Jaskółki z Czarnobyla – recenzja książki. Chyba zostanę ornitologiem

Wybuch reaktora numer cztery w czarnobylskiej elektrowni atomowej to bardzo płodny temat w popkulturze. Pojawiło się już wiele produkcji na ten temat – zarówno dobrych, takich jak niedawny serial Czarnobyl, jak i średnich czy słabych. Jedną z takich właśnie produkcji są też omawiane w tej recenzji Jaskółki z Czarnobyla. I, całe szczęście, zaliczają się zdecydowanie do tych pierwszych.

Jaskółki z Czarnobyla to napisana przez Morgana Audica powieść kryminalna, której akcja dzieje się w w dużej mierze w ukraińskiej zonie. W dniu wybuchu czarnobylskiego reaktora atomowego w Prypeci dokonano podwójnego morderstwa, którego sprawca nigdy nie został schwytany. Przez długi czas sprawa ta pozostawała całkowicie skryta w cieniu katastrofy w elektrowni. Niespodziewanie jednak, trzydzieści lat od całego zajścia, w Prypeci dochodzi do kolejnej makabrycznej zbrodni. Tym razem ofiarą pada syn jednej z zamordowanych w 1986 roku kobiet – wycieczka turystyczna znajduje jego zwłoki wywieszone na prypeckim bloku. Policja oraz agent wynajęty przez ojca nieboszczyka natychmiast wszczynają równoległe śledztwa, które prędko dowodzą, iż śmierć młodego Sokołowa ma duży związek z zabójstwem jego matki. Co gorsza, już niedługo później okazuje się, że to był dopiero początek. Na terenie zony giną kolejni ludzie, a sprawca, choć zidentyfikowany, wciąż pozostaje o krok przed śledczymi.

Fabuła książki, przynajmniej moim skromnym zdaniem, jest naprawdę intrygująca. Autor ukazał czytelnikowi śledztwo z dwóch perspektyw – policyjnej (w głównych rolach kapitan Josif Melnyk oraz oficer Galina Nowak) oraz najemniczej (poświęconej głównie Aleksandrowi Rybałce). Każda z nich ma własny sposób na dotarcie do prawdy i korzysta z innych tropów. Czarnobylscy policjanci polegają na bardziej „klasycznych” metodach: badają stare dokumenty, przeprowadzają przesłuchania, odkopują nagrania. Rybałko natomiast idzie na całość – nielegalnie wchodzi do zony, prowadzi oględziny zwłok na własną rękę, rozdaje łapówki za informacje. Nie da się ukryć, iż to w drugim z wymienionych wątków dzieje się więcej akcji, aczkolwiek nie uważam, aby przez to „legalne” śledztwo było mniej ciekawe. O obu czytało się naprawdę przyjemnie.

Zobacz również: Hellblazer. Wzlot i upadek – recenzja komiksu. Nie taki diabeł straszny…

Relatywnie spokojny, powolny wręcz sposób prowadzenia akcji przez sporą część książki pewnie jednak nie zadziałałby tak dobrze, gdyby nie bohaterowie. Wszyscy, którzy wysuwają się na pierwszy plan, są naprawdę nieźle napisani oraz wiarygodni. Nie ma wśród nich kategorycznego podziału na krystalicznie czystych i złych do szpiku kości. Praktycznie każdy ma swoje wzloty i upadki. Dobre i złe uczynki. Nikt nie jest idealny, co niestety wcale nie jest aż tak częste w literaturze, jak być powinno. Oraz, co jest moim zdaniem równie ważne, nikogo nie chroni tzw. „plot armor” – zginąć może każdy.

Nie będę oczywiście opisywać każdej postaci po kolei, jednak przynajmniej dwóch wiodących śledczych – Melnyka i Rybałkę – wypadałoby tu przybliżyć, chociaż tak pobieżnie.

Zacznijmy więc może od Josifa Melnyka. Mężczyzna jest policjantem „zesłanym na wygnanie” do pracy w Czarnobylu przez to, iż nie chciał kryć korupcji swojego poprzedniego szefa. Jego przeniesienie z kolei pociągnęło za sobą kolejne problemy, tym razem natury rodzinnej. Żona Josifa, panicznie obawiająca się promieniowania, traktuje go jak zagrożenie – zmusza go do rozbierania się na wycieraczce, dekontaminacji ubrań i brania półgodzinnego prysznica, zanim w ogóle wejdzie do reszty domu. Na domiar złego przez gorszą posadę mężczyzna ma też niższą pensję, która nie pozwala mu na zakupienie niezbędnego sprzętu dla syna walczącego na wojnie w Donbasie – młodzieniec, kolokwialnie mówiąc, biega po polu bitwy w krótkim rękawku.

Zobacz również: Blade Runner 2019, tom 1 – recenzja komiksu. Android też człowiek

Jedynym sposobem na poprawienie sytuacji oraz pomoc swojemu dziecku jest dla Melnyka przeniesienie z powrotem na „normalny” komisariat z dala od zony. Znacznie łatwiej jednak powiedzieć niż zrobić – żeby odkupić się w oczach przełożonych, mężczyzna musiałby wykazać się czymś naprawdę wybitnym. I, szczęście w nieszczęściu, sprawa zabójstwa w Prypeci daje mu na to szansę. Schwytanie brutalnego mordercy byłoby z pewnością potężnym argumentem w walce o awans, dlatego Josif robi wszystko, co w jego mocy, aby tego dokonać. Aczkolwiek nie on jedyny.

W tym samym celu bowiem na Ukrainę przybywa Rybałko. Były rosyjski glina również jest łasy na rozwiązanie sprawy, jednak z nieco innych przyczyn. Został on wynajęty przez ojca zamordowanego mężczyzny, Wiktora Sokołowa. Polityk zaoferował Aleksandrowi gigantyczne pieniądze w zamian za znalezienie i sprzątnięcie tego, kto odebrał mu syna. A tak się składa, iż Rybałce taka kwota bardzo by się przydała – jego kilkuletnia córka potrzebuje operacji, aby móc normalnie słyszeć bez protez, a takie zabiegi są piekielnie kosztowne. Aleksander nigdy nie był ani dobrym ojcem, ani mężem. Zaniedbywał rodzinę na rzecz pracy, przez co żona zostawiła go, zabierając ze sobą ich dziecko. Ale teraz, dzięki nagrodzie za sprzątnięcie mordercy, może choć częściowo za to odpokutować. Musi się jednak spieszyć – prócz miejscowej policji po piętach depcze mu również śmierć, a jeśli rak dopadnie go zanim zdoła dokończyć zadanie, to Sokołow przekaże jego rodzinie tylko jedną czwartą obiecanej kwoty.

Zobacz również: X-Men. Punkty Zwrotne. Kompleks Mesjasza – recenzja komiksu. Źle się dzieje w świecie X-Menów

Obaj panowie mają więc dość istotne powody, dla których chcą dostać zabójcę w swoje ręce. Aczkolwiek jako iż jeden potrzebuje sprawcy zbrodni żywego, a drugi martwego, to nie da się pogodzić ich interesów. Wygrać może zatem tylko jeden.

Postawienie naprzeciw siebie dwóch rywali, z których każdemu chce się kibicować, skutecznie buduje napięcie i sprawia, że niejeden sceptyk doczyta do końca choćby i tylko po to, żeby dowiedzieć się, który z nich ostatecznie otrzymuje happy end. Całkiem sprytne zagranie – i nie jedyne takie. Jaskółki z Czarnobyla przerysowują też pewne rzeczy, żeby ciekawiej oddać realia okolic zony. Robią to wprawdzie dość subtelnie, aczkolwiek ten i ów raczej i tak to zauważy. Ja jednak nie mam z tym problemu – rzeczywistość nie zawsze jest na tyle interesująca, aby przykuć uwagę na dłużej, dlatego czasem się ją podkolorowuje. Ważne, że nie zrobiono tego w przesadny sposób, tylko delikatnie, ze smakiem. W takiej formie jest to moim zdaniem raczej zaleta niż wada. Osobiście bardzo podobał mi się sposób kreowania świata przedstawionego – na tyle bardzo, że zapomniane od dobrych pięciu czy sześciu lat plany wycieczki na Ukrainę znów dały o sobie znać, zmotywowane dobrą książką.

Zobacz również: Horrified – recenzja gry planszowej

W kwestii samego wykonania książki nie mam tym razem dużo do powiedzenia – ze dwa razy natknęłam się na spacje w złych miejscach, ale generalnie tłumaczenie i korekta są wykonane dobrze. Wizualnie Jaskółki z Czarnobyla też trzymają się świetnie. Okładka jest estetyczna i czytelna, grzbiet ładnie wygląda na półce. Ciemniejsze strony dzielące książkę na kilka różnie zatytułowanych części także nieźle się prezentują. Szczególnie przypadły mi one do gustu, jako że lubię widzieć wyraźne granice między segmentami czy rozdziałami – dają mi one dość satysfakcjonujące poczucie progresowania w czytaniu. Niektórym pewnie wyda się to głupie, ale cóż. Każdy ma swoje dziwactwa.

Słowem zakończenia – serdecznie polecam Jaskółki z Czarnobyla każdemu miłośnikowi kryminałów. Książka bardzo mi się podobała i wciągnęła jak diabli. Czy miała jakieś minusy? Pewnie tak, ale w moim odczuciu kompletnie utonęły one w pozytywach, więc nie ma co szukać na siłę. Ciekawe śledztwo prowadzone przez sympatycznych, ale nie doskonałych bohaterów w otoczeniu tajemniczych, radioaktywnych ostępów zony. Czego chcieć więcej?

Dotychczas byłam raczej fanką książkowych horrorów oraz thrillerów i to właśnie po nie sięgałam najchętniej. Jednak po przeczytaniu Jaskółek zaprzyjaźnię się chyba trochę bardziej z kryminałami. Jeszcze raz polecam, raczej się nie zawiedziecie.


Jaskółki z Czarnobyla okładka

Autor: Morgan Audic
Tłumaczenie: Paweł Łapiński
Wydawca: Mova
Premiera: 12 sierpnia 2020 r.
Oprawa: miękka
Stron: 560
Cena: 42,90 zł

Plusy

  • Genialnie oddana atmosfera
  • Ciekawie prowadzone śledztwo (z dwóch perspektyw)
  • Interesujący bohaterowie

Ocena

9 / 10

Minusy

  • Na upartego dałoby się tu coś wpisać. Tylko po co, skoro plusy i tak kompletnie je przyćmiewają?
Patrycja Grylicka

Fanka Far Cry 5 oraz książek Stephena Kinga. Zna się na wszystkim po trochu i na niczym konkretnie, ale robi, co może, żeby w końcu to zmienić i się trochę ustatkować.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze