Bridgertonowie – recenzja 2 sezonu. Na łasce socjety

Bridgertonowie powrócili w wielkim stylu. Mnóstwo dram, miłości i bogactwa. I chociaż ten sezon dostarcza dokładnie tych samych wrażeń, co poprzedni, nie dał mi aż tyle przyjemności. Bridgertonowie mają dużo problemów… ale i wiele zalet.

Pierwszy sezon Bridgertonów obejrzałam za jednym posiedzeniem. Wtedy, w tamtym czasie, potrzebowałam takiego serialu, jak Bridgertonowie. Niedorzecznego, głupiutkiego, w którym wiele rzeczy się nie klei. Równocześnie dostarczającego dużo emocji i wrażeń. Wciągającego. Bridgertonowie idealnie wpasowali się w moje potrzeby i dostarczyli mi masę rozrywki. Nie mogę tego samego powiedzieć o sezonie drugim. Obejrzałam go w całości, ale jakim kosztem?

https://www.youtube.com/watch?v=Zzsg592MXdI

Oczywiście trochę przesadzam. Doskonale wiedziałam, czego należy spodziewać się w tym sezonie. Jednak rzeczy, na które zdołałam przymknąć oko w sezonie pierwszym, w drugim wręcz mnie zadręczały. Kontynuacja skupia się na najstarszym z rodzeństwa Bridgertonów – Anthony’m. W jego życiu namieszają dwie piękne damy, które przybyły aż z Indii, aby znaleźć dla jednej z nich odpowiedniego męża.

Zobacz również: Zamiana z księżniczką 3 – recenzja filmu. Ocean 8 ale z Vanessą Hudgens x3?

Oba sezony są do siebie podobne na podstawowym poziomie. To ta sama historia tylko nieco inaczej zapakowana. Co gorsza, nawet postaci męskie, zdają się być przepisane. Anthony i książę Simon mają ze sobą tak wiele wspólnego, że zlewają mi się niemal w jedną osobę.

Bridgertonowie, Hugh Sachs, Golda Rosheuvel, Netflix
Bridgertonowie, Hugh Sachs w roli Brimsley’a, Golda Rosheuvel w roli Królowej Charlotte. Cr. Liam Daniel/Netflix © 2022

Muszę, bo się uduszę wspomnieć o tym, jak, w sposób absolutnie obrzydliwy, ci mężczyźni są usprawiedliwiani w serialu. Warto przy tej okazji nadmienić, że to zjawisko nie występuje tylko w tej produkcji czy w serialach w ogóle. Bardzo często można spotkać się z tym zarówno w serialach, książkach, jak i filmach. Przystojny, bogaty mężczyzna, który zachowuje się, jak zwykły burak i kawał dupka. Sprawia przykrość, nie tylko obiektowi swoich zainteresowań romantyczno-seksualnych, ale też swojej rodzinie czy przyjaciołom. I kiedy widz ma go już naprawdę dość. Kiedy jest wkurzony na to, jak ten nieznośny bohater postępuje… wtedy zaczyna się widzowi grać na emocjach. W jaki sposób? Przecież ten brutalny i oschły mężczyzna, tak naprawdę, w głębi duszy i serca swego, cierpi. Jego zachowanie to tylko jego „zbroja”, która chroni go przez zranieniem. Jest straumatyzowany i ma święte prawo, żeby traumatyzować wszystkich, których na swej drodze spotka.

Zobacz również: Spencer – recenzja filmu. O Ptaszynie, która śmiała latać

Proszę mnie źle nie zrozumieć. Nie chcę lekceważyć traum z dzieciństwa czy innych przykrych doświadczeń zostawiających po sobie ślady w człowieku na lata lub nawet całe życie. One jednak nigdy nie powinny być wymówką! Tak, nadają szczerszy kontekst, lecz nie są powodem, aby komukolwiek wybaczać z miejsca. Anthony w moich oczach nie jest usprawiedliwiony i nie zasługuje na przebaczenie z tytułu trudnej przeszłości. W jednym z odcinków Daphne podsumowała go bardzo trafnie. Warto zwrócić uwagę na jej słowa.

Bridgertonowie, Simone Ashley, Adjoa Andoh, Shelley Conn, Charithra Chandran, Netflix
Bridgertonowie, Simone Ashley w roli Kate Sharma, Adjoa Andoh w roli Lady Danbury, Shelley Conn w roli Mary Sharma, Charithra Chandran w roli Edwiny Sharmy. Cr. Liam Daniel/Netflix © 2022

Równie celnie Edwina wypowiedziała się na temat Kate. Są to dwie nowe, główne bohaterki sezonu. Siostry są tak piękne, że zapierają dech w piersi. Obserwowanie ich duetu sprawiało mi niemałą przyjemność. Obie przechodzą też znaczną zmianę. Kate staje się nieznośnie irytująca, zaś Edwina przeistacza się w kobietę pokrzepiająco samoświadomą. Wreszcie dociera do niej prawda i zaczyna dostrzegać wszystko to, co wcześniej ignorowała. Poczyniła kilku bardzo celnych obserwacji. I choć jest dla Kate tak okrutna, że nawet zaczynamy jej współczuć, to ma absolutne prawo do takich emocji. Bez wahania mówi Kate na jej temat rzeczy, których ona sama pewnie długo by nie zauważyła.

Zobacz również: Cyrano – Recenzja filmu. Czy słowa mogą kochać?

To nad czym nie mogę przejść obojętnie, i co zdecydowanie najbardziej utrudniało mi zabawę, to fakt, że niemal wszystkie nieszczęścia, z którymi zmagają się bohaterowie, zostały przez wspomnianych bohaterów wywołane. I to z premedytacją! Nie jest to coś, co sprowadziło na nich okrutna socjeta czy niewyrozumiała rodzina. Oni sami doprowadzili siebie i swoich bliskich do większości problemów. Nie mogłam i nie chciałam o tym zapomnieć, przez co niemal nie byłam zdolna do współczucia.

Konflikty między rodzeństwem narastały i wybuchły. Scenarzyści musieli jednak jakoś tę sytuację rozwiązać. Jak tego dokonali? Najbardziej sztampowo, jak tylko można: jedna z postaci miała wypadek. Zjednoczył on wszystkich razem i pozwolił zapomnieć o urazach. Zirytowana do granic, w czasie siódmego odcinka, zaczęłam zgadywać, co nastąpi jako kolejne. I wiecie co? Ani jedno pudła. Czyżbym była aż tak przenikliwa? Nie, to scenariusz jest tak przewidywanie napisany. Czy to bardzo przeszkadza? Zależy. Mnie to wyjątkowo raziło. Nie byłam zaskoczona, bo dokładnie tego się spodziewałam, ale Bridgertonowie, pomimo swojej otoczki, jest też na swój sposób przekorny. Liczyłam więc po cichu na to, że pokażą nam język. Nie zrobili tego.

Zobacz również: Dom Gucci – recenzja filmu. Dawno temu też zaufałem pewnej kobiecie

Bridgertonowie, Netflix
Bridgertonowie, Shelley Conn w roli Mary Sharma, Ruth Gemmell w roli Lady Violet Bridgerton, Simone Ashley w roli Kate Sharma, Luke Newton w roli Colina Bridgertona, Charithra Chandran w roli Edwiny Sharma, Claudia Jessie w roli Eloise Bridgerton, Luke Thompson w roli Benedicta Bridgertona, Will Tilston w roli Gregory’ego Bridgertona, Florence Emilia Hunt w roli Hyacinth Bridgerton, Adjoa Andoh w roli Lady Danbury, Jonathan Bailey w roli Anthony’ego Bridgertona. Cr. Liam Daniel/Netflix © 2022

Dużo o wadach więc czas na kilka słów o zaletach. Bardzo lubię relacje między rodzeństwem. Nie tylko samych Bridgertonów, ale także pań Sharma. Ta bezwarunkowa miłość i wsparcie są bardzo budujące. Oczywiście, kłócą się, czasem się krzywdzą i mówią sobie okrutne, choć często prawdziwe, rzeczy. Lecz zawsze o siebie dbają. Kocham historie o dużych rodzinach i ich relacjach. Lubię Bridgertonów. Jako całość, bo osobno jest trochę inaczej.

Bohaterowie drugo- i trzecioplanowi są przeróżni ale żadna z tych postaci nie przechodzi jakiejś widowiskowej zmiany. Eloise wciąż jest irytująca. Jej przyjaciółka Penelope w tym sezonie była męcząca. Zresztą sama postać Pen zdaje się umęczona i znękana. Colin nadal jest ślepy i zagubiony, natomiast Benedict błyszczy. Przypuszczam, że (a być może już to potwierdzono) trzeci sezon będzie właśnie o nim. Zdobył moją ogromną sympatię i, mam nadzieję, że kiedy dostanie swój sezon to się nie zmieni. Nawet najmłodsi z rodzeństwa, ignorowani i przemykający w tle, dostali ze dwa zdania do powiedzenia. Niewątpliwą perłą drugiego planu była jednak lady Featherington. W pierwszym sezonie również się wyróżniła, jednak w tym złapałam się na kibicowaniu jej, a w odcinku finałowym, prawdziwie ją polubiłam. Królowa oraz lady Danbury są sobą i działają świetnie. Muszę przyznać, że niejako stanowią podstawę dla tego tytułu. Nie może ich zabraknąć.

Zobacz również: Skandal w brytyjskim stylu 2 – recenzja miniserialu. They’re toxic

To, co nieustannie mnie zachwyca, już od pierwszego sezonu, to ścieżka dźwiękowa. Kocham to, że w serialu wykorzystywane są utwory współczesne ale odpowiednio zaaranżowane. Zawsze się uśmiecham, kiedy widzę bohaterów sunących po parkiecie sali balowej w rytm przearanżowanej piosenki Miley Cyrus czy Madonny. Cudowne! Jednocześnie idealnie ujmuje to to, czym ten serial jest. Bo choć stwarza pozory, że oglądamy bohaterów w czasie Regencji to wszyscy wiemy, że jest to jedynie konwencja. Jest to przepiękne, czarujące, zachwycające i klimatyczne, ale wciąż to jedynie opakowanie. Bo ten serial w istocie jest niezwykle współczesny, choć nieprzyzwoicie naiwny. I właśnie to najbardziej mi się w Bridgertonach podoba.

Bridgertonowie, Simone Ashley, Jonathan Bailey, Netflix
Bridgertonowie, Simone Ashley w roli Kate Sharma, Jonathan Bailey w roli Anthony’ego Bridgertona. Cr. Liam Daniel/Netflix © 2022

Bridgertonowie wyróżnili się jeszcze jedną rzeczą. Wybranie na główną, a nawet główne, bohaterki dwie Hinduskie kobiety to fantastyczna decyzja. Zapewnienie reprezentacji większości mniejszości jest coraz popularniejsze i staje się wręcz standardem. Jednak kiedy próbuję przypomnieć sobie jakiś serial, gdzie mogę obejrzeć Hinduskę (lub Hindusa) w głównej roli to mam pustkę w głowie. W ogóle jest to w tym serialu znakomite, że zupełnie nie martwi się zachowywaniem pozorów, że trzymają się faktów historycznych. W okrutnej socjecie możemy zobaczyć arystokratów wszelkiej rasy. Uwielbiam to.

Chociaż mój seans nie był tak satysfakcjonujący, jakbym tego chciała to wciąż nie przeszło mi przez myśl, aby ten serial porzucić. Ponadto wzbudził we mnie tyle wrażeń i myśli, że wręcz rwałam się, aby o nim napisać. Pomimo licznych wad ja lubię Bridgertonów. Ten serial jest wobec widza szczery i uczciwy. Nie udaje, że jest inny niż w rzeczywistości. I ja to szanuję. Z pewnością obejrzę kolejny sezon.

Plusy

  • Zachwycające kostiumy i sceneria
  • Wątki rodzinne
  • Ścieżka dźwiękowa

Ocena

6 / 10

Minusy

  • Sztampa
  • Przewidywalny scenariusz
  • Pretekstowo napisana główna męska postać
Anna Paczkowska

Fanka dobrych (i niedobrych) seriali, wciągających książek, podcastów i płatków podusiaków (najpierw płatki, potem mleko!). Miłośniczka zwierząt, animacji i kdram. Wieczna nastolatka.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze