Reacher – recenzja serialu. Amazon ma nowego asa

Opowieść o wędrownym ex-majorze doczekała się kolejnej ekranizacji. Tym razem w formie serialu od Amazon Prime — Reacher.

Ostatnio przeczytałem trafną opinię: To już wręcz pewne – Jack Reacher wysiada z autobusu, a Child ląduje na półkach topowych powieści danego miesiąca. Dodałbym raczej coś innego. Jack Reacher wysiada z autobusu, a czytelnik może się już szykować na ciekawą fabułę z pokręconą intrygą i odrobiną wartkiej akcji tu i ówdzie. Nic więc dziwnego, że opowieści o byłym gliniarzu wojskowym są genialnym materiałem na ekranizację.

Zobacz również: Tom Clancy’s Jack Ryan – recenzja 1. sezonu superprodukcji od Amazona

Reacher, który bez żadnego bagażu podróżuje autostopem przez Amerykę, po prostu musi wpakować się w niezłą kabałę, ilekroć wysiądzie z autobusu. Rozwiązywanie napotkanych problemów wychodzi mu jednak sprawnie i mało komu wyszłoby tak dobrze. Bo jak często mawia sam bohater: „Ja mam mnóstwo czasu”. Sporo tegoż ekranowego miał również Prime, który tym razem zdecydował się na serialową adaptację pierwszej wydanej powieści o tym bohaterze.

Major Reacher, czy Reacher futbolista?

Szczerze napisawszy, największe obawy pokładałem w głównym bohaterze, a raczej w aktorze, wcielającym się w pierwszoplanową postać. Alana Ritchsona kojarzę wyłącznie z serialu Titans, a na podstawie tamtej kreacji nie nastawiałem się na zbyt wiele. Grał tam napakowanego gogusia, który rozumem nie grzeszył i aktorsko wypadało to bardzo przekonująco. I choć to dla samego odtwórcy dość krzywdzące stwierdzenie, po zobaczeniu go w takiej roli kompletnie nie pasował mi do tytułowej postaci wojskowego inteligenta. Fakt, Reacher to kawał chłopa, wyglądający na tyle groźnie, że ludzie spuszczają wzrok, gdy tylko spojrzy na nich ‘spode łba’. Jednak nigdy nie wyobrażałem sobie Jacka jako świecącego muskułami stereotypowego futbolisty.

A jednak zaliczyłem niemałe zaskoczenie. Coś, co było dla mnie największą obawą, stało się jednym z największych atutów. Po pierwszej scenie z udziałem Reachera wiedziałem, że obsadzenie Ritchsona to strzał w dziesiątkę. Byłem pewien mimo tego, że przez pierwszy kwadrans bohater nie wypowiedział ani jednego słowa.

Zobacz również: Król internetu – recenzja filmu. Czym jest sława?

reacher

„Spokojnie — ja mam mnóstwo czasu”

Forma serialowa spełniła swoją rolę jako adaptacja. Nie znaczy to jednak, że nie jest pozbawiona minusów. Opowieści o Jacku Reacherze nie charakteryzują się tym, że są napakowane akcją i mordobiciem. Tego typu atrakcje są tam co prawda obecne, ale ich ilość jest raczej rozsądna jak na ten gatunek. Historię z Poziomu śmierci twórcy rozciągnęli tutaj na 8 odcinków. To bardzo dobry ruch, ponieważ w spokoju mogli nam przedstawiać bohaterów i całą fabułę. W miarę wolno odkrywali karty i nie musieli wycinać materiału, który uznali za niepotrzebny. Ani razu nie czułem, że scenariusz musi trochę się pospieszyć, podgonić, bo ‘kończy się ekranowy czas’. Wręcz przeciwnie – Wszystko było elegancko rozpisane na 8 rozdziałów, a fabuła poprowadzona bardzo dobrze.

Zobacz również: Moonfall – recenzja filmu. U Emmericha bez zmian

W każdej części serii Lee Childa opowieść zaczyna się od tego, że główny bohater miesza się w coś pozornie prostego, a po parędziesięciu stronach dopiero okazuje się, w jak wielkie gówno wdepnął. Tak jest i tutaj, chociaż stawka zagęszcza się dużo szybciej. Co prawda akurat tej części nie czytałem, więc nie odniosę się do tego jak bardzo historia została zmieniona. Nie jest to jednak aż tak ważne. Ogląda się to po prostu dobrze. Nie pamiętam kiedy ostatnio machnąłem kosztem snu cały sezon w 2 dni, a przy tym nie czułem zbytniego zmęczenia. O 3 w nocy zorientowałem się, że zostały mi 2 odcinki do finału, co najlepiej świadczy o tym, jak skutecznie ta produkcja wciąga widza.

Alan Ritchson jako Reacher
Fot. Amazon/Reacher — Jack Reacher w akcji

„Perfectly balanced”? Not this time…

Cieniem serialowej formy tej ekranizacji jest fakt, że serię Jack Reacher można tylko podciągnąć pod powieść akcji, nie zaś luźno wrzucić ją do tego worka. Walki, strzelaniny czy pościgi są tu zazwyczaj obecne, lecz nie w hurtowej ilości. Oglądając tę adaptację miałem czasami wrażenie, że twórcy trochę o tym zapomnieli. Kierowali się raczej zasadą, że w każdym odcinku pasek adrenaliny musi być podładowany. Nie było bowiem odcinka, w którym Reacher nie dałby komuś w mordę, w międzyczasie posyłając kulki komu innemu.

To się trochę kłóci z tym co znam z książek, gdzie do wielkiej konfrontacji dochodziło dopiero w kulminacyjnym momencie. Wcześniej oczywiście zdarzały się głównemu bohaterowi tego typu ekscesy, jednak było to bardzo stonowane. Grubym przegięciem były też sceny, gdzie Jack niczym Superman bez mrugnięcia okiem łamał kości na pół, rozrywał łańcuchy, przebijał ściany etc. Wiadomo – to wielki silny koleś, który nokautuje jednym zamachem. Ale bez przesady, w kilku scenach wyglądało to, jakby przyjął w wojsku serum superżołnierza. Także rozbieżności między oryginałem a serialową wersją są, a jakże.

Zobacz również: Feria: Najciemniejsze światło – recenzja. Ciemno, letnio i trochę śmieszno

reacher

Najbardziej zawiodłem się jednak na zbyt często występujących konwenansach typowych dla filmów akcji z lat 90. I tu będzie lekko spoilerowo. Standardowo Jack jest najszybszy i najsilniejszy. Oczywiście, że w finalnym starciu każdy walczy z tym, kto najbardziej zalazł mu za skórę. Ale do cholery. Scena, w której Jack wychodzi z płonącego magazynu PO TYM, jak ten wybuchł, przekroczył wszelkie granice tolerancji. Nie obraziłbym się tak nawet gdyby wychodził i miał wybuchający (oczywiście w zwolnionym tempie) magazyn za plecami. Jednak ta podkreślana wielokrotnie niezniszczalność głównego bohatera pod koniec zaczęła męczyć. Tak jak wspomniałem za dużo tu klisz z klasyków kina akcji, do których opowieści o Jacku Reacherze się nie zaliczają. On jest niebezpiecznym twardzielem, ale jest też chłodny i racjonalny. Nie chcę tutaj scen, które z pocałowaniem ręki wykorzystaliby twórcy Szybkich i Wściekłych.

Podsumowując?

Chociaż ile bym nie znajdował w tym serialu głupotek, dziur, czy niedociągnięć, to jest po prostu całkiem niezła produkcja. Śmiało mogę ją nazwać luźną adaptacją z dobrze dobranymi aktorami, wartką akcją i dobrze poprowadzoną fabułą, która raz zaskakuje, a raz jest do bólu przewidywalna. Reachera polecam zarówno Fanom Lee Childa, jak i wielbicielom kryminalnych historii z typem inteligentnych twardzieli na pierwszym planie.

Plusy

  • Ciekawa, dobrze poprowadzona fabuła
  • Dobrze napisani bohaterowie, świetnie zagrany tytułowy bohater
  • Choreografia walk na wysokim poziomie

Ocena

7 / 10

Minusy

  • Zbyt częste głupoty typowe dla kiczowatego kina akcji
  • Ciut przy dużo bijatyk i strzelanin jak na opowieść o Jacku Reacherze
Czarek Szyma

#geek z krwii i kości. Miłośnik filmów, seriali i komiksów. Odwieczny fan Star Wars w każdej formie, na drugim miejscu Marvela i DC Comics. Recenzent i newsman. Poza tym pasjonat wszelakich sztuk walki, co zapoczątkowało oglądanie akcyjniaków w hurtowej ilości. O filmach i serialach hobbystycznie piszę od kilku lat. Ulubione gatunki to (oczywiście) akcja, fantasy, sci-fi, kryminał, nie pogardzę dobrą komedią czy dramatem.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze