Dlaczego schematy narracyjne w Arcane działają?

Znacie tezę o tzw. siedmiu historiach? Nie wdając się w szczegóły, chodzi o to, że zdecydowana większość opowiadanych przez ludzkość historii (i mówimy tutaj zarówno o Iliadzie Homera, jak i o netflixowskich produkcjach) zasadza się na wspólnych fundamentach.

Zdaniem angielskiego dziennikarza, Christophera Bookera, takich schematów można wyróżnić siedem: walka z bestią, od zera do bohatera, zadanie do wykonania, podróż i powrót, komedia, tragedia, odkupienie (wybaczcie mi to luźne tłumaczenie angielskojęzycznych terminów). Arcane, niedawny hit Netflixa, nie odstaje od tej zasady. Po szczegółowe informacje odsyłam oczywiście do książki Bookera (The Seven Basic Plots: Why We Tell Stories) lub chociażby do artykułu na Wikipedii.

Zobacz również: 2. sezon Arcane oficjalnie potwierdzony!

Ale po co ja w ogóle o tym mówię? Wśród zwłaszcza młodych i niedoświadczonych twórców, storytellerów, zauważalne jest przekonanie o konieczności stworzenia nowego szkieletu opowieści, całkowicie wykraczającego poza dotychczasowe ramy narracyjne. Arcane, niedawny mariaż Riot Games oraz Netflixa, udowadnia, że jest to całkowita nieprawda.

Nie jestem fanem League of Legends, w życiu nie zagrałem nawet jednego meczu. W ogóle koncepcja gier MOBA jest mi całkowicie obca. Dlatego do Arcane podchodziłem z dużą dawką sceptycyzmu. Zwłaszcza że serial oglądałem z przyjacielem znającym arkana (he, he) LOL-a niemalże od podszewki. Dość szybko jednak okazało się, że zarówno całkowity laik, jak i zapalony entuzjasta lore świata mogą bawić się równie świetnie podczas seansu.

Arcane w zasadzie nie robi wiele, aby wprowadzić widza w swój świat. Ot, pierwsza scena serialu rozpoczyna się od sugestywnych scen przedstawiających powojenne pogorzelisko oraz dwie dziewczynki wyprowadzane z bitewnej zawieruchy przez tajemniczą postać. A potem już leci. Dalsze sceny nie silą się na sztuczne ekspozycje mające wytłumaczyć odbiorcom co, jak, komu i dlaczego. Chociaż kilkukrotnie zdarza się, że postaci opowiadają sobie wydarzenia ze świata przedstawionego, zwykle ma to charakter organiczny i nie wywołuje u widza przewracania oczami.

Zobacz również: Arcane. Akt 3 – recenzja serialu. Końcówka z przytupem

Skoro serial nie próbuje wprowadzić nas w świat poprzez nachalne ekspozycje i sceny prowadzące donikąd, to jakim cudem widz tak łatwo odnajduje się w strukturach – bądź co bądź – fantastycznego uniwersum? Moim zdaniem wynika to z tego, że scenarzyści umiejętnie korzystają ze znanych kulturowo schematów narracyjnych i obrabiają je w świadomy, inteligentny sposób.

arcane photo 1
Fot. notagamer.net

Podam przykład. Cały pierwszy akt (trzy pierwsze odcinki) dzieje się kilka lat przed wydarzeniami kolejnych sześciu epizodów. Konsekwencje perypetii głównych bohaterów szybko ustawiają pionki na szachownicy. Mamy tutaj więc klasyczną opowieść o społeczności podzielonej na dwie kasty, z czego jedna została zepchnięta na metaforyczne (chociaż nie tylko) dno, a druga – piętrzy się ku górze.

Oczywiście we wszystkim pomaga kolorystyka. „Dół” zalany jest ciemnymi barwami, aby widz nie miał wątpliwości, że rządzi tam bezprawie, kult siły, lojalność wobec właściwych osób, a przetrwać można wyłącznie dzięki własnym umiejętnościom i sprytowi. W górnym mieście natomiast – ciepłe kolory i sterylne wnętrza przypominają, że oto wkraczamy w świat luminarzy, porządku, prawa i postępu.

arcane photo 3
Fot. IGN

Mieszkańcy góry nie dogadują się z mieszkańcami dołu, wewnętrzna polityka oraz korupcja powoduje, że początkowo zarysowywane granice z czasem stają się mniej wyraźne. Konflikt powoli narasta. Wszyscy znamy ten rodzaj historii. Dwie mieszkające obok siebie kasty, jedna rządzona symbolem pięści, druga – atomu. Jedni starają się przetrwać, drudzy – oddają się arystokratycznym rozrywkom i poświęcają czas nauce.

To tropy znane chociażby z Nowego wspaniałego świata Huxley’a, Wehikułu czasu Wellsa, czy, z nowszych rzeczy, Igrzysk Śmierci. Schemat narracyjny o dwóch społecznościach wykorzystywany jest głównie do opowiadania antyutopijnych historii, gdzie polityka miesza się z wyobrażeniami na temat niebezpieczeństw przyszłych technologii.

Zobacz również: Arcane. Akt 1 – recenzja serialu. Mogło być lepiej

Arcane jako spadkobierca steampunku wcale nie ukrywa swoich inspiracji (nie tylko tych z LOL-a) i całkowicie świadomie z nich korzysta. Pozornie znane równanie przestaje być tak oczywiste dzięki wyrazistym, dobrze napisanym postaciom. Nie ma tu bohaterów jednoznacznie złych i jednoznacznie dobrych. Po jednej, jak i po drugiej stronie mamy osobistości o zachwianym kompasie moralnym – i tak „wielki zły” serialu, Silco, okazuje się dysfunkcyjnym ojcem próbującym dać swojej przybranej córce wszystko to, czego sam nie miał.

arcane photo 2
Fot. Materiały prasowe

Nieco zagubiony w relacjach społecznych Victor, zmagający się z chorobą i kalectwem, ulega pokusie nieokiełznanej magii, w efekcie czego pozbawia życia kogoś, kto był realnie zainteresowany bliskością z nim. W Arcane każda postać ma swój tragiczny arc i to bez dwóch zdań odświeża znany, skostniały szkielet narracyjny. Ba! Dzięki niemu nie musimy się zastanawiać nad zawiłością fabuły, bo ta przebiega w oczekiwany sposób (wiemy co i kiedy nie pójdzie po myśli bohaterów, mniej więcej spodziewamy się, kto zginie – tym bardziej jeśli znamy grę), pozostaje więc skupić się na postaciach i ich dylematach.

Arcane wie także, że bohater interesujący, to bohater zagubiony, miotający się jak ryba w sieci we własnych dążeniach i celach. Arcane wie, że jeśli bohater ma być ciekawy, to powinna stać za nim prywatna tragedia i – wzorem wielu współczesnych bohaterów popkultury – poczucie porażki. Postać musi z czegoś zrezygnować, aby była wiarygodna, aby można się z nią utożsamić. I to działa. Oczywiście niedługo już się przesycimy tymi wszystkimi Hamletami współczesnej popkultury, ale póki co, to działa – Arcane to wszystko wie.

Zobacz również: Koło Czasu – recenzja epizodów 1-3. Amazon znalazł swoją Grę o Tron?

Arcane nie chce wymyślać koła na nowo. Nie musi, wystarczy, że wie, po jakie składniki sięgnąć, aby zaserwować widzom wyborne danie. Jasne, danie, które swoim smakiem przypomina wiele innych potraw, ale my to przecież lubimy, prawda? Lubimy nową treść w ugruntowanych formach. I to nawet nie jest kwestia mózgu, który dąży do przetwarzania znanych bodźców. Tak są po prostu skonstruowane historie. I, ponownie, Arcane o tym wie, nie oszukuje więc, nie sili się na nowatorskość i rewolucyjność. To po prostu dobra opowieść, wizualny majstersztyk (styl animacji jest *italian chef kiss*), który mądrze korzysta ze znanych wszystkim składników. I nic w tym złego, oby więcej takich przemyślanych dań na naszym stole.

Błażej Tomaszewski

Lubi rzeczy oraz pisanie. Dlatego pisze o rzeczach.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze