Jestem już po trzech seansach sopranowskiego prequela i wciąż nie do końca wiem, co mam myśleć o tym filmie.
Zacznijmy może od tego, że tak jak filmowy sequel Breaking Bad – El Camino – prequel Rodziny Soprano jest skierowany tylko i wyłącznie dla fanów serialu. Nie wyobrażam sobie sytuacji, by widz niezaznajomiony z oryginałem mógł w tej produkcji znaleźć coś dla siebie, o nie nie nie. Tym bardziej dziwi mnie decyzja, by film ten pokazywać na dużym ekranie. Spodziewam się raczej bardzo krótkiego żywota tej produkcji w kinach. Ale! Czy to znaczy, że Wszyscy święci New Jersey są kiepskim filmem?
Zobacz również: TOP10 – Ulubione Seriale Rednacza Wdowika
Otóż wszystko zależy tylko i wyłącznie od Twojego nastawienia, drogi czytelniku. Ogólnie, po zrobieniu małego riserczu, mogę wam śmiało powiedzieć – Wszyscy święci New Jersey podzielili społeczność fanów Rodziny Soprano. Jedni uważają, że film jest zdecydowanie za bardzo woke i zbytnio jedzie na popularności serialu. Inni zaś twierdzą, że jest to prequel idealnie oddający ducha Sopranos. Ja stoję chyba trochę po środku tych dwóch stron, może ze wskazaniem na tę drugą grupę. Choć Wszyscy święci mi – jako fanowi – podeszli jak mało który film, tak cierpią oni ewidentnie na kilka mankamentów, które mogą być jednak naprawione pośrednio lub bezpośrednio w potencjalnych kontynuacjach.
A, jak już wiemy, są one raczej kwestią czasu. 14 lat po zakończeniu Rodziny Soprano, dostajemy filmowy prequel, skupiający się właściwie na trójce bohaterów. Pierwszym, można powiedzieć najważniejszym z nich jest Dickie Moltisanti, ojciec Chrisa. Większość historii przedstawionej w filmie obejrzymy właśnie z perspektywy tej postaci. Dowiemy się, jaki wpływ miał na naszego drugiego głównego bohatera – nikogo innego, jak samego Tony’ego Soprano. Tony sportretowany jest w filmie przez dwóch aktorów – Williama Ludwiga (jako dzieciaka) oraz Michaela Gandolfiniego (jako nastolatka), syna zmarłego w 2013 roku Jamesa Gandolfiniego. Obie kreacje świetnie wpasowują się w portret Tony’ego, ale wrażenie robi przede wszystkim występ syna Gandolfiniego. Wykapany ojciec, można by rzec.
Zobacz również: The Office PL – recenzja serialu. Największe zaskoczenie tego roku! A może nawet i wszystkich innych!
Z dwójką wyżej wymienionych bohaterów, wiąże się też trzecia postać – Afroamerykanin Harold McBrayer, współpracownik Dickiego, również mający spory wpływ na historię Wszystkich Świętych. To właśnie między innymi wokół niego rozpętała się burza, że film jest woke, bo skupia się w jakimś stopniu na rasizmie i czarnoskórych. Pewnie, rzuciło mi się to w oczy, bo jestem wyczulony na poprawność polityczną i hipokryzję Hollywoodu oraz elit nim rządzących jak mało który recenzent. Ale nie mogę jeszcze powiedzieć, że Chase poszedł z modą i trendem dzisiejszych czasów. Bo – jak wspomniałem – czeka na nas prawdopodobnie serialowa kontynuacja, która może nieco zmienić odbiór filmu. Mam deja vu… Ale, hej, nie chcę zbytnio spoilować – przejdźmy dalej.
Co mi się niezwykle podoba, to fakt, że film rozwija świat serialu. Rozwija jego bohaterów – tych, których zdawało się nam znaliśmy na wylot. To naprawdę niesamowite, że Chase potrafił dać widzowi swego rodzaju nowe, świeże spojrzenie na te wszystkie, znane postacie, które oglądaliśmy na ekranach telewizorów ponad dekadę temu. Tak, serial, który zakończył się 14 lat temu (!), właśnie został rozwinięty w iście genialny sposób. Nabrał jeszcze większej głębi. Livia, Junior, sam Tony – poznając ich historię, zmienia się nasz sposób ich postrzegania w serialu. Chase jak mało który scenarzysta, opowiada historie nasycone pewnym fatum, nieuniknionym przeznaczeniem, ale i ukazujące, jak jedna, mała decyzja, wręcz drobnostka, może całkowicie zmienić bieg zdarzeń. Czuć to również podczas oglądania Wszystkich świętych New Jersey. Doskonale wiemy, jak potoczy się ta historia, a jednak łudzimy się, że może jednak zakończenie będzie inne.
Zobacz również: Wszyscy święci z New Jersey – Edie Falco miała wystąpić w filmie
Wszyscy święci New Jersey bez wątpienia znajdą w czołówce moich ulubionych filmów tego roku. Cholera, obejrzałem go już trzy razy, a czwarty seans jest tylko kwestią czasu. Chciałem historii w klimacie Rodziny Soprano i to właśnie dostałem. Ma swoje mankamenty, a najgorszym z nich jest bez wątpienia zbyt często odwoływanie się do serialu (scena z małym Chrisem…). Wydaje się też, że to materiał na dobry serial, a nie film – ale tak jak mówiłem, wszystko zależy od nastawienia. To produkcja skierowana tylko i wyłącznie do fanów. A ja, jako fan, bawiłem się na tym filmie wyśmienicie i czekam na ogłoszenie kolejnych odsłon mających miejsce w uniwersum Sopranos. Bo trzeba docenić jakościowe i przemyślane produkcje, a w świecie seriali, nie ma niczego lepszego obok Breaking Bad niż właśnie opus magnum Davida Chase’a – świat Rodziny Soprano.