FIFA 22 – recenzja gry. Kto grał w FIFĘ, ten się w cyrku nie śmieje

Kolejny rok, kolejna FIFA. Zmiany w trybach, nowe zagrania i inne hucznie ogłaszane zmiany towarzyszą nam co sezon. Ciężko jednak recenzować grę, w kółko powtarzając marketingową papkę. Jeśli grasz w FIFĘ regularnie, nie ma to większego znaczenia i siedzisz już pewnie na serwerach. Jeśli jednak się wahasz czy dać kolejnej edycji kolejną szansę, warto spojrzeć na aktualny stan serii z szerszej perspektywy.

Ewolucja to najlepsze słowo opisujące pomysł na kolejne FIFY od wielu już lat. Mamy tu do czynienia z wielką korporacją, poważnym produktem i konkretnymi celami marketingowymi. Zbędne ryzyko i drastyczne zmiany nie są w tej sytuacji dopuszczalne i FIFA 22 pod tym względem na pewno nie odbiega od poprzednich odsłon. Pomimo, że to pierwsza w pełni next-genowa edycja, nie będąca tylko lekkim remasterem, ciężko powiedzieć, że to wyraźnie widać. Ok, więcej, lepiej, ładniej, ale nie każdy poznałby platformę docelową patrząc na fragment rozgrywki. Sytuacji sprzyja dodatkowo kompletny brak konkurencji na rynku. Chociaż sam jestem starym ex-PESowcem, widzę że z serii zostały tylko kompilacje śmiesznych filmików na YouTube.

Zobacz również: Diablo II Resurrected – recenzja gry. Remake mojego dzieciństwa

Czy tego chcemy, czy nie, powolna ewolucja przynosi pożądane efekty. Bagatelizujemy znaczenie zmian niewpływających bezpośrednio na rozgrywkę, jednak po kilku latach zbiór wielu tych kosmetycznych elementów wydaje się swego rodzaju standardem, „must have” w branży. Przez wiele lat tak właśnie mówiło się o FIFIE – „otoczka” najlepsza, jednak rozgrywka lepsza w PES. Sam bym się z tym zgodził, ale po odejściu Konami od gier AAA, między firmami rywalizującymi o pozycję we własnym gatunku, zaczęła tworzyć się przepaść.


Wciągająca rzecz


Znowu, jak co rok, mamy mocno promowane, zmiany w trybach. Zaczynamy tworzeniem własnej postaci i fabularnym wstępem, który prezentuje nam „co nowego”. Mecze sieciowe w VOLTA, rozwój własnego awatara, lepsze zarządzanie zawodnikiem – jak co roku, lista jest długa. Nie stanowi to – przynajmniej dla mnie – głównego argumentu za spróbowaniem najnowszej odsłony serii. Oczekuję przede wszystkim przyjemnej, uczciwej, realistycznej rozgrywki.

Esencja gry to tryb FUT, do którego zresztą EA w każdej możliwej chwili nas zachęca. Jeszcze kilka lat temu, po latach z głównym konkurentem – myClub, byłem mocno zaangażowany w możliwości oferowane przez Ultimate Team. Włączyłem konsolę chcąc jak najszybciej rozpocząć budowanie zespołu, a do pierwszego gwizdka rozbiłem się na dobrych 2 godzinach tutoriali, opisu możliwości, zmian czy szuflowaniu piłkarzami. FIFA 22 przeszła długą drogę żeby oferować tak wiele w temacie maksymalnie wygodnego wprowadzenia gracza, na każdym poziomie znajomości realiów tytułu.

Zobacz również: PES upada niczym Barcelona – eFootball 2022 miażdżony przez graczy na Steamie

Pierwsze minuty meczu wydają się mocno znajome. Rzuca się w oczy jednak zachowanie zawodników przy kontakcie z rywalem lub piłką. Najnowsza edycja, dzięki wykorzystaniu Machine Learningu, wprowadza zaskakująco sporą poprawę animacji. Poszczególne zachowania przejściowe w nietypowych sytuacjach momentami szokują swoją unikalnością. Całość sprawia wrażenie bardziej realistycznego odwzorowania wydarzeń boiskowych, a o to przecież w tym wszystkim chodzi.

FUT
Ultimate Team – najważniejszy tryb FIFY

Komu te zmiany?


Bardziej doświadczeni gracze oczekują, że wprowadzane zmiany będą istotne głównie z ich punktu widzenia. Nie liczą się opcje fabularne czy dodatki graficzne, a bardziej elementy, z którymi przyjdzie użerać się w nadchodzących miesiącach. I można śmiało powiedzieć, że takich w tym roku mamy wystarczająco. Mamy przecież ciągłe poprawki dostępności, jak szybsze zdobywanie zawodników, czy znacznik staminy, którego nie trzeba już pilnować. Historia poziomu zmęczenia zawodników w ostatnich latach była dosyć zabawna – opcja zwyczajnie nie działała zaraz po wyjściu kolejnej FIFY, później była naprawiana, a w kolejnym roku problem powracał. Usunięcie wskaźnika i dodatkowych kart kończy jednak ten temat. Mamy też istotne zmiany rozgrywki i mecz wydaje się polegać w mniejszym stopniu na ciągłym bieganiu po skrzydłach.

O dziwo, po kilku latach słabszej formy, balans rozgrywki też wydaje się stać na ponadprzeciętnym poziomie. Wróciły ładne wrzutki, gra kombinacyjna, taktyczne rozpracowywanie przeciwnika, czy gole strzelone głową. Szczególnie te ostatnie jakoś zaniknęły w poprzednikach. Teraz pozostaje mieć nadzieję, że obecny stan zostanie utrzymany, bo od lat widywaliśmy już stopniowe psucie się gameplayu wraz z kolejnymi aktualizacjami.

Zobacz również: Gamedec – recenzja gry. Cyberpunk, na jaki czekałem

Można by powiedzieć, że to cholernie udana kontynuacja, ale to ciągle „tylko” kolejna FIFA, ze swoimi zaletami i wadami. Trzeba się liczyć z tym, że znane wszystkim „wylewy” obrony, „kick off glitche” i występujące w innych odmianach wybryki gry cały czas obowiązują. EA bardzo wyraźnie jest na misji – misji zachęcenia tych słabszych, jak i lepszych fanów e-piłki do przejścia na ich stronę.


To tylko FIFA


Zaczynając kolejny sezon, kolejne powtórki czynności sprzed roku, mam zawsze wielką nadzieję, że błędy poprzedniej edycji nie zostaną powtórzone. Przez mocno konserwatywny rozwój serii, tak się jednak tutaj nie dzieje. Marketingowe zagrywki, próba zatrzymania w grze, istnieje też i w FIFA 22. Interesującym przykładem są tutaj znane wielu „objectivy” i ich wpływ na poszczególne tryby rozgrywki. Wizja darmowej paczki z zawodnikami potrafi spowodować szaleństwo w trybie „friendly” – meczu towarzyskiego. Nagle zabawa się kończy, zaczyna się gra na czas, omijanie wymogów spotkania przez zmiany na boisku w pierwszej minucie, czy ludzie będący na całkiem innej misji, którzy celowo rozpoczynają mecz i z niego wychodzą. Realia nowej FIFY bardzo szybko przypomniały mi, skąd brała się ta cała frustracja w poprzednich latach.

Poszczególne funkcje i tryby są maksymalnie wykorzystane reklamowo, w pewnym sensie nam „sprzedawane”, a to wszystko i tak ostatecznie kieruje do ekranu płatności za wewnętrzną walutę. Mamy wszelkiego rodzaju „podwórkowe” tryby, wymagania co do strzelonych bramek, nabijanie punktów za stanie w konkretnej strefie, wymieniona już wcześniej VOLTA i naprawdę wiele, wiele więcej. Niestety, babranie się w tym wszystkim jest wymagane, jeśli chcemy utrzymać odpowiednio wysoki poziom drużyny. Wysokie zaangażowanie i duża ilość spędzonego czasu szybko, a powiedziałbym nawet, że zbyt szybko, odpłaca się. Oznacza to też, że bardzo łatwo wypaść z obiegu. Przez całą pogoń za kartami, brakuje przez to trochę czystej, boiskowej rywalizacji.

Zobacz również: Najlepsze gry na PlayStation 3

VOLTA
O cię uj, jak kolorowo

Kup Pan coinsy i całą resztę


EA wydaje się próbować sprzedać nam wszystko. Dostępną mamy całą masę wizualnych dodatków do stadionu, pokazy fajerwerków po strzelonej bramce, czy wybór odgrywanej muzyki. Mocno bawi animacja ze zbliżeniem na każdego rodzaju kartę stojąca na podium. Brawo, trafiłeś kolor magenta! Szampany naokoło już strzelają. Obowiązkowe jest pojawienie się dodatkowego contentu „LGBTQIA+„, stworzonego pewnie przez ich „LGBTQIA+ Employee Resource Group” (poważnie coś takiego istnieje).

Ekran startowy natomiast pokazuje w takim samym stopniu kobiety, jak i mężczyzn. Piłka nożna kobiet nie jest dyscypliną słynącą z wysokiego poziomu czy popularności. Jest to zupełnie inny sport, często dla innych odbiorców. Tego wszystkiego jest naprawdę bardzo dużo i nie dla każdego tego typu zawartość będzie w pełni trafiona. Nie byłoby to wielkim problemem, jednak całość jest wielkim miksem pomysłów, kolorów, trybów rozgrywki, abstrakcyjnych wyzwań. Wizualnie, jaskrawe elementy odbierają sporo powagi grze, co odbiega trochę od lat dążenia do fotorealizmu. W takim tempie za kilka lat będziemy mogli ubrać sędziego w strój pandy.

Lekko zawiodłem się na aspektach technicznych. Playstation 5 to dosyć mocna konsola, a widoczne są spadki animacji. Nie są może zbyt częste lub upierdliwe, ale gdzie te wszystkie teraflopy? Dodatkowo, ten mocno pompowany dysk SSD nie pomógł stworzyć szybszego menu trybu FUT, ani też jakiegokolwiek innego. O ile brak rewolucji w gameplayu można wybaczyć, to interfejs upierdliwy jak 10 lat wcześniej nie jest do końca tym, czego spodziewałbym się po wielu latach wzmacniania specyfikacji konsol. Zdarzyło mi się też zaobserwować płynącego po murawie bramkarza, bo zaczął kłaść się zbyt blisko słupka. Standardowe problemy z fizyką i skryptami ciągle więc istnieją.

fifa
To naprawdę się stało

Jest bardzo dobrze


Kto grał w FIFĘ, ten się w cyrku nie śmieje. Nie trudno zauważyć moich uprzedzeń i kumulacji negatywnych emocji z kilku ostatnich lat. Warto więc zaznaczyć, że tegoroczna FIFA jest cholernie udana. Wieloletni już model rozwoju serii mocno ogranicza możliwość odniesienia porażki. W obecnej sytuacji może to nie największe osiągniecie, ale lepszej piłki na rynku nie ma i w najbliższym czasie nie będzie. Chcesz pograć na weekend ze znajomym? Chcesz wziąć udział w FUTowym szaleństwie? Potrzebna będzie FIFA 22. Chociaż wybrany przez EA Sports kierunek rozwoju może nie każdemu pasować, alternatywy są żadne. Nie zamierzam w tej chwili wrócić do aktywnej rywalizacji – dopiero co udało mi się wyjść z tego „nałogu”. Wiem za to, że nowa piłka zapewni mi jeszcze wiele udanych (i nieudanych) wieczorów. Jeśli nie masz jeszcze złych doświadczeń z serią FIFA, można dodać punkt do oceny.

Plusy

  • Nowe animacje
  • Balans rozgrywki
  • Najlepsza piłka na rynku

Ocena

7.5 / 10

Minusy

  • Handicap
  • Nie wykorzystuje potencjału nowych konsol
  • Wszędzie coinsy
Grzegorz Gawrysiak

Kiedyś były czasy, teraz to nie ma czasów. Szur. Marzy o zostaniu redneckiem.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze