Cud, miód, Malina – recenzja książki. Współczesne czarownice wyprawiają niezłe hece

Cud, miód, Malina spod pióra Anety Jadowskiej to pozycja książkowa, która zawiera olbrzymią dozę ciepła i słodyczy. Już po samym spojrzeniu na okładkę człowieka w zachwyt zaweźmie, a po przeczytaniu pierwszych stronic historii Koźlaków pochłonie go doszczętnie.

Aneta Jadowska to nasza rodzima pisarka fantasy, której twórczość w głównej mierze opiera się na tworzeniu postaci o nadnaturalnych mocach. Podobnie jest i w przypadku książki Cud, miód, Malina, która opowiada historię młodziutkiej wiedźmy oraz jej wielopokoleniowej rodziny. Utwór ten jest zbiorem opowiadań, z czego dwie z nich zostały zaczerpnięte z innych, dotychczas wydanych już powieści autorki. Inne powiastki natomiast powstały w różnych odstępach na osi czasu – mamy tutaj zarówno historie przeszłości opowiadane przez seniorkę rodu, ale pojawia się również wątek reprezentowany przez młodą mamę z uroczymi bobasami.

Zastosowanie tego zabiegu sprawia, że czytelnik będzie wprost pochłaniał podawane mu przygody i skończy książkę podczas dwóch wieczorów. Ewentualnie rozciągnie czas poświęcony na czytanie do tygodnia… Ponieważ jakość opowiadań przypomina jak dla mnie czystą sinusoidę. Pierwsze z nich emitują olbrzymią dawką niezwykle intrygujących zdarzeń, natomiast później napotykamy się ze ścianą spowolnienia. Wątki sytuacyjne, w których znajdują się bohaterowie magicznie się przeplatają, tworząc niezwykle trwały węzeł gordyjski, w którym jesteśmy uwięzieni. Następnie książka nabiera po raz kolejny tempa wydarzeń, a my płynnie dryfujemy w kierunku nowych epizodów pełnych magii wiedźm.

Zobacz również: Czarownice nie płoną – recenzja książki. XXI wiek czy średniowiecze?

Powszechnie mawia się, że z rodziną wychodzi się najlepiej na zdjęciach. Stwierdzenie to nie ima się jednak w jakikolwiek sposób do rodziny reprezentowanej przez feministyczny klan Koźlaczek. Niebotycznie rozbudowane drzewo genealogiczne (w którym nietrudno o pogubienie się) jest zlepkiem wielu pokoleń, z którego każde przeżywało rozterki swoich czasów. Na przestrzeni mijających lat przedstawione bohaterki oprócz poszerzania swoich horyzontów myślowych starają się trzymać coraz bliżej siebie. W końcu wszelkie chwile słabości i samotności uświadomiły je prawdziwie, że większą siłę osiągnie się działając w zgranym zespole. Lub też sabacie, skoro mówimy tutaj o czarownicach.

Cud Miód Malina

Zobacz również: Muzeum Dusz Czyśćcowych – recenzja książki. Polska literatura grozy 20-lecia międzywojennego

Wydawać by się mogło, że współczesne czarownice nie istnieją. Istnieją jak najbardziej, jednak ich obecność może nie wydawać się tak oczywista jak to było w średniowieczu. Te obecne związują włosy w kok, zakładają na nie olbrzymią kokardę i pędzą na co poranną zmianę w kawiarni Star Bunny, by parzyć wyborne latte. Po dniu pracy natomiast przebierają się w wygodne ubrania i w rodzinnym gronie odprawiają wszelkie czary. Okazjonalnie tańczą wokół ogniska, zakradają się po zakazane w grimuarze zaklęcia opatrzone czerwonym kolorem czy chadzają po dachach. Czarownice bardzo często spędzają swoje życie w samotności. Mężczyźni, którym udało zakochać się w wiedźmie zazwyczaj nie wytrzymywali życia w ciągłym biegu, które na dodatek było przepełnione magią. Przy okazji czuli się oni gorsi, gdy ich kobieta stawiała swoją rodzinę wyżej w hierarchii od nich samych. W taki oto sposób klan Koźlaczek można zaliczyć w pewien sposób do niezwykle silnych i niezależnych.

Osiem rozdziałów, które przypadają na akcję całej książki są opowiadane przez różnych członków rodziny, jak na antologię przystało. Jedyny wyjątek stanowi tutaj opowieść Klona Drzewieckiego, który jest chłopakiem Maliny Koźlak, czyli głównej bohaterki całej historii. Jak dla mnie został on przedstawiony jako jedna z najlepiej prezentujących się postaci oraz tych, które najwięcej wnoszą w funkcjonowanie całej hierarchii. Posiada on moc władania nad roślinami i szalone pomysły. Ujawniają się one chociażby podczas meczu piłki, gdy znienacka zamierza się on oświadczyć swojej wybrance. Malina schodzi prawie wtedy na zawał, natomiast nasz pan magiczna fasola zostaje przemieniony na parę dób w zgrabniutką kozę. To właśnie po tej sytuacji zaczynamy poznawać rozległą rodzinkę Koźlaczek.

Zobacz również: Niewidzialny – recenzja książki. Kowalski jednak nie aż taki szary

Inną postacią, która wyróżnia się na tle pozostałych jest zdecydowanie seniorka rodu, czyli Narcyza Koźlak. Pomimo swojego dojrzałego wieku, uwielbia ona robić rzeczy, na które większość jej rówieśniczek nie miałaby zwyczajnie odwagi lub siły. To właśnie ona zgrabnie popyla w jaskrawym dresiku, by wpuścić łomot złolom, którzy uprzykrzają życie jej rodzinie. Jest przy tym niezwykle bystra, bowiem udaje jej się podczas gry w karty zwyciężyć żeton Klona Dębomira Drzewieckiego, który był przedmiotem paktu podpisanego z demonem. Liczenie kart wydaje się być z grubsza podstawową umiejętnością, jednakże gdy do gry wkracza czarna magia przestaje to być taką oczywistością.

Swoją drogą, każdorazowe użycie czarnej magii, spowija osobę korzystającą z zaklęcia obrzydliwym zapachem siarki. Wyobraźcie sobie, że chcecie iść na randkę z waszą wymarzoną osobą i przed spotkaniem rzucacie na siebie czar odmładzający. Wszystko jest cacy i ładnie, dopóki na swojej drodze nie spotkacie czarownicy znajdującej się po przeciwnej stronie barykady. Z łatwością może ona wyczuć niecnie zastosowany przez was czar oraz spróbować go odczynić. I wtedy bum – sylwetka powraca do codziennego wyglądu, a na dodatek zyskujecie aurę perfum wprost od najlepszego alchemika. Porażające pierwsze wrażenie gwarantowane.

Cud Miód Malina

Zobacz również: Harry Angel – recenzja książki. Anioł czy Diabeł?

Początkowo sięgając po Cud, miód, Malina możemy odnosić wrażenie, że książka przeznaczona jest dla osób młodszych, co jest spowodowane barwną, choć lekko dziecięco wyglądającą oprawą książki. Nic bardziej mylnego. Przez poruszaną tematykę czy zastosowane na niektórych stronach słownictwo zdecydowanie poleciłabym ją starszej młodzieży. Autorką okładki oraz ilustracji ozdabiających wnętrze książki jest Magdalena Babińska, która wykonała naprawdę cudowną pracę. Mocne linie, wyraźnie zarysowane kontury oraz scenerie przepełnione najmniejszymi detalami zdecydowanie można ująć za jej konik. Naprawdę nadają one wyjątkowego charakteru całokształtowi książki, która i tak jest magiczna.

Cud Miód Malina

Reasumując, książka jest naprawdę intrygująca oraz ujmująca za serduszko swoim ciepłem rodzinnym. Mamy wątki kryminalistyczne, dopracowane ilustracje oraz ześwirowanych bohaterów, z którymi nie sposób się nudzić. Jeśli nie macie pomysły po jaką książkę sięgnąć, wówczas poleciłabym właśnie Cud, miód, Malina. Niech czarodziejska moc porwie was w swoje szpony, a przy okazji zabawi niezwykle błyskotliwymi opowieściami należącymi do tej antologii.

Autor: Aneta Jadowska
Wydawca: Sine Qua Non Imaginatio
Data wydania: 28 października 2020
Oprawa: twarda
Liczba stron: 416
Dostępne wersje: papierowa / ebook / audiobook

Plusy

  • Zbalansowane charaktery i usposobienia postaci kobiecych
  • Przedstawienie bardzo ważnych, życiowych wątków
  • Wspaniałe ilustracje

Ocena

9 / 10

Minusy

  • Mnogość rozległych wątków połączona w jednej opowieści, co przekłada się na przemęczenie czytelnika
  • Bardzo rozbudowane drzewo genealogiczne, w którym łatwo się pogubić pomimo podanej rozpiski na początku książki
Weronika Sweeleo Zator

Miłośniczka gier na konsole starszej generacji oraz komputerowych tytułów fantasy i RPGów. Po godzinach robiąca cosplaye postaci z popkultury, które wcale nie są tak mobilne jak przedstawiają je twórcy gier. Kofeina i poduszki z nadrukami anime waifu to moi wieczni sprzemierzeńcy („• ᴗ •„)

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze