Venom 2, czyli czemu filmy nie muszą być dobre, aby odnieść sukces?

Z premierą kolejnej części filmu o popularnym Anty-bohaterze Marvela  wiążą się kolejne spory pomiędzy widownią i recenzentami. Jest to jeden z wielu przypadków, gdzie film porywający widownię i wyrabiający całkiem niezły wynik w box office kompletnie nie przypada do gustu osobom trudniącym się w krytykowaniu i ocenianiu filmów.

Zdefiniujmy na początek pojęcie sukcesu w branży filmowej. Czy jest to film, którego budżet jest zaledwie niewielką częścią sumy, jaką dysponują  wielkie blockbustery pokroju Transformers który co prawda został doceniony przez widownię, ale finansowo nie poradził sobie najlepiej, jak chociażby Ostatni cesarz który zdobył w sumie 9 Oscarów, a mimo tego zarobił jedynie 44 miliony dolarów. Czy może jednak pojęcie sukcesu w tej branży jest dużo bardziej przyziemne i sprowadza się jedynie do liczb, które w przypadku mniej ambitnych produkcji, które często można nazwać nawet i przykładem jak filmów nie robić, są naprawdę wysokie i mimo nie najlepszych opinii studio decyduje się na produkcję kolejnych części? Myślę, że sukces można śmiało określić jako relatywny. Bo przecież dla producentów będą liczyć się słupki, a dla nieco ambitniejszych reżyserów ważniejsze będzie uznanie ich tworu w środowisku filmowym. Venom

Zobacz również: Alice in the Borderland – recenzja. Coś dla fanów Squid Game!

Bardzo ciekawym przykładem tego relatywizmu mogą być produkcje z kategorii superbohaterów, które zdają się dość często skłócać ze sobą krytyków i widownię… A nawet w niektórych przypadkach potrafi poróżnić widownię z widownią, jak chociażby w przypadku pierwszej części filmu o Venomie. Nasuwa się zatem pytanie, co wpływa na taką rozbieżność ocen? Aby odpowiedzieć na to pytanie najpierw postarajmy się ustalić, co podoba się przeciętnemu widzowi? Nie od dziś wiadomo, że rozbieżność między ocenami krytyków i ocenami widowni potrafi przyprawić o zawrót głowy. Dobrym przykładem może być film Blade oparty na przygodach komiksowego pogromcy wampirów, który obecnie na portalu Rotten Tomatoes posiada ledwo 57% wyniku zdobytego wśród krytyków, co w realiach tego portalu oznacza mniej więcej klapę. Wynik natomiast jest dużo wyższy w przypadku ocen widowni, która oceniła film na 78% co pozwala nam ostatecznie ten film nazwać sukcesem.

venom
Fot. Kadr z filmu Blade.

Nasuwa się kolejne pytanie, dlaczego? O samej trylogii pogromcy wampirów można powiedzieć wiele, np. Scenariusz niespecjalnie ambitny, postacie niezbyt dobrze przedstawione (Patrzę na Ciebie Mroczna Trójco ale nie można zaprzeczyć, że sam film był naszpikowany scenami akcji, które nawet dziś prezentują się przyzwoicie, co w połączeniu z niezbyt skomplikowaną fabułą dało nam przyzwoity odmóżdżacz będący definicją kina rozrywkowego. venom 

Zobacz również: Furioza – recenzja filmu. Rządzą nami żądze

Czy zatem dla przeciętnego „Kowalskiego” o tym czy film jest dobrą rozrywką decydują widowiskowe sceny akcji? To dość kontrowersyjne zagadnienie, bo z jednej strony część osób mogłaby się za takie stwierdzenie lekko urazić, ale z drugiej strony kariery takich reżyserów jakie Zack Snyder czy Michael Bay powinny mówić same za siebie. Potwierdzeniem tej tezy zdaje się być film Ghost Rider z 2007 roku, który nawet wśród widowni ma dość niską ocenę, ale z jakiegoś powodu okazał się być na tyle dużym sukcesem, aby twórcy zdecydowali się na nakręcenie kontynuacji, który mimo równie złych recenzji też zarobił całkiem sporów.

No dobrze, ale dlaczego mimo finansowego sukcesu filmy o tej postaci do dziś stawiane są za przykłady tego jak nie należy robić filmów z pelerynami zaraz obok nie sławnego Daredevila z Benem Affleckiem? Powodów jest kilka, a jednym z nich może być fakt, że poza efektami specjalnymi sam film nie oferował niczego, co mogłoby zaciekawić sobą przeciętnego widza. Ot, pusta filmowa wydmuszka z motorami, diabłem i pseudo Teen Dramą.

Zobacz również: Najlepsze horrory w historii

Ale czy słynne Snyder Cut nie cierpi na podobne problemy a mimo tego jest oceniane dużo lepiej? Tak. Dlaczego? Kiedy mowa o produkcjach z superbohaterami jako motywem przewodnim bardzo dużo filmów pokazało nam, że lwia część sukcesu leży w marketingu. Bardzo dobrym przykładem jest chociażby Black Panther którego sukces według wielu kontrowersyjnych opinii (w tym mojej) jest wynikiem PR-u jaki sam film otrzymał na długo przed premierą. Tak samo było z ligą Snydera, która podobnie jak wiele innych jego komiksowych adaptacji zdawała się być pastiszem i pokazywać jak sam twórca nie rozumie materiału źródłowego, a we mnie wzbudziła chęć napisania listu do Warner Bros z reklamacją i prośbą o zwrot zmarnowanego na ten film czasu. Jednak sam podsycany przez reżysera „hype” na film przełożył się na to, że sam film okazał się sukcesem dla studia dającego mu zielone światło. venom

Wiemy już, że o sukcesie filmu decyduje przystępność dla przeciętnego widza oraz marketing, ale czy na pewno tyle wystarczy, aby filmowy superbohater odniósł sukces? Moim zdaniem nie.

Fot. Rotten Tomatoes.

Aby mówić o sukcesie komiksowej adaptacji należy pamiętać o w miarę dobrym przeniesieniu postaci z kart komiksów na srebrny ekran. W przeciwnym wypadku musimy polegać na scenariuszy i wierzyć, że będzie na tyle dobry, aby odwrócić uwagę od innych niedociągnięć… Jak w przypadku trylogii Mrocznego Rycerza, którego próba urealnienia przez reżysera skończyła się tym, że otrzymaliśmy ciekawą parodię postaci Batmana pokazująca, że nawet z rakiem w krtani i kijem w tyłku można ratować świat.

Zobacz również: Wszyscy święci New Jersey – recenzja filmu. Members only.

W przypadku, kiedy nie mamy ambitnego scenariusza należy zdecydowanie większy nacisk położyć na jak najlepszym przeniesieniu i budowaniu postaci, jak w przypadku filmu Venom. Mimo nie bycia najlepszym filmem tego roku, wciąż zdołał odnieść jak na standardy pandemiczne dość spory sukces. Tak, wiem. Dużo osób mówi, że Venom to zło i ugrzeczniona adaptacja dla dzieci. Problem jest taki, że, osoby narzekające na brak brutalności w tym filmie prawdopodobnie nie miały w rękach nawet komiksu, na który w swoich opiniach się powołują. Te dość kontrowersyjną i odważną tezę pozwalają mi wysunąć komentarze i recenzje dotyczące ostatniej części przygód przyjaznego pożeracza mózgów z sąsiedztwa, których wspólnym mianownikiem zdaje się być narzekanie na to jak bardzo postać Venoma została ugrzeczniona i jaką zrobili z niej ciapę. Czy narzekanie na to, że Carnage brutalnie nie morduje kogo popadnie.

Aby obronić tę adaptację powiem tylko tyle, że Venom od zawsze był uroczą ciapą pożerającą mózgi jedynie w formie umownej… A sam Carnage nawet w niesławnym Maximum Carnage będącym jedynym argumentem czemu adaptacja postaci jest zła praktycznie w ogóle nie zabijał, zaś kiedy przyszło mu się mierzyć z Avengers stał się pacyfistą. Ale wracając do tematu, wiemy już, że na sukces filmu o superbohaterze najbardziej zdają się wpływać takie rzeczy jak: marketing, akcja i efekty specjalne czy  przede wszystkim prostota i przystępność dla zwykłego widza, który bardzo często w tego typu produkcjach szuka jedynie zwykłej rozrywki, a wszystkie inne aspekty filmu schodzą na dalszy plan. Ile ludzi tyle opinii, a sam temat można tak naprawdę sprowadzić do relatywności sukcesu. Dajcie znać co sądzicie o samym zagadnieniu i w jakim stopniu się z nim zgadzacie… Lub też i nie.

 

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze