którymi nie mamy w pierwszym starciu właściwie żadnych szans, a pewna jest jedynie śmieć i frustracja, wynikająca z konieczności przebycia raz jeszcze potwornie długiej drogi do tego wielkiego skur*iela, tylko po to, by ponownie umrzeć w smutku i rozpaczy – to wszystko daje taką dawkę chorej przyjemności, iż trudno nie mówić o chorobie psychicznej fanów serii. Demon’s Souls to gra, od której zaczęła się moda na masochizm.
Diablo III
Cieszyłem się jak dziecko, że mogłem ponownie wrócić do świata Sanktuarium. Odwiedziny Tristram i spotykanie z Deckardem Cainem oraz Archaniołem Tyraelem przywołały najlepsze wspomnienia z dzieciństwa. Jednak Blizzard w Diablo III zaserwował nam coś więcej, niż tylko sentymentalną wycieczkę. Pomijając (jak zwykle) cudowną historię, dostajemy wspaniałego RPGa, którym możemy cieszyć się z całą rodziną. W grze może uczestniczyć jednocześnie nawet 4 graczy, którzy mogą wspólnie bawić się, siedząc i grając na jednej kanapie.
Fallout 3
Przyznaję się – nigdy nie grałem w dwie pierwsze części Fallouta. Na swoje usprawiedliwienie dodam jednak, że jak już zasiadłem do trójki, to nie byłem obecny przez dobry miesiąc. Od tego tytułu właśnie zaczęła się moja miłość do RPG-ów i klimatów post-apo. Raz na jakiś czas wracam na te pustkowia i okazuje się, że mimo x lat od premiery i przejścia jej na wszystkie możliwe sposoby, wciąż mnie czymś zaskakuje. Pełnoprawny następca, Fallout 4, okazał się być naprawdę sporym zawodem, a o części 76 szkoda, kur*a, gadać.