No proszę! Sam cisnąłem bekę ze zwiastunów Kevina ulańca-podrabiańca, a tu niespodzianka – Home Sweet Home Alone to całkiem udana, świąteczna komedyjka.
Odświeżanie, wskrzeszanie lub kontynuowanie klasyków zazwyczaj kończy się na dwa sposoby. Źle albo bardzo źle. Mieliśmy już mnóstwo takich przykładów, że wspomnę tu o Gwiezdnych Wojnach, Ghostbusters, Terminatorze, Obcym, Indianie Jonesie, Halloween, Matrixie… Och, to dopiero w grudniu… Kosmicznym Meczu, klasycznych animacjach Disneya w postaci filmów live-action, Krzyku, Jurassic Park, Ocean’s Eleven czy nawet naszych rodzimych Psach. Skoro o czworonogach mowa – cholera, oberwało się nawet Scoobiemu Doo. Z drugiej strony, psi detektyw dostał też całkiem udany powrót do kin (a w sumie bardziej VOD, dzięki kokowirusie) w postaci Scoob. Bo, jak się okazuje, dobre odświeżenia od czasu do czasu też się przytrafią – Mad Max: Fury Road jest tego najlepszym przykładem. Jako jeden z 7 osób na świecie, uważam również że Predators to świetny film. Home Sweet Home Alone może świetny nie jest, ale nie jest to też rak jak w przypadku poprzednich sequeli Kevina – patrz Alex sam w domu.
Zobacz również: Arcane. Akt 1 – recenzja serialu. Mogło być lepiej
Wiadomość o remake’u klasyka, jakim jest Kevin sam w domu pewnie nikogo nie zaskoczyła, bo dziś remakuje się wszystko. Natomiast sam zwiastun nie zapowiadał niczego dobrego, a fala oddanych zwolenników oryginału sprezentowała całą rzeszę (hehe, Jojo Rabbit reference) dislajków pod powyższym trailerem. Cholera, nie wiem nawet czemu wziąłem się za seans Home Sweet Home Alone. Krytykowanie Disneya prawdopodobnie tak bardzo weszło mi w nawyk, że stałem się jednocześnie ich najbardziej zagorzałym fanem, czekającym z wypiekami na twarzy na ich kolejną produkcję, by móc napisać wysryw-recenzję. Ale powracając do samego filmu.
Zobacz również: Eternals – recenzja filmu. It’s a Woke World After All
Okazuje się, że nie jest to remake jeden do jednego. Trochę się tego obawiałem, że dostaniemy uwspółcześnionego Kevina z identyczną fabułą, ale twórcy postawili na własną historię… Skupiającą się przede wszystkim na włamywaczach, a nie Kevinie – a właściwie Maxie – jako takim. Na szczęście nowi Harry i Marv nie są pokazani jako niezrozumiani przez społeczeństwo kryminaliści, którzy nigdy nie mieli niczego swojego i dlatego postanawiają okraść dom Maxa. Nowi Harry i Marv to Pam i Jeff, małżeństwo z dwójką dzieci, borykające się z problemami finansowymi. Całkiem udana decyzja!
Cała główna obsada, na czele z sobowtórem Phila Dunphy’ego (Rob Delaney), Erin z The Office (Ellie Kemper) oraz małym, drugoplanowym nazistą z Jojo (Archie Yates) daje rade. Nie tworzą niezapomnianych kreacji i na pewno nie mają charyzmy ani chemii tercetu Culkin-Stern-Pesci, ale robią swoją robotę.
Zobacz również: Silent Night – świąteczny filmy o zagładzie świata na zwiastunie
Home Sweet Home Alone to bardzo zwyczajna, przyjemna komedyjka familijna, pasująca do nurtu innych familijniaków, jak chociażby tegoroczna Wojna z dziadkiem. Ma kilka zabawnych motywów i celnych żartów, na których uśmiechnie się niejeden dorosły, ale niestety jest to w większości bardzo rodzinna produkcja, obfitująca w sporą ilość slapsticku najniższych lotów i powodujących mdłości motywów family-friendly. Co ciekawe, brytyjskiego Kevina-ulańca reżyseruje Dan Mazer, koleś maczający palce w takich filmach jak Borat, Co Ty wiesz o swoim dziadku czy Bruno. I patrząc na jego dorobek, mam nieodparte wrażenie, że gdzieś w alternatywnym uniwersum dostaliśmy wersję Home Sweet Home Alone z ratingiem R.
Film może nie zostanie świątecznym klasykiem, ale stanowi całkiem sympatyczną, familijną produkcję odnoszącą się z szacunkiem do swego pierwowzoru. Nie zmienia to faktu, iż dalej uważam, że reboot/remake Home Alone powinien skupić się na Joe Pescim uciekającym z zakładu dla emerytów i mszczącym się na swoim nemesis. W sumie, moglibyśmy to podciągnąć pod dramat nawet – Joe Pesci sam w domu? Wiecie, Ojciec spotyka Kevina. Dalej, Disney, daję wam pomysły na srebrnej tacy!